piątek, 29 stycznia 2016

świecący...

zdj:flickr/LMAP/Lic CC
(Mk 4,21-25)
Mówił im dalej: Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. I mówił im: Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma.


Mili Moi…
Udało mi się dziś zakończyć przygotowania do sobotniego, comiesięcznego dnia skupienia. Ja się już jednak starzeję. Coś, co kiedyś zajmowało mi jeden dzień, dziś zajmuje cztery. Ale może to też inne czynniki mają na to wpływ… Jak choćby walenie robotników w ściany… Mija miesiąc od rozpoczęcia remontu. Może to potrwać jeszcze dwa tygodnie. Wytrzymam? Spróbuję…

Dziś kolejny pierwszy raz… Tym razem przesłuchanie przez policję… No, może przyjacielska rozmowa raczej :). Na temat kradzionego samochodu stojącego pod naszym kościołem. Czy coś widziałem, czy długo tu stoi i tym podobne…. A gdybym sobie coś przypomniał, albo coś zauważył, to żebym dał znać… No jak na filmie :). Odchodząc pomyślałem sobie, że kolejna scena to dwaj policjanci wymieniający uwagi w stylu – on coś wie, kogoś kryje, postawcie pod kościołem jednego człowieka, tylko niech nie rzuca się za bardzo w oczy… :) Ach ta bujna wyobraźnia… Takie to nasze małe Portoryko…

A dziś Pan mówi o misji światła. Zastanawiałem się dlaczego tak niewielu chrześcijan decyduje się ją podjąć. I stanęły mi przed oczami właściwie dwa naczelne motywy. Pierwszy to pokora (fałszywa), która podpowiada – przecież ja nic nie mam, nie umiem, nie potrafię, jestem szary, przeciętny, mały i biedny. Może inni, ale na pewno nie ja… Tymczasem lampa świecąc nie zastanawia się nad intensywnością światła. Po prostu robi to, do czego jest przeznaczona. Nie skupia się na sobie, ale raczej na celu, dla którego istnieje. „Wie”, że światło nie pochodzi od niej. „Wie”, że ktoś wkręcił żarówkę i ją włączył. „Wie” i po prostu świeci…

Po wtóre, i to może nawet ważniejsze, wraz z pokorą występuje często obawa… O skoki napięcia. Wielu z nas wie, że jeśli zaczniemy świecić i przyzwyczaimy do tego ludzi, jeśli rozświetlimy ciemności ich grzechu i skonfrontujemy ich z prawdą, a po jakimś czasie przygaśniemy, to ludzie nam tego nie wybaczą i nie zostawią na nas przysłowiowej suchej nitki… Chciało się świecić, chciało się żyć inaczej, a teraz proszę… Oto prawda o świecących. Byle jakie to światło. Otóż nie… Światło doskonałe, byle jaka jest lampa. Jeśli uznamy prawdę o sobie, o własnym grzechu. Jeśli założymy już u początku, że będziemy świecić raz jaśniej, raz ciemniej, że będziemy się uczyć przyjmowania i przekazywania światła, to żadna krytyka nie będzie dla nas straszna. Każde złe słowo utonie bowiem w Bożym świetle, rozproszy się i przepadnie. Ten zaś, kto raz tym światłem zaświeci, nie będzie chciał już nigdy zgasnąć, ale zrobi wszystko, żeby świecić jaśniej… Czasem dla ludzi. A czasem wbrew nim…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz