zdj:flickr/Santi/Lic CC
(Mt
21,33-43.45-46)
Jezus powiedział do Arcykapłanów i starszych ludu: Posłuchajcie innej
przypowieści! Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem,
wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom
i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by
odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili,
drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej
niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do
nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy
zobaczywszy syna mówili do siebie: To jest dziedzic; chodźcie zabijmy go, a
posiądziemy jego dziedzictwo. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili.
Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami? Rzekli
Mu: Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim,
którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze. Jezus im rzekł: Czy nigdy nie
czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili budujący, stał się
głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach. Dlatego powiadam
wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce.
Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi.
Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za
proroka.
Mili Moi…
Nieczęsto zdarzają
mi się takie luki w pisaniu. Przepraszam tych, którzy sobie tu czasem zaglądają
i nic nie znajdują… Ostatnie dni mocno szalone, ponieważ mieliśmy gościa. Nawiedził
nas Wikariusz naszej zakonnej prowincji, o. Leszek i jak to z gośćmi bywa – są źródłem
dużej radości, ale prowokują nieco zmian w codziennym rytmie. Pojeździliśmy
więc nieco w tych dniach, pokazując gościowi kilka miejsc. Pogawędziliśmy i
omówiliśmy ważne sprawy naszej codzienności. Dobry czas, który zakończył się
dziś odlotem gościa do Polski.
Poza tym
zwyczajnie… Twórczość kaznodziejska w języku angielskim. Twórczość po polsku,
bo jutro dzień skupienia dla parafii. Spotkania. W tym tygodniu nasz Klub
Literacki zdecydowanie skrytykował książkę Olgi Tokarczuk „Księgi Jakubowe”.
Tylko trzy osoby zdecydowały się przeczytać owe 900 stron. Niestety z pełnym przekonaniem
mówię – stracony czas. Wkrótce następne spotkanie z książką – „Ojciec Eliasz.
Czas Apokalipsy” Michaela O’Briena. W tych dniach również zdołałem ją
przeczytać. Po raz drugi wprawdzie, ale pozostawiła we mnie znów niezatarte
wrażenie. Dziś zaś wieczorem kręgle z młodzieżą. Zgłosiło się około 20 osób.
Zobaczymy jak nam ten pierwszy wspólny wypad się uda.
A poza tym powolne
meblowanie mojego pięknie wyremontowanego pokoju. Remont właściwie skończony. Jeszcze
tylko w poniedziałek wielkie sprzątanie i będzie można się przeprowadzać. Choć
już dziś to moje pisanie dokonuje się próbnie przy nowym biurku… Całkiem
przyjemnie i wygodnie… Może w tym miejscu mój doktorat zacznie się wreszcie
rodzić…
A dziś namysł nad…
zazdrością i jej destrukcyjnym wpływem. W pierwszym czytaniu historia Józefa
egipskiego, którego bracia sprzedają w niewolę. Z zazdrości. Gdzie tkwi jej
przyczyna? Zdaje się, że w fakcie braku poczucia bycia kochanym. Niekochany
człek (albo ten, któremu wydaje się, że nie jest wystraczająco kochany), nie
jest w stanie ucieszyć się swoim własnym życiem. Nie widzi łaski, dobra i tego
wszystkiego, co posiada. Zamiast tego skupia się na życiu innych, u których
oczywiście dostrzega to wszystko, czego sam zdaje się nie mieć. Zaczyna żyć
cudzym życiem bardziej, niż własnym. Nie mogąc mieć tego, co inni, wchodzi
często w subtelne formy zemsty. Ironia, sarkazm, kpina, pogarda – to tylko
niektóre z form przemocy zrodzonej z zazdrości. I te muszą podlegać moralnej
ocenie.
Sama myśl, czy
uczucie, które w sercu się rodzi, nie są jeszcze niczym dramatycznym.
Zwłaszcza, że nie do końca nad nimi panujemy. Po prostu się pojawiają. Ale jeśli
nie pozwolimy im ulecieć tak szybko, jak się pojawiły, możemy ostatecznie
stanąć w opozycji nawet wobec Boga samego, obarczając Go „winą” za tę jawną
niesprawiedliwość. Bo przecież inni mają tak wiele, a ja prawie nic... A skoro
mam tak niewiele, skoro Pan Bóg mnie tak drastycznie pominął w swojej hojności,
to już tylko krok do starego jak świat – nie będę służył… Moje jest moje i
nikomu (nawet Bogu, a może zwłaszcza Jemu) nic do tego.
Co z tym zrobić?
Jak się bronić? Wydaje się, że pomocne mogą być trzy kierunki. Niejako trzy
mocne punkty świadomości. Po pierwsze – jestem kochany. Po drugie – moje życie
jest cudowne. Po trzecie – nie muszę się z nikim porównywać. Doświadczając tych
trzech prawd zobaczysz światełko w tunelu… Po prostu ku niemu idź… W tym
świetle nie ma miejsca na zazdrość… Tam jest pokój….