sobota, 30 maja 2015

owocuj...


zdj:flickr/Dana/Lic CC
(Mk 11,11-25)
Jezus przybył do Jerozolimy i wszedł do świątyni. Obejrzał wszystko, a że pora była już późna, wyszedł razem z Dwunastoma do Betanii. Nazajutrz, gdy wyszli oni z Betanii, odczuł głód. A widząc z daleka drzewo figowe, okryte liśćmi, podszedł ku niemu zobaczyć, czy nie znajdzie czegoś na nim. Lecz przyszedłszy bliżej, nie znalazł nic prócz liści, gdyż nie był to czas na figi. Wtedy rzekł do drzewa: Niech nikt nigdy nie je owocu z ciebie! Słyszeli to Jego uczniowie. I przyszedł do Jerozolimy. Wszedłszy do świątyni, zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni, powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy sprzedawali gołębie, i nie pozwolił, żeby kto przeniósł sprzęt jaki przez świątynię. Potem uczył ich mówiąc: Czyż nie jest napisane: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców. Doszło to do arcykapłanów i uczonych w Piśmie, i szukali sposobu, jak by Go zgładzić. Czuli bowiem lęk przed Nim, gdyż cały tłum był zachwycony Jego nauką. Gdy zaś wieczór zapadał, [Jezus i uczniowie] wychodzili poza miasto. Przechodząc rano, ujrzeli drzewo figowe uschłe od korzeni. Wtedy Piotr przypomniał sobie i rzekł do Niego: Rabbi, patrz, drzewo figowe, któreś przeklął, uschło. Jezus im odpowiedział: Miejcie wiarę w Boga! Zaprawdę, powiadam wam: Kto powie tej górze: Podnieś się i rzuć się w morze!, a nie wątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie. Dlatego powiadam wam: Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie. A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie co przeciw komu, aby także Ojciec wasz, który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia wasze.

Mili Moi...
Darujcie, że ostatnio tak nieregularnie tu zaglądam... Ale dziś postawiłem ostatnią kropkę. Plan został zrealizowany. Napisałem wszystko, co chciałem przed moim wyjazdem. Nie wiem co prawda jaką to ma wartość. Dowiem się tego wkrótce. Niemniej kosztowało mnie to bardzo dużo... Gdybym miał określić to jednym słowem to przychodzi mi na myśl "czyściec". I właśnie dlatego nie chcę mieć z nauką więcej wspólnego, niż to konieczne. Uczciwe zrealizowanie zadania, które przede mną, a potem... Żegnajcie białe karty... I zwoje mózgowe do wymiany...

Jedynym lekarstwem na to napięcie zrodzone w perspektywie pisania były w te dni kijaszki... Ludzi nad morzem coraz więcej... I nieustanne pytania - po co ci te kije? I oczy wielkie jak talerze... Bo nikt nigdy o niczym takim tu nie słyszał...

A poza tym...? Czas sobie przypomnieć gdzie leży paszport. Do wylotu już tylko pięć dni. Dziś dopiero to do mnie dotarło. A nawet nie zacząłem myśleć o tym, co zabrać i po co to zabierać :) Godziny lotów potwierdzone, więc nic, tylko czekać na ten dzień...

A w Słowie dziś odnajduję pytanie o owoce mojej wiary... Bo moje życie niczym drzewo figowe... Zawsze coś tam na gałęziach winno mieć... Jeśli nie ma, to gdzie leży problem? A jeśli jakiś owoc jednak jest, to jaki? Czy Jezus byłby zadowolony i spożyłby ze smakiem? Więcej pytań, niż odpowiedzi... Jedno jest pewne... Wiara musi rodzić owoce. Jeśli ich nie rodzi, to jest jeszcze bardzo niedojrzała. Co więcej... Ma rodzić owoce na wszystkich gałęziach życia... Nie tylko w sferze religijnej. Tam o owce najłatwiej... Zawsze jakieś się znajdą... Ale tak naprawdę owocami ma być obsypane całe drzewo mojego życia... Jak to osiągnąć???

Ano prosić... Bo tylko Pan może sprawiać cuda... A chętnie to czyni. Co jest cudem? Przesadzenie morwy w morze? Przesunięcie góry? A może cudem jest odnowienie miłości do Twojego męża... A może przebaczenie Twojej żonie... A może pokonanie grzechu, z którym walczysz od lat... A może... Proś... Proś z wiarą... I spodziewaj się. Bo to najważniejszy warunek.

środa, 27 maja 2015

co mogę Mu dać?


zdj:flickr/Ashraf Saleh/Lic CC
(Mk 10,28-31)
Piotr powiedział do Jezusa: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą. Jezus odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.

Mili Moi...
No i kontynuuję moje pisanie. Dziś zakończyłem na 42 stronie i powoli podchodzę do lądowania. Mam nadzieję, że jutro postawię ostatnia kropkę w zaplanowanym fragmencie. A skoro idzie tak dobrze, to może uda mi się jeszcze dodać do tego artykuł, który jest wymagany do oficjalnego otwarcia przewodu doktorskiego. No zobaczymy jak to z weną będzie...

Poza pisaniem pojawiają się jeszcze inne obowiązki... Wczoraj dzień skupienia dla sióstr... Ostatni przed wakacjami i ostatni w tym składzie. U nich również zmiany po wakacjach. Pojawia się nowa wspólnota, przy naszej parafii w Clifton. Sióstr będzie o 100% więcej... Czyli w sumie już cztery :) Jak ja sobie poradzę z tak wielką grupą? :) O ile oczywiście nadal będą chciały mnie słuchać.

A dziś zakupiłem klimatyzatory okienne... Te, które mamy w domu pamiętają prezydenturę Kennedy'ego... To, co z nich wyfruwa, z pewnością nie służy zdrowiu. A od dziś... Nowoczesność w domu i zagrodzie... Jak widzicie na załączonym obrazku :)

A nad Słowem dziś próbowałem nazwać moją ofiarę dla Jezusa... Bo nie mogę sie odnaleźć w tym ewangelicznym opisie... Po prostu nie odczytuję rezygnacji z domu, pola, rodziny, jako ofiary... Wszystko to przyszło mi jakoś łatwo i nie czułem nigdy ciężaru tej decyzji. Więc co jest moim darem dla Jezusa? Co ja Mu tak naprawdę oddaję, bo przecież wszystko, co "moje", do Niego należy...

Dziś widzę w tym kontekście mój pobyt w Ameryce... Z jednej strony jest to rozłąka z ojczyzną, która jest dla mnie ważna. Z drugiej, moje zdolności językowe, które są źródłem wielu upokorzeń - kiedy chcę coś powiedzieć, a nie umiem... Po trzecie - pisanie doktoratu, kiedy duszę giną... Czyli innymi słowy wykorzystywanie cennego czasu na rzeczy, które w Królestwie Niebieskim nie będą zbyt wysoko punktowane. Ale ufam, że Pan zechce to przyjąć jako wyraz mojego posłuszeństwa decyzjom moich dobrych przełożonych...

Może to się wydawać błahe, może dla niektórych niewiele znaczące... Mnie to wszystko trochę kosztuje. Więcej, niż brak żony, dzieci, kariery, czy bogactw... I dlatego Jemu chwała, że tu jestem... Bo dzięki temu mam Mu co dać... Coś, co jest wymagające i kosztowne... A mam nadzieję, że i Jemu się podoba...



poniedziałek, 25 maja 2015

sługa i... wojownik...



(J 20,19-23)
Wieczorem w dniu Zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane.

Mili Moi...
No nie najłatwiejszy dzień z powodu wczorajszego nocnego czuwania. A pobudka już o 5.30. Bo o 6.00 trzeba otworzyć kościół. Ale z Bożą pomocą jakoś powoli dobiegamy do końca tego dnia. Mała radość na sumie - przyszło trzech kandydatów na ministrantów. Rekrutacja pośród dzieci pierwszokomunijnych. Mam taką wiarę, że będzie ich więcej, bo długi weekend rzeczywiście opróżnił nieco ławy kościelne. Zobaczymy więc za tydzień. I mam szczerą nadzieję, że ta gromadka przy ołtarzu się powiększy...

A po południu pierwszy piknik w tym sezonie... Związek Młodzieży Polskiej zaprosił nas na sympatyczne spotkanie. Ale nie mogłem zostać długo, bo czekała mnie jeszcze jedna wizyta domowa. Miłe grono, cichy zakątek, dobre rozmowy... Dziś zdałem sobie na nowo mocno sprawę jakie to ważne, żeby niedziela była dla Boga i dla braci. Żadnej pracy... I pewnie tak już będzie... Zamierzam zakończyć ją z książką...

Lubię Zesłanie Ducha Świętego... Uświadamiam sobie ponownie ile było takich Jego szczególnych zstąpień w moim życiu. I zawsze wracam wówczas do moich święceń kapłańskich. Mocniejszej interwencji sobie wyobrazić nie mogę. Kiedy człowiek wstaje z posadzki stając się zupełnie nowym stworzeniem, niosąc w sobie od tej chwili coś, co czyni go jednocześnie sługą i wojownikiem - sługą ludzkości, a wojownikiem wobec świata złych duchów. Kapłan, który wstaje z posadzki wyposażony...

Myślę o tym jakoś podwójnie intensywnie... Wczoraj w Gdyni święcenia przyjął Maciej... Dopiero co spowiadał się u mnie... Od wczoraj to ja go mogę prosić o spowiedź. Młody wojownik, który podobnie jak wielu z nas kiedyś, stanął u progu drogi, która jest zupełnie nieprzewidywalna...

Ale tak było również z Apostołami... Kiedy Duch ich posłał na zewnątrz, poza Wieczernik, chyba żaden z nich nie spodziewał się jak ta misja się rozwinie, nikt nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji tego odważnego gestu. On nie był jednorazowy. On był początkiem. Czegoś, co trwa do dziś. Kościoła głoszącego w mocy Ducha... Kościoła, który kocham i dla którego mam być gotów na wszystko... Dla którego chcę być gotów na wszystko...

A zatem... Przyjdź Duchu Święty...

niedziela, 24 maja 2015

Pasterz czuwa...


zdj:flickr/Kris Haamer/Lic CC
22 Obchodzono wtedy w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia świątyni. Było to w zimie. 23 Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona. 24 Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: "Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie!" 25 Rzekł do nich Jezus: "Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. 26 Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec. 27 Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną 28 i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. 29 Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. 30 Ja i Ojciec jedno jesteśmy". J 10, 22-30

Mili Moi...
Dziś jest jeden z tych busy days... Od rana w locie... Najpierw głosowanie. Wycieczka z proboszczem do New Britain i skreślenie z przyjemnością tego, co skreślić należało. Tu rzeczywiście doceniam smak patriotyzmu. Dwie godziny jazdy, żeby dokonać trzydziestosekundowego aktu obywatelskiego. Ale nie miałem najmniejszych wątpliwości, że tak trzeba. Przy okazji nawiedziliśmy naszego współbrata Jurka, który jest tam proboszczem.

Po powrocie zabrałem się za przygotowania do dzisiejszego wieczoru. Bo już za godzinę rozpoczynamy czuwanie przed Uroczystością Zesłania Ducha Świętego. Dziś pewnie pojawią się najwierniejsi, bo uroczystość wypada w jeden z długich weekendów amerykańskich i wiele osób odpoczywa wyjazdowo. Jutro pewnie też będą pustki w Kościele.

Ale przygotowania przygotowaniami, a o 16.00 w katedrze Msza Święta z okazji bierzmowania. Łączymy się z parafią katedralną, ponieważ za mało mamy kandydatów, żeby organizować tę uroczystość samodzielnie. W tym roku sześcioro naszych dzieciaków przyjęło ten sakrament. Ja oczywiście jak zawsze pod wielkim wrażeniem kazania bp. Caggiano. Kiedy mówił o skutkach bierzmowania, o Duchu i o tym, co On w nas sprawia, sam doświadczałem ogromnego wewnętrznego poruszenia. Ma "to coś" z góry... Chwała Najwyższemu za takich kaznodziejów...

Katedra wypełniona ludźmi różnych ras, kultur, języków... Żeby zrozumieć lepiej czym jest Ameryka, warto wspomnieć, że Modlitwa Wiernych była odczytywana po angielsku, po polsku, po hiszpańsku, po portugalsku, po wietnamsku, po kreolsku i w swahili. A wszyscy oni słyszeli swój język ojczysty (...) słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże (Dzieje Apostolskie). Tu niewątpliwie Duch musi się udzielać, pozwalając tak różnym ludziom żyć obok siebie i ze sobą...

A u nas dziś franciszkańskie święto, rocznica poświęcenia bazyliki asyskiej, więc i czytania inne... Ale Pan przemówił do mnie szczególnie taką świadomością przynależności... Ja przecież należę do Kogoś tak potężnego, że nikt, ani nic nie może się z Nim równać. Co więcej - nikt, ani nic nie może mnie wyrwać z Jego ręki. To powinno być w moim życiu źródłem ogromnego pokoju, bo przecież nie ma w nim nic, o czym mój Pan by nie wiedział. A jeśli On wie, to dlaczego ja się zamartwiam jakby nie wiedział?

Co więcej, On traktuje każdego z nas jak kogoś absolutnie wyjątkowego. Bo w istocie tacy jesteśmy. Nie ma drugiego, nawet podobnego do mnie egzemplarza. W tej niepowtarzalności, Bóg wchodząc w relację z nami, potrafi stworzyć klimat, w którym czujemy się tak, jakbyśmy byli absolutnie jedyni na świecie, a On jakby pochylał się tylko nad nami. Kiedy się modlimy, nie towarzyszy nam przecież myśl, że na świecie modli się w tym momencie milion innych osób, ale wydaje się nam, że Bóg jest skupiony tylko i wyłącznie na nas...

Wydaje się? Nie... Nie wydaje się nam... Tak rzeczywiście jest... On sobie radzi z tym milionem modlących się... On jest Bogiem... Który rzeczywiście pochyla się z troską nad każdym z nas. Jeśli tylko z ufnością do Niego wołamy... Innymi słowy - jeśli ta przynależność do Niego ma dla nas istotne znaczenie... Dla mnie ma... Dziś po raz kolejny przekonałem się jak wielkie...




piątek, 22 maja 2015

bojownicy...


zdj:flickr/David Kingham/Lic CC
(Dz 22,30;23,6-11)
W Jerozolimie trybun rzymski, chcąc dowiedzieć się dokładnie, o co Żydzi oskarżali Pawła, zdjął z niego więzy, rozkazał zebrać się arcykapłanom i całemu Sanhedrynowi i wyprowadziwszy Pawła stawił go przed nimi. Wiedząc zaś, że jedna część składa się z saduceuszów, a druga z faryzeuszów, wołał Paweł przed Sanhedrynem: Jestem faryzeuszem, bracia, i synem faryzeuszów, a stoję przed sądem za to, że spodziewam się zmartwychwstania umarłych. Gdy to powiedział, powstał spór między faryzeuszami i saduceuszami i doszło do rozdwojenia wśród zebranych. Saduceusze bowiem mówią, że nie ma zmartwychwstania, ani anioła, ani ducha, a faryzeusze uznają jedno i drugie. Zrobiła się wielka wrzawa, zerwali się niektórzy z uczonych w Piśmie spośród faryzeuszów, wykrzykiwali wojowniczo: Nie znajdujemy nic złego w tym człowieku. A jeśli naprawdę mówił do niego duch albo anioł? Kiedy doszło do wielkiego wzburzenia, trybun obawiając się, żeby nie rozszarpali Pawła, rozkazał żołnierzom zejść, zabrać go spośród nich i zaprowadzić do twierdzy. Następnej nocy ukazał mu się Pan. Odwagi! - powiedział - trzeba bowiem, żebyś i w Rzymie świadczył o Mnie tak, jak dawałeś o Mnie świadectwo w Jerozolimie.

Mili Moi...
Zakończyła się już kapituła w naszej kanadyjskiej kustodii, która, jak każda kapituła, mogła dokonać sporych zmian w naszym życiu. To w naszym zakonie główny organ dokonujący ważnych zmian. Tym razem jednak wszelkie zmiany nas ominęły i tymczasem wszystko zostaje po staremu. Innymi słowy, na razie kartonów szukać nie trzeba i spokojnie po urlopie spędzonym w Polsce, mogę wracać do pracy w Bridgeport.

A pracy nie brakuje... Pomijając już pisanie doktoratu, w którym dobrnąłem dziś do 30 strony, kontynuujemy biały tydzień z dzieciakami pierwszokomunijnymi... Dziś był dzień werbunku... Do służby liturgicznej ołtarza. Prowadziliśmy debatę, czy każdy ministrant musi zostać księdzem, a każda ministrantka ta "panią co to ma takie dziwne na głowie". No i doszliśmy do wniosku, że jednak nie. Pomogli inni obecni w kościele, których ministrancka przeszłość wcale nie doprowadziła do "bycia księdzem". Ale i taki wariant rozważaliśmy... W każdym razie gotowość w młodzieży jest... Zobaczymy czy przetrwa do najbliższej niedzieli...

Tymczasem Paweł rzuca dziś taki niewinnie wyglądający komentarz wiedząc doskonale jaki efekt nim wywoła. Zastanawiałem się, czy w ten sposób obnażył niespójność wierzeń żydowskich, czy tylko poziom duchowy swoich adwersarzy. Na pewno jednak skutecznie odwrócił uwagę od tego, co miało się stać istotą tego spotkania... Sąd nad nim i ocena jego postępowania...

Czasem sobie myślę, czy owi faryzeusze i saduceusze nie byli jednak przodkami współczesnych chrześcijan. W naszych środowiskach wystarczy również rzucić jedno, czy drugie kontrowersyjne hasło, a nasi bracia są gotowi prać się po pyskach w obronie... No właśnie? Czego? Zwykle swoich przekonań, swojej własnej pobożności, swojego zwyczaju i swoich własnych poglądów. W żadnym wypadku nie chodzi o prawdę Ewangelii, ani o oficjalne nauczanie Kościoła. Ono schodzi na plan dalszy. Ważne jest to, co ja myślę na ten temat, a kto tak nie myśli tego trzeba zwalczać wszelkimi sposobami...

A demon siedzi i zaciera rączki... Najskuteczniejszy sposób walki z katolikami... Od zawsze... "Na pobożność"... Jeden pobożniejszy od drugiego. A każdy wie najlepiej. I w ten sposób znakomicie odwraca się uwagę ludzi od Ewangelii i Jezusa Chrystusa, który NIGDY niektórych, tak ważnych przecież dla współczesnych katolików tematów nie podejmował... Nie roztrząsał... Nie zajmował się nimi...

Ale co On tam wie... Przecież my wiemy lepiej...

A ja tam zamierzam trwać przy mądrości starych zakonników, którą wpajano nam od początku formacji zakonnej... Wyrażała się w prostej maksymie - najpierw posłuszeństwo, potem nabożeństwo... A tego "demon pobożności" bardzo nie lubi... Bardzo, bardzo nie lubi...

czwartek, 21 maja 2015

dojrzewać do końca...


zdj:flickr/Mr. Pikachu/Lic CC
(Dz 20,28-38)
Paweł powiedział do starszych kościoła efeskiego: Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, nad którą Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was. A teraz polecam was Bogu i słowu Jego łaski władnemu zbudować i dać dziedzictwo ze wszystkimi świętymi. Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu. Po tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi. Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział: że już nigdy go nie zobaczą. Potem odprowadzili go na okręt.

Mili Moi...
Środa to zawsze taki trudny dzień, bo dopiero późnym wieczorem kończą się wszystkie moje obowiązki. Dziś było podobnie. Ale są związane z dużą radością, bo dziś po raz pierwszy do naszej wspólnoty dołączyli uczestnicy zakończonych już ostatecznie rekolekcji ewangelizacyjnych. Zrobiło się gwarno i tłoczno. Ale miejsca jeszcze wystarczy, więc gdyby ktoś chciał dołączyć, to szczerze zapraszamy. Dużo mam radości patrząc na tych ludzi. I naprawdę czuję się za nich odpowiedzialny... Niech łaska Boża wszystkich nas prowadzi...

Dopisałem dziś kolejne trzy strony do mojej pracy. Niby niewiele, ale bardzo wiele. Stara sprawdzona metoda - pobudka o 4 rano i pisanie "na świeży umysł". Tak już mam, że najlepiej pracuje mi się o poranku. A musze samego siebie przycisnąć, bo dziś sobie uświadomiłem, że dokładnie za dwa tygodnie wylatuję do Polski... Wierzyć mi się nie chce jak szybko te miesiące przeminęły...

Pożegnałem dziś kolejnego mojego chorego. T. miał 96 lat... Piękny człowiek. Zawsze uśmiechnięty, mimo swojego cierpienia i zawsze dobrze mówiący o swojej rodzinie, co jest prawdziwą rzadkością dziś... Musieli naprawdę o niego dbać... Szkoda, że w tej ostatniej drodze nie bardzo mogli mu pomóc - na dzisiejszej Mszy nie było katolików, wszyscy najbliżsi należą do wspólnot protestanckich. Byłem więc jedyną osobą, która dziś w intencji T. przyjęła Komunię Świętą. Ale docenić należy fakt, że uszanowali jego katolicyzm i uroczystości pogrzebowe odbyły się w Kościele Katolickim...

A Pan mi postawił przed oczy dziś temat rozpoznawania prawdy... Może właśnie również w kontekście tego pogrzebu. Docenić pełnię prawdy, która jest moim udziałem dzięki Kościołowi, ucieszyć się tym, że otrzymałem dar wiary, dziękować Mu za to, że nieustannie mi się udziela. I być czujnym... A jednocześnie posłusznym. Bo tego demon boi się najbardziej... Posłuszeństwa.

Kiedy więc patrzę na Pawła, który posłuszny Duchowi Świętemu opuszcza tych, których kocha, którym lubił służyć, za których czuł się odpowiedzialny i idzie... umrzeć, bo to ostatecznie staje się wypełnieniem jego misji, to myślę sobie... Że jeszcze wiele musze się nauczyć i wciąż dojrzewać. I w posłuszeństwie i we wdzięczności...

wtorek, 19 maja 2015

niczym róża...


zdj:flickr/Cinzia A. Rizzo/Lic CC
(J 16,29-33)
Uczniowie rzekli do Jezusa: Oto teraz mówisz otwarcie i nie opowiadasz żadnej przypowieści. Teraz wiemy, że wszystko wiesz i nie trzeba, aby Cię kto pytał. Dlatego wierzymy, że od Boga wyszedłeś. Odpowiedział im Jezus: Teraz wierzycie? Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie - każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną. To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat.

Mili Moi...
No dobry dzień, pracowity, choć wcale się na taki nie zapowiadał. Pochmurno i zimno u nas. Ale może właśnie dzięki temu napisałem dziś kolejne pięć stron. Mam taką cichą nadzieję, że złapałem wiatr w żagle i zrealizuję plan zamierzony. Dwa z trzech paragrafów pierwszego rozdziału muszą ze mną pojechać do Polski. Robi się to jakoś realne...

Ale pisaniem zaabsorbowany, niczego innego właściwie dziś nie doświadczyłem, poza radością wieczornej Eucharystii z udziałem dzieciaków pierwszokomunijnych. Oczywiście trochę pytań do dzieciaków... Odpowiedź wieczoru? Na pytanie - czego brakuje róży w wazonie w porównaniu z różą hodowaną w ogrodzie, padła odpowiedź - MIŁOŚCI. No mali romantycy... A mnie chodziło o... korzeń :)

A Słowo? Mam wrażenie, że uczniowie są dziś tacy z siebie dumni... Teraz wierzymy... Pojęliśmy, zrozumieliśmy, trzeba było tak od razu... Wszystko jasne... A już za kilka minut ich nie było. Zniknęli... Ich wiara niczym róża w wazonie... Bez korzenia. Może poczuli, że są u szczytu, że już nic przed nimi, że osiągnęli wszystko... Czym Jezus jeszcze mógłby ich zaskoczyć?

Może to i nasze doświadczenie... Bez złej woli, nawet nie z naiwności... Po prostu - z braku wyobraźni. No bo czego jeszcze nie wiem, czego jeśli chodzi o wiarę nie mam? Modlę się, do kościoła chodzę, może nawet częściej, niż raz w tygodniu... Czy Bóg mógłby jeszcze coś nowego mi powiedzieć, pokazać? Przecież już wszystko wiadomo. Ale co wiadomo?

Gdyby tak pokornie stanąć i uznać - jestem na początku drogi. Nic o Tobie nie wiem Boże. Nic - w porównaniu do tego co w Tobie ukryte. Znacznie więcej przede mną, niż za mną w tej drodze wiary. Tajemnica. A ja jestem ciekaw. Chcę się nauczyć. Zbliżyć. Poznać.

Ale to tak trudno powiedzieć... Mając lat... 30, 50 70... Będąc księdzem... Zakonnikiem...No bo jak to brzmi?

N I E  Z N A M  C I Ę . . .
N I E  Z N A M . . .
C I Ę . . .

poniedziałek, 18 maja 2015

walcząc o bycie bliżej...


zdj:flickr/Hamed Saber/Lic CC
11 Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. 12 Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo. 13 Ale teraz idę do Ciebie i tak mówię, będąc jeszcze na świecie, aby moją radość mieli w sobie w całej pełni. 14 Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. 15 Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. 16 Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. 17 Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. 18 Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. 19 A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie. J 17, 11b - 19

Mili Moi...
Dzisiejsza niedziela upłynęła pod znakiem pierwszej komunii świętej naszych dziewiętnastu parafialnych dzieciaków. Piękna uroczystość. Dzieci znakomicie przygotowane przez katechetów. Liturgia spokojna i wyważona. Piękny gest piosenki zaśpiewanej z wdzięcznością do Pana Boga wspólnie przez rodziców i dzieci. Dużo radości... A po Mszy wizyty na uroczystych obiadach. Dziś dwie rodziny zechciały nas mieć wśród swoich gości, co było dla nas bardzo miłe i naprawdę z wielką przyjemnością spędziliśmy całe popołudnie w gronie przesympatycznych ludzi.

Ta niewielka reszta niedzieli musi mi posłużyć za chwilę odpoczynku, ponieważ od jutra... Tak... Tak wiele rzeczy powinno się zacząć realizować od jutra. Ale jak będzie? Jeden Pan Bóg wie... Obowiązków nie ubywa... Kolejny z moich chorych wrócił do domu Ojca, więc w środę pogrzeb. Poza tym od jutra obrady drugiej części kapituły kanadyjskiej kustodii naszego zakonu (tej jednostki administracyjnej, pod którą i my podlegamy). Zobaczymy więc czy te obrady będą wiązać się z jakimiś zmianami w naszej parafii. Może także personalnymi... Może trzeba będzie zacząć kartony zbierać :) Wszystko w najbliższych dniach się okaże...

A nad Słowem pomyślałem dziś o konsekwencji jakiej trzeba w życiu, żeby słowa - oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata - stały się faktem. Wiadomo, że Jan pisząc o świecie, pisze o rzeczywistości mało związanej z Bogiem, a wręcz całkowicie Mu przeciwnej. Ale czy nie tam właśnie sytuuje nas nasz ludzki grzech? Czy to nie w kontakcie ze światem tak rozumianym on się rodzi? Przecież to właśnie oferta świata czasem wydaje się być tak kusząca. Przecież to właśnie świat czasem podpowiada, że  nic się nie stanie, że  Bóg nie będzie miał nam za złe, że chyba nie będzie tak drobiazgowy. Przecież to właśnie świat mówi, że przyjemność jest tym, co najważniejsze w ludzkim życiu.

A ja czasem daję się złapać światu na ten dział reklamy. A ja zamiast trzymać się konsekwentnie ręki Boga, czasem nabieram przekonania, że dam już radę iść sam. A kończy się to zawsze tak samo... Zawsze dokładnie tak samo... Wybór dokonuje się codziennie. Musi się dokonywać codziennie. Dzień za dniem. Czy ma się lat szesnaście, czy siedemdziesiąt. Bo jest czymś absolutnie niemożliwym być i z Bogiem i ze światem. Łudząc się tą próżną nadzieją tylko traci się czas...

A ja nie mam go wiele do stracenia... Czas nie po to został mi dany... Czas... 3279 dzień mojego kapłaństwa i 253 dzień w Ameryce... Kolejny dzień walki o konsekwencję i o przynależność do Boga. Tylko do Niego. Ufam, że zasnę jako zwycięzca... Amen.

niedziela, 17 maja 2015

On też się modlił...


zdj:flickr/Shubhojit Ghose/Lic CC
(J 17,20-26)
W czasie ostatniej wieczerzy Jezus podniósłszy oczy ku niebu modlił się tymi słowami: Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś. Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata. Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem i oni poznali, żeś Ty Mnie posłał. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich.

Mili Moi...
No i pożegnałem mojego gościa. Właśnie wróciłem z lotniska. I uświadamiam sobie powoli, że najbliższe dni będą musiały być dniami wytężonej pracy. Jakby nie patrzył, wizyta Beaty była również dla mnie jakaś formą wypoczynku. Bo choć fizycznie wysiłek był niemały, to zwiedzanie NY w miłym towarzystwie jest relaksujące...

A dziś o poranku piękne doświadczenie, którego już od lat nie zażywałem. Mianowicie - spowiedź dzieci przed jutrzejszą ich pierwszą komunią. Niezwykłe, jak głęboko te brzdące to przeżywają. Przejęte i skupione, trochę przestraszone, niektóre z kartkami, żeby niczego nie zapomnieć. Ale pomyślałem sobie dzisiaj, że byłoby cudownie, gdybyśmy się od nich uczyli. Patrzyli i naśladowali ich zaangażowanie, wiarę, otwartość na Boga i radość z przyjęcia Go w białym chlebie... No i gorliwość w podejściu do spowiedzi. Oby się to w nich nie skończyło...

Ta dziecięca wiara i małych serc tęsknota mocno dziś wpisuje się w to ewangeliczne Słowo. Wszak Jezus tęskni za nami... Dużo bardziej, niż my za Nim. To Jego dzisiejsze wołanie do Ojca - tak jakby się nie mógł doczekać, tak jakby opowiadał o szczególnie Mu drogim pragnieniu. Chcę, żeby ci których mi dałeś byli ze mną tam, gdzie ja i żeby widzieli moją chwałę, którą mi dałeś... Tato, tak bardzo chciałbym im wszystko pokazać, oprowadzić ich, patrzeć jak ich twarze coraz bardziej zdumione wyrażają ten ogrom szczęścia, który tylko Ty możesz człowiekowi sprezentować... Żeby się przekonali na własne oczy, że wszystko już dla nich przygotowane, że Ty naprawdę myślałeś o każdym z nich przed założeniem świata, że tych mieszkań jest rzeczywiście wiele i dla nikogo nie zabraknie. A jeśli stoją puste, to tylko w wyniku ludzkiego wyboru. Wolnego wyboru... Niech poznają jak cierpisz z tego powodu, niech zobaczą jak usilnie starasz się zbawić każdego z nich... Niech to wszystko stanie się dla nich jasne...

I daj im jedność... Taką jak między nami... Bo w tej jedności będą w stanie cieszyć się tym wszystkim już na ziemi. Bo jeden drugiemu będzie o tym przypominał, będą się wzajemnie zachęcać i podtrzymywać w drodze do domu. I przyjdą tam razem. Uczyń ich Tato prawdziwą wspólnotą, żeby pokazali światu, że to, co w pojedynkę niemożliwe, we wspólnocie jest łatwe i osiągalne... Tato przekonaj ich, że nie powołałeś ich do samotnej pieśni, że potrzebują siebie nawzajem... I potrzebują Ciebie... Przekonaj ich...

Lubię słuchać tej Jego modlitwy... Uczę się...

PS. A na koniec zamieszczam zdjęcie, które obrazuje mały sukces, który jest dla mnie źródłem wielkiej radości... Niektórzy widzą na żywo, niektórzy wkrótce zobaczą :) Ale nie byłoby tego bez M - mojej specjalistki od żywienia... Więc oklaski tylko jej się należą :)





sobota, 16 maja 2015

tyle do zrobienia...



(J 16,20-23a)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać.

Mili Moi...
No niby dwa ostatnie dni nieco wolniejsze, bo mój gość znów przejęty przez dobrych ludzi, tudzież samodzielnie podróżujący, ale wieczory mocno pracowite. Zwłaszcza wczorajszy. Zakończyliśmy nasze rekolekcje ewangelizacyjne. I znów musze napisać coś, co wielokrotnie już pisałem na tych łamach, ale nie sposób nie wspomnieć... Nowi ludzie! Piękni! Przebudzeni! Radośni! Zawsze mi się łezka w oku kręci z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że po raz kolejny udało mi się z kimś podzielić Bogiem, którego znam od lat, Bogiem Miłości, którego z niemałym zdziwieniem ale i z wielką tęsknotą wszyscy każdego dnia na nowo odkrywamy. Uczestnicy tych rekolekcji od niedawna bardzo świadomie i z dużym zaangażowaniem. Po drugie dlatego, że trochę mi smutno - wciąż zbyt mało ludzi zewangelizowanych, wciąż poczucie, że można by robić więcej, wciąż żal, że tak niewielu się decyduje na to ryzyko wiary... Ale muszę mieć cierpliwość i pozwolić działać Panu w wybranym przez Niego czasie... Zobaczymy w środę, na następnym spotkaniu naszej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym ilu z uczestników zdecyduje się formować dalej w ten nasz, charyzmatyczny sposób, ilu odpowie na nasze zaproszenie do przyłączenia się do tego wielkiego i ciągle rosnącego ruchu ewangelizacyjnego.

Dziś przeżyłem doświadczenie, które nazwałbym ewangelicznym. Mianowicie Pan w ostatnich dniach wspomina bardzo konsekwentnie o tym, że Jego uczniowie doświadczą wielkiego niezrozumienia w świecie, będą się od tego świata znacząco odróżniać, nie zaznają w nim pokoju w tym naszym, czysto ludzkim rozumieniu. Nawet dzisiejszy fragment Ewangelii mówi o tym, że świat będzie reagował dokładnie odwrotnie od spodziewanych i przewidywanych reakcji. I to będzie rodzić smutek.

Ja tego smutku dziś doświadczyłem. Ostatnim punktem naszego podróżniczego dnia był widok na Manhattan z miasteczka Weeehawken. Kiedy tam spacerowaliśmy bulwarem zaczął ze mną gawędzić człowiek, który siedział tam ze swoją żoną. Oczywiście tematem wywoławczym mój habit - co on oznacza, bo pan nie wie... A potem wciągająca debata, niestety przekraczająca moje skromne możliwości językowe. Przy trzecim, czy czwartym temacie nabrałem podejrzeń, przy kolejnych upewniłem się całkowicie. Świadek Jehowy. Co więcej - pan o wyraźnie arabskim typie urody, żona, jak się okazuje - Polka. Ale nawet kiedy teraz na spokojnie przypominam sobie tę naszą rozmowę, mam wrażenie, że dotknąłem czegoś, co właśnie św. Jan definiuje jako "świat", czyli coś całkowicie Bogu przeciwnego. Jak podstępnie i z jaką determinacją, a jednocześnie łagodnie i niefrasobliwie ów człowiek sączył fałszywą naukę w nasze uszy. Jak przykro jest sobie uświadomić właśnie w dzień po zakończeniu rekolekcji, że na świecie żyje mnóstwo ludzi, którzy nie tylko nie znają Boga Miłości, ale co więcej tkwią w fałszu i powielają niesamowite błędy nie wahając się "sprzedawać ich" w każdych dostępnych okolicznościach, każdemu, kto tylko zechce ich słuchać...

Jeśli emisariusze błędów są tak aktywni, to co z nami? Zobaczcie ile mamy do zrobienia! Jeśli nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? Jezus żyje! I Jemu chwała... Niech kiedyś zagości również w sercu Abdula (bo tak nam się pan przedstawił) i jego polskiej żony...

środa, 13 maja 2015

czy przekona?


zdj:flickr/Pablo Fernández/Lic CC
(J 16,5-11)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Teraz idę do Tego, który Mnie posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: Dokąd idziesz? Ale ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce. Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu - bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś - bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie - bo władca tego świata został osądzony.

Mili Moi...
Kolejne dni intensywnego podróżowania. Wczoraj Boston - piękne miasto z wieloma atrakcjami, a dziś ponownie Nowy Jork i wycieczka ku Statule Wolności, na którą wprawdzie postanowiliśmy się nie wspinać, ale i tak kosztowało nas to sporo wysiłku. Może najbardziej dlatego, że termometry w Nowym Jorku wskazywały dziś 31 stopni Celsjusza. Poza tym sporo przyjemnego szwendania się i chłonięcia atmosfery miasta. Jak się okazuje i ja i mój gość lubimy zwiedzać tak samo - bez planu, bez spiny, że gdzieś trzeba koniecznie dotrzeć. Radość w czystej postaci z siedzenia na ławce i obserwowania ludzi...

Niestety wiele smutnych obserwacji. Smuci mnie każda para gejów, trzymająca się za ręce (a takich spotkaliśmy dziesiątki), smucą mnie bardzo sędziwe osoby homoseksualne, które dziś pod jednym z katolickich kościołów próbowały mi z uśmiechem wręczyć swój manifest, smuci mnie przeogromna liczba wyznawców bożka pieniądza, których jedynym celem jest zarabiać i wydawać, smuci mnie przeogromna rzesza ludzi, którzy dla zwrócenia na siebie uwagi potrafią się oszpecić w nieprawdopodobny wprost sposób...

I kiedy dziś słyszę, że Duch musi przekonać świat o grzechu, bo nie wierzą w Jezusa, to po kilkudniowych wędrówkach po Nowym Jorku, rodzą się we mnie przypuszczenia, że to przekonywanie dotrze do uszu tylko wówczas, kiedy stanie się bolesnym i głośnym wołaniem. Nikt dziś nie słucha cichego szeptu Ducha Świętego, który wskazuje światu na symptomy nadciągającej samozagłady. Nikt nie traktuje poważnie "oszołomów" i "twórców spiskowych teorii dziejów". No może inaczej - nikt to pewnie przesada... Jest z pewnością jakaś grupa, która to wszystko widzi, rozumie, modli się i wsłuchuje w głos Ducha. Ale to kropla w morzu... Oby okazała się kiedyś kroplą drążącą skałę... Nie siłą, lecz częstym spadaniem...

Zanim dziś wyjechaliśmy do NY, oglądałem przez chwilę film o Rosji. Wypowiadały się dwie starsze kobiety z jakiejś wioseczki "zabitej dechami". Z głębokim przekonaniem mówiły o swojej dumie z faktu, że nie posiadają ani jednego dolara, a na pytanie, czy chciałyby kiedyś zobaczyć jak żyją inni ludzie, na przykład w Ameryce, odpowiedziały tak samo gorliwie - absolutnie nie... I pewnie żyją spokojniej, niż mieszkańcy Nowego Jorku, miasta, które nigdy nie usypia, miasta naznaczonego wszystkimi możliwymi, współczesnymi grzechami, miasta, w którym mam nadzieję, cichy głos Ducha zostanie usłyszany szybciej, niż głośny głos Sędziego, który wyda wyrok...

 PS. A na koniec przedwczorajsza homilia... Zapraszam :)



poniedziałek, 11 maja 2015

o sposobie widzenia świata...


zdj:flickr/Randy Lemoine/Lic CC
(J 15,9-17)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.

Mili Moi...
Dni płyną niesłychanie intensywnie. Zwiedzamy i sam stawiam stopę po raz pierwszy w niektórych miejscach. Ale fizycznie jest to jednak wyczerpujące. Człek przyzwyczajony, że spać chodzi z kurami, żeby wraz z nimi również wstać, a tu wszystko się teraz zaburzyło...

Wczoraj zakończenie roku w polskiej szkole. No jest to dość radosne wydarzenie i dla dzieci i dla wszystkich nauczycieli. Odzyskujemy soboty :) Przynajmniej do września. Po Mszy Świętej w samochód i szybciutko do New Britain oddać głos w wyborach prezydenckich. Z moim osobistym wyborem nie miałem najmniejszych trudności, choć to, co działo się zwłaszcza w internecie w kontekście tej kampanii po raz kolejny mnie przekonuje, że do politycznego szamba nie chcę się zbliżać bardziej, niż to konieczne.

Po głosowaniu zaś kierunek Nowy Jork. Wczoraj było nas więcej, co zwiększa radość zwiedzania. Biblioteka, Muzeum Guggenheima, kolejna odsłona Central Parku. Wczoraj trafiliśmy na koncert uwielbieniowy prowadzony przez jeden z protestanckich Kościołów. Wszystko niesłychanie profesjonalne, ludzi dużo, modlitwa wypełniająca parkowe przestrzenie. Miło było im towarzyszyć. Potem znakomita kolacja w dobrym gronie i powrót do domu, a ja tak zmęczony, że przekazałem kierownicę pewniejszym dłoniom (co niesłychanie rzadko mi się zdarza).

Dlatego dziś odrobina odpoczynku, żeby od jutra z nowymi siłami nawiedzać kolejne miejsca. A zostało ich jeszcze bardzo, bardzo wiele.

Myślę sobie dziś o zachowywaniu przykazań. Jak bardzo spłyciliśmy rozumienie tych słów. Uznaliśmy, że literalne ich pojmowanie załatwia temat i staje się najgłębszym i najprawdziwszym wyrazem naszej miłości do Boga. Podczas, gdy to zaledwie początek, maleńki wycinek tego, o co zdaje sie Jezusowi chodzić...

Zachowywać przykazania to przyjąć Jego sposób patrzenia na ten świat, widzieć Jego oczami i rozumieć człowieka i jego rolę na tej ziemi tak, jak On ją rozumie. To cały światopogląd, cały sposób funkcjonowania, działania, myślenia. To niesłychany żar przemieniający, trawiący na swej drodze wszystko, co nie Boże. To nowy sposób bycia, o którym Jezus mówi w innym miejscu Nikodemowi.

Żyć przykazaniami to narazić się światu, to stracić "przyjaciół", to wybrać Boga, to Jemu całkowicie poddać swój sposób wartościowania rzeczywistości, to traktować innych jak braci, nie jak nieprzyjaciół. I to napawa obawą. I to nie pozwala zakosztować radości, którą On nam dziś obiecuje... Takiej radości, która wynika z obcowania z Bogiem. Takiej radości, której wam wszystkim najszczerzej z całego serca życzę...

piątek, 8 maja 2015

ciężko, czy nie ciężko?


zdj:flickr/mosha/Lic CC
(J 15,9-11)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.

Mili Moi...
No wczoraj mój gość zabrany na zakupy, a dziś podróżuje samodzielnie do Nowego Jorku. A ja się łudziłem, że coś napiszę... I wprawdzie napisałem, ale trochę ponad dwie strony... Liczyłem na więcej. Niemniej nawet to cieszy.

Wczoraj mieliśmy gości. Przybył do nas biskup z Boliwii, nasz współbrat, którego ciotka mieszka w naszej parafii i należy do grupy chorych, których co miesiąc odwiedzam. Był akurat w Bostonie, więc zajrzał ją odwiedzić. Posiedział nieco u nas, pogawędziliśmy o misyjnych klimatach, zjadł dobry obiad. Rzadko mamy jakichkolwiek gości, więc to było miłe spotkanie.

Wczoraj zakupiłem bilety na koncert Josha Grobana... Dużo radości. Bo od dawna już marzyło mi się posłuchanie go na żywo... Wszystkie płyty wożę w samochodzie. Niezwykły głos. Wielka energia. Radość śpiewania. Jasność. Myślę, że czeka mnie cudowny wieczór. Ale to dopiero we wrześniu.

A dziś pomyślałem o miłości wyrażającej się w faktach. Bo tylko taka może być prawdziwa. Tak wiele słów o miłości. Tak wiele dobrych intencji. Ale kiedy przychodzi zmierzyć się z faktami, kiedy robi się trudno, kiedy trzeba ponieść jakieś koszta miłości... Wówczas jest znacznie trudniej.

Tymczasem tylko taka miłość jest źródłem radości. Radości, której świat dać nie może. Światowa ulotna, a Boża - wieczna. Radość, która wynika z faktów. A faktami najbardziej podstawowymi są przykazania i moje ich zachowywanie, albo nie. Przejrzystość. Konsekwencja. Jeśli nie ma miłości opartej na przykazaniach, to nie ma jej wcale. Bo to trochę tak, jakbyśmy mówili Bogu - ja wiem lepiej jak Cie kochać, ja wiem lepiej co znaczy miłość... A On wciąż to samo - ja zachowałem przykazania Ojca, wy zachowajcie moje. Wtedy poznacie co to jest prawdziwa miłość. Wtedy doświadczycie radości. I wtedy dopiero będziecie naprawdę wolni...

I pamiętajcie - przykazania Jego nie są ciężkie (1 J 5,3)

środa, 6 maja 2015

poszukiwacze...


zdj:flickr/Bart/Lic CC
(J 14,27-31a)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie. Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie. Ale niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca, i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał.

Mili Moi...
Nie zaglądałem tu ostatnio głownie dlatego, że dwa dni spędziliśmy w drodze. Wybraliśmy się wczoraj nad wodospad Niagara, a w jedną stronę jedzie się tam siedem godzin. Dotarliśmy późnym popołudniem. Trochę więc spaceru, bo wszystkie atrakcje były już nieczynne. Potem szukanie hotelu, kolacja... A dziś od rana ponowna eksploracja tego miejsca. Ja przyznam szczerze, że byłem tam już wcześniej dwukrotnie, ale nigdy na przykład nie miałem okazji popłynąć stateczkiem tuż pod wodospad... A to jest atrakcja warta przeżycia. Więc i dla mnie ten wyjazd był jakoś odkrywczy... A po atrakcjach kolejne siedem godzin w samochodzie. Ale daliśmy radę i już jesteśmy w domu...

Poszukiwacze pokoju... Gdzie by się człowiek nie ruszył, spotyka innych poszukiwaczy... Różnie szukają. Niektórzy trochę po omacku, inni według ściśle określonego planu, jeszcze inni zdają się na łut szczęścia. Zwykle jednak są niepocieszeni i nieusatysfakcjonowani i nie do końca wiedzą dlaczego. Przecież próbowali... A Jezus dziś to tak prosto wyjaśnia. Nie znajdziesz pokoju, jeśli będziesz go szukał w miejscu, w którym go nie ma. Świat nie może ci go dać, bo go nie posiada. A to, co ma, i co nazywa pokojem, nigdy nim nie było... Świat jest oszustem oferując pustkę i nicość, beznadzieję i brak celu, hedonizm i nihilizm. Jeden jest dawca prawdziwego pokoju, który wobec błyskotek świata wydaje się być niepozorny i szary, nudny wręcz. Tymczasem, jeśli człek da Mu szansę, odkryje niezwykłą prawdziwość Jego słów - nie tak jak świat, Ja wam daję... I nagle zdaje sobie sprawę, że nie musi już więcej szukać, że znalazł. Staje się to w nim tak wielkim źródłem radości, że musi się dzielić. A gdy zaczyna się dzielić, to doświadcza natychmiast przeciwności i wówczas zaczyna rozumieć, dlaczego ta obietnica pokoju jest tak ważna. Bo bez Bożego pokoju w sercu można być tylko sprawcą wojny. Bez tego pokoju, można stać się tylko siewcą niepokoju. To wówczas jedyna rzecz, którą umiemy się dzielić... Wieczni tułacze... Poszukiwacze pokoju...

niedziela, 3 maja 2015

przyjdź...


zdj:flickr/Daniele/Lic CC
(J 19,25-27)
Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.

Mili Moi...
Wszelakie gościny mają to do siebie, że zaburzają nieco codzienny rozkład zajęć. Taki wszak ich urok. I moja codzienność wygląda nieco inaczej. Ale jest to dość radosna zmiana, bo dzięki wizycie Beaty sam pozwiedzam trochę miejsc, w które samemu człek jakoś wybrać się nie może. Nowy Jork za miedzą, a zawsze brakowało czasu, albo towarzystwa. Czas, okazało się, można jakoś zorganizować, a towarzystwo podwaja przyjemność ze zwiedzania...

Wczoraj połaziliśmy... Tak intensywnie, że wieczorem czułem się jakbym był po całym dniu pielgrzymkowym. W efekcie tego spaceru, dziś był dzień totalnego odpoczynku. Ale za to kilka kolejnych, żelaznych atrakcji nowojorskich mamy odwiedzone. Ale to, co mnie urzeka to jakaś nierzeczywista atmosfera tego miasta. No i ludzie, na których uwielbiam patrzeć, a którzy w NY są prawdziwą inspiracją do rozmyślań różnorakich. Różnorodność - to jest słowo, które w ostatnich dniach nie schodzi z moich ust. Ale po całym tym wysiłku dobrze jednak było wrócić na naszą wieś... Choć muszę przyznać, że moja odwieczna miłość do wielkich miast w NY odżyła gwałtownie...

A dziś dzieciaki o poranku... Wierzyć się nie chce, że to już przedostatnie spotkanie, a za tydzień Msza Święta kończąca rok szkolny. Wszystkim należą się wakacje :) Potem kolejna, dobra spowiedź generalna i powrót do życia, tchnienie pokoju, Duch zstępujący z mocą... Jak dobrze być świadkiem takich wydarzeń, uczestniczyć w nich, mieć tam swoją, niewielką rolę... To przynagla do tego, żeby żyć, żeby iść do przodu, żeby służyć lepiej, gorliwiej, z większym zaangażowaniem... Pan Bóg nie szczędzi mi swoich cudów. Wciąż mogę na nie patrzeć... A w czwartek kolejny przed nami... Modlitwa o nowe wylanie Ducha Świętego dla naszych rekolektantów... Najpiękniejsze zwieńczenie rekolekcji ewangelizacyjnych, w których uczestniczymy... To wielkie wydarzenie, bo będziemy mieli niemal 40 odrodzonych w Duchu osób... To piękna grupa na dobry początek... A do końca jeszcze daleko... Ufam, że uda nam się otworzyć okna w naszej parafii i zaprosić na nowo Ducha Świętego... Do wszystkich...

A wraz z Nim Maryja... Gdzie Ty jesteś, zstępuje Duch Święty. Dlatego ten początek maja cieszy, bo ona przychodzi tak szczególnie i staje przed nami pokornie. I choć św. Maksymilian oddawał się Maryi z przekonaniem, że Ona cała święta i w Bogu zanurzona, ale jednocześnie nie będąca Bogiem, nie musi szanować naszej wolności i może nas używać za swoje narzędzia, to jednak jestem przekonany, że Ona właśnie do tej naszej wolności sie odwołuje i nad nią pracuję, żeby ten nasz wybór Boga był w pełni wolny i świadomy...

Dlatego pewnie ten akt Jezusa z krzyża jest tak znaczący. On wiedział, że Maryja umiejętnie, po macierzyńsku, będzie umiała przemawiać do serc uczniów. Stąd uczynił wszystkich Jej synami. Dal nam Ją. I możemy wziąć Ją do siebie - bez lęku, bez obawy, bez podejrzliwości. Bo Ona nam Jezusa nie zasłoni. Bo Ona zawsze na Niego wskazuje, do Niego prowadzi, Jemu przedstawia nasze nadzieje...

Warto przeżyć z Maryją ten miesiąc i wpuścić Ją w swoje życie... Bo z Nią zawsze Duch Święty... A za Nim ciągle tęsknota. Nigdy niezaspokojona. Żywa. Gwałtowna. Pełna pasji. Pochłaniająca.