środa, 3 lutego 2016

brać Go w ramiona...


(Łk 2,22-40)
Gdy upłynęły dni oczyszczenia Maryi według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela. A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu. Była tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostawała wdową. Liczyła już osiemdziesiąty czwarty rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy. A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta - Nazaret. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.

Mili Moi…
Dziś postanowiłem się nieco wyciszyć po niedzielnych uroczystościach i zadbać trochę o swoją duszę. Wybrałem się więc na dzień skupienia do Spencer, MA, gdzie mieści się najbliższe nam opactwo trapistów. To zakon o długiej tradycji i najsurowszej chyba obecnie regule w Kościele. Kilka lat temu miałem okazję nawiedzić ich klasztor w Louisville, czyli w miejscu, gdzie żył i pracował Tomasz Merton. I powiem szczerze, że dzisiejszą wizytą byłem nieco rozczarowany. Podczas gdy w Louisville sporo troski wkłada się w serdeczne przyjęcie gości, to w Spencer nawet łazienki nie ma, z której można by skorzystać. Wszystko zamknięte na głucho… No ale duch najważniejszy… Dziś wróciła mi cała przytępiona nieco tęsknota za życiem zakonnym z prawdziwego zdarzenia. Za duchowością, ceremoniałem i… ciszą. Tam aż dudni w uszach od ciszy. Tak strasznie jej potrzebowałem, że nie mogłem się nią wprost nasycić. Pomedytowałem, poczytałem, pomodliłem się, pospacerowałem… Piękny czas.

A wieczorem Nieszpory na zakończenie Roku Życia Konsekrowanego z osobami konsekrowanymi pracującymi w naszej diecezji. Jest tu obecnych 38 zgromadzeń (z czego 10 męskich). Nieszpory oczywiście z rozmachem, po amerykańsku, dziewięćdziesiąt minut. Dziwiłem się nawet, że bez jedzenia udało im się tak długo wytrwać… Ale było to poruszające… Patrzeć na sędziwe siostry, które swoje życie poświęciły Kościołowi. Obraz interesujący. Bezhabitowe – same staruszki. Te w habitach – kwitnąca młodość. Znak, który może ktoś, kiedyś odczyta, bo dziś tak wielu usiłuje zamknąć na niego oczy. Przewodniczący liturgii przywołał jedną sytuację, kiedy to profesor po egzaminie zapytał kleryka, czy jest jakaś postać w Biblii, którą by chciał naśladować. Ów młodzieniec odpowiedział – tak, Symeon, bo on trzymał w swoich ramionach Jezusa.

To najważniejsze zdanie dla mnie z całego wieczoru. Ono również staje się we mnie komentarzem do dzisiejszej Ewangelii. Być jak on, Symeon… Doczekać się. Brać Go w ramiona… To było moje marzenie zanim zostałem kapłanem. Od kiedy ta łaska stała się moim udziałem czekam już tylko na jedno – kiedy On weźmie mnie w ramiona i zaniesie do domu Ojca. Dziś modliłem się w katedrze, żeby nadszedł taki dzień, że z głębi mojego serca będę mógł zawołać ze szczerym pragnieniem – teraz o Panie pozwól odejść swemu słudze w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie…

Jeśli nie odejdę tej nocy, jutro znów stanę przy ołtarzu, wezmę Go w ramiona i podam moim braciom… Mój największy skarb – Jezusa. Doczekać się nie mogę…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz