poniedziałek, 1 lutego 2016

proboszcz... czy to naprawdę o mnie?


(Łk 4,21-30)
Począł więc mówić do nich: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: Czy nie jest to syn Józefa? Wtedy rzekł do nich: Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum. I dodał: Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman. Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.


Mili Moi…
Niezwykły dzień za mną… Otóż dziś miała miejsce Msza Święta z liturgicznym obrzędem instalacji nowego proboszcza. Wiem, że brzmi to dość zabawnie, ale co ja na to poradzę? W każdym razie gościliśmy dziś biskupa Franka, który wprowadził mnie w posługę pasterską w naszej parafii w Bridgeport. Przyznam szczerze, że właściwie do samego końca Mszy miałem takie poczucie, jakby to wszystko nie dotyczyło mnie, jakby chodziło o kogoś innego. Właściwie żadnego stresu, co mnie samego zdumiało. Ale za to wiele radości. Usłyszałem dziś wiele ciepłych słów pod moim adresem. Wszystko to było nawet trochę zawstydzające, bo nie podejrzewałem nawet, że otacza mnie tak wiele życzliwości. To bardzo cieszy. Ale jeszcze bardziej cieszy wysoka frekwencja parafian i gości. Przygotowaliśmy poczęstunek na dwieście osób i w pewnym momencie pojawił się nawet niepokój, że nie wystarczy dla wszystkich. Ale głodny szczęśliwie nikt nie wyszedł. Co więcej, pojawiały się również komentarze – ojcze, nie jesteśmy stąd, ale w waszej parafii tak wiele się dzieje, i tak bardzo nam się tu podoba, że planujemy się do was zapisać… Takie chwile są najpiękniejsze. Moje marzenie, żeby zapełnić ten kościół ludźmi staje się coraz bardziej realne. Piękne chwile i ogromna życzliwość księdza biskupa. Dziś zapewnił mnie, że gdybym czegokolwiek potrzebował, mam nie wahać się dzwonić do niego bezpośrednio, a on już zadba o to, żeby pomóc. Wielki człowiek, prosty i serdeczny. Cieszę się, że jest naszym biskupem. I oczywiście, jak zawsze, jestem oczarowany jego homilią. Dziś mówił o rodzinie, która potrzebuje ojca. I ta parafialna, nasza rodzina, zyskała dziś nowego ojca. Dziękował poprzednikowi, o. Stefanowi. Piękna chwila. Cały kościół stojących i klaszczących z wdzięcznością wiernych. O. Stefan – piękny człowiek, święty proboszcz, mój nauczyciel… A od jutra zaczyna się szara rzeczywistość…  Choć czy szara? Nie z takimi ludźmi, jak moi parafianie. Tu jest moja Ziemia Święta na ten czas… Tu jest mój dom…

Tu jest moja misja… A gdzie jest Twoja? Bo dziś Jezus mówi o posłudze prorockiej. On sam był prorokiem niezwykłym. A my wszyscy w tej Jego misji uczestniczymy. Z faktu chrztu ona wynika. Wszyscy jesteśmy prorokami, czyli tymi, którzy mają wprowadzać w ten świat Boże Słowo, mają je głosić, mają przemawiać w Jego imię.

Stanął mi dziś przed oczami św. O. Maksymilian, który podczas drogi do obozu mówił braciom – zobaczcie, jedziemy na misję, wiozą nas za darmo do miejsca, gdzie będziemy mogli głosić Ewangelię. My obecnie żyjemy w kraju, gdzie nie trzeba szukać niewierzących ze świecą. Wystarczy wyjść na ulicę, a z pewnością po chwili się ich spotka. Różne kolory skóry, różne kultury, różne religie. A Bóg nieustannie zapewnia wszystkich o swojej miłości. Kto jednak im wszystkim o tym powie, jeśli nie my? Kto przekażę tę radosną wieść, że Bóg się troszczy o każdego człowieka i szuka go po życiowych bezdrożach?

Nie wolno nam spocząć! Trzeba nam wciąż odkrywać w sobie tę miłość, której On jest źródłem, tę miłość, która czuje się odpowiedzialna za innych, tę, która pragnie dobra drugiego człowieka, której na nim zależy. Żeby ją odkryć i żeby stać się prorokiem trzeba tylko jednego – wsłuchać się w Boży głos. Prorok to ktoś, kto słucha i dla kogo Boże Słowo jest ważniejsze, niż jakiekolwiek ludzkie… Słuchaj więc i idź… Bo nigdy nie zabraknie Ci ludzi do kochania… Misja proroków wciąż trwa…

1 komentarz: