poniedziałek, 30 marca 2015

zwiędłe i smutne...


zdj:flickr/Denise ~*~/Lic CC
(Flp 2,6-11)
Chrystus Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM - ku chwale Boga Ojca.

Mili Moi...
 Bardzo pracowita niedziela za mną... Tłumy nieprzebrane w kościele, kolejki przy konfesjonale, jubilaci, którzy na pytanie - czemu tak długo nie byłeś u spowiedzi, mają zawsze jedną odpowiedź - nie wiem... Wiele nowych twarzy, które zobaczę pewnie jeszcze raz... na pokropieniu jajeczek... Smutny to dla mnie obrazek, bo rozpoczyna się Wielki Tydzień, a ja znów sobie uświadamiam, jak niewielkim zainteresowaniem cieszy sie Jezus wśród samych chrześcijan. Ale jak to niewielkim? Przecież przyszli. Czy nie powinniśmy się z tego cieszyć? Idąc tym tropem, niedługo będziemy się cieszyć z tego, że ludzie w ogóle wiedzą, co świętujemy w Wielkanoc. Poprzeczka idzie ciągle w dół, obowiązki chrześcijańskie odhaczone (spowiedź wielkanocna, święcenie jajek) i jakoś się klepie tę duchową biedę... A Jezus przecież nie umarł, żebyśmy my w Niedzielę Palmową sobie nagle o Nim przypomnieli. Nie umarł po to, żebyśmy z koszyczkiem za tydzień dziarsko podążyli do świątyni... Gdybyśmy sobie uświadomili po co umarł... nic nie byłoby takie jak przedtem, a chrześcijanie byliby najbardziej wyrazistą grupą na świecie i nikt nie pomyliłby ich z nikim innym.

Ogołocił siebie. Nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem. Uniżył samego siebie. Co w nas jest? Co takiego w nas jest, że On postanowił oszaleć z miłości, że zdecydował się cierpieć, że umarł w męczarniach? Czy nie wiedział? Czy nie widział? Czy nie przewidział? A może te wszystkie koszyczki, jajeczka, palemki (czytaj - jednorazowe wizyty w kościele, bo to takie ładne) czuł wyraźnie na swoich plecach. Może to one również składały się na Jego krzyż. Może odkupieni, a nie świadomi tej łaski sprawiali Mu największą przykrość. Czy może być bowiem coś bardziej przykrego, niż przyjąć dar, a potem odrzucić go w kąt, wzgardzić Nim, zlekceważyć? Co czuje Ofiarodawca?

Myślę o tym i coraz bardziej współczuję Jezusowi. Juz nawet nie tyle Jego męki, która jest przeokrutna, ale właśnie tej współczesnej obojętności, która niczym nie różni się od otaczającej Go, kiedy wisiał na krzyżu. Ale nie, zaraz, jednak się różni... Współczesną obojętność prezentują chrześcijanie, czyli ci, którzy z uporem nazywają się wierzącymi... Miej litość Panie Jezu...

niedziela, 29 marca 2015

Życie wciąż trwa...



45 Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. 46 Niektórzy z nich udali się do faryzeuszów i donieśli im, co Jezus uczynił. 47 Wobec tego arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: "Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? 48 Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród". 49 Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: "Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, 50 że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród". 51 Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale jako najwyższy kapłan w owym roku wypowiedział proroctwo, że Jezus miał umrzeć za naród, 52 a nie tylko za naród, ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. 53 Tego więc dnia postanowili Go zabić. 54 Odtąd Jezus już nie występował wśród Żydów publicznie, tylko odszedł stamtąd do krainy w pobliżu pustyni, do miasteczka, zwanego Efraim, i tam przebywał ze swymi uczniami. 55 A była blisko Pascha żydowska. Wielu przed Paschą udawało się z tej okolicy do Jerozolimy, aby się oczyścić. 56 Oni więc szukali Jezusa i gdy stanęli w świątyni, mówili jeden do drugiego: "Cóż wam się zdaje? Czyżby nie miał przyjść na święto?" 57 Arcykapłani zaś i faryzeusze wydali polecenie, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu, doniósł o tym, aby Go można było pojmać. J 11 45-57

Mili Moi...
Piękny, śnieżny dzień powoli zbliża się do kresu. Padam na pyszczek, jak zresztą w niemal każdą sobotę. Powtórzę to po raz milion pierwszy - nie cierpię weekendów, kocham poniedziałki. A dziś poza polską szkołą, w której dawno nie byłem (a bo to rekolekcje, a bo to odwołana przez śnieg), wybrałem się na poszukiwania kartek świątecznych. A po powrocie nawet z chęcią bym je zaczął zapełniać treścią, ale dziś nie bardzo się dało... Bo wieczorem kolejny dzień skupienia i trzeba było się nieco przygotować. Dziś mówiliśmy o Słowie i Jego działaniu w nas - lectio divina do przypowieści o siewcy. Frekwencja nie była powalająca, ale wierzę, że byli ci, których chciał mieć tam Jezus i mam szczerą nadzieję, że przeżyli z Nim to, co On sam dla nich zaplanował. A ja cieszę się, że mogłem być narzędziem - choć przez chwilę.

A przed chwilą dotarł do nas ksiądz Jan, nasz zaprzyjaźniony senior, który jutro będzie nam pomagał w spowiedzi i złapał się za głowę wołając - chłopie, trzy godziny adoracji? I księża z ludźmi w kościele? Przecież tego tu nikt nie robi... Jak się wieść rozejdzie, to będziecie mieli pełen kościół, bo ludzie tego szukają... Oby prorocze były jego słowa. Oby nasz kościół się zapełniał. A my... przecież właśnie od tego jesteśmy...

Tak sobie myślę, że za czasów Jezusa życie ludzkie nie miało wielkiej wartości. Ludzie z pewnością nie żyli zbyt długo, a liczne choroby i najazdy wrogów pewnie również nie czyniły tego życia dłuższym. Znacznie częściej też wydawano wyroki śmierci. Ale postawa prominentnych Żydów jest mocno naiwna. Wydaje im się, że ten drastyczny sposób zamknięcia ust Jezusowi okaże się skuteczny... Jakiś czas później, jeden z nich, Gamaliel, okaże się nieco mądrzejszy, i kiedy będzie się odbywał sąd nad Apostołami, powie do swoich braci z Wysokiej Rady - baczcie, abyście nie walczyli z samym Bogiem... Ale to jeszcze nie teraz. Na razie głos ma Kajfasz, który nie wykraczając poza próg doczesności, jest przekonany, że wystarczy zamknąć jedne usta i wróci względny spokój...

Ale świat już zapłonął... Zbyt wiele uszu i serc zostało otwartych. Tego pożaru nie da się już zatrzymać. On zapłonął i trwa do dziś... I choć wielu kolejnych władców wciąż z uporem maniaka mordowało chrześcijan, łudząc się, że położą tamę tej życiodajnej fali, to na krwi pomordowanych wyrastały nowe pokolenia. I dziś nie będzie inaczej... Czy z rąk islamistów, czy z rąk odzianych w garnitury władców tego świata, którzy przecież tylko podpisują dokumenty, chrześcijanie nieustannie giną. Ale to ofiara, której sens zobaczą kolejne pokolenia...

Kiedy dziś czytam, że w samej Francji, w najbliższą sobotę, podczas Wigilii Paschalnej chrzest przyjmie pięć tysięcy ludzi, to myślę sobie, że ta życiodajna łaska wciąż wypływa z serca Tego, któremu tak brutalnie odebrano życie, a któremu na imię Jezus. I wierzę głęboko, że tym pięciu tysiącom nikt nie zamknie ust...

sobota, 28 marca 2015

zebrać wszystko...


zdj:flickr/Neal./Lic CC
(J 10,31-42)
Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować? Odpowiedzieli Mu Żydzi: Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga. Odpowiedział im Jezus: Czyż nie napisano w waszym Prawie: Ja rzekłem: Bogami jesteście? Jeżeli /Pismo/ nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże - a Pisma nie można odrzucić to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: Bluźnisz, dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu. I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał. Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło.

Mili Moi...
No i o poranku zawisłem na telefonie... Zadzwoniłem do urzędu od prawa jazdy, żeby umówić egzamin praktyczny... Przypomnę, wczoraj otrzymałem propozycję 24 czerwca. Dziś o poranku miły pan poinformował mnie, że jeśli chcę, mogę zdawać 4 kwietnia. Wielka Sobota... I takie moje małe wydarzenie. Zobaczymy co z tego będzie. Jeszcze tylko ośmiogodzinny kurs dotyczący alkoholu i narkotyków i mogę się stawić na egzamin. Oczywiście ratuje mnie jeszcze fakt, że mam polskie prawo jazdy, które zwalnia z dziewięćdziesięciodniowej przerwy między testami a egzaminem praktycznym. A niby tu wszystko takie proste... Matko...

Czwarte kijaszki w tym tygodniu... To już jakieś rekordy są. Ale trzeba korzystać z chwil wiosny. Jutro znów ma u nas spaść śnieg, więc nie ma co czekać. W Polsce za to wiosna, tak przynajmniej jaskółki donoszą. A jestem przekonany, że kiedy przylecę w czerwcu... będzie 15 stopni...

Za który z moich czynów chcecie mnie zabić - pyta Jezus? Nie za czyn, ale za bluźnierstwo - odpowiadają przywódcy ludu. Pisałem już o tym, że boskość Jezusa to element układanki, którego nie chcą uwzględnić Żydzi, zwłaszcza ci prominentni. Ale kiedy atmosfera wokół Jezusa się zagęszcza, kiedy naprawdę przestaje być miło, kiedy niektórzy chwytają za kamienie... Coraz więcej ludzi zaczyna w Niego wierzyć. Czy to nie paradoks?

A dzieje się tak dlatego, że ludzie zaczynają kojarzyć fakty. Co więcej, większość tych faktów dokonała się właśnie wobec nich, wobec ludzi prostych, którzy umieli je właściwie odczytać. Teraz zebrane razem stanowią znakomity fundament dla decyzji wiary. Cofają się nawet wstecz, do nauczania Jana Chrzciciela, który wprawdzie nie czynił cudów, ale którego słowa okazały się prawdziwe.

I to wszystko mi tak bardzo na nowo przypomina wartość Słowa w życiu chrześcijańskim. Przecież my je powinniśmy mieć "w paluszku". Wszak ono nam opisuje fakty z Jezusowej ziemskiej działalności. One muszą być nieustannie wspominane i celebrowane. Bo one wciąż są źródłem wiary. Mało tego. Do nich dołączają przecież fakty z naszego życia. I takich nie brakuje. Momenty szczególnej interwencji Boga. Jego łaski. Gdyby do tego, co Jezus zdziałał dodać to, czego nauczał... To dopiero fundament... Nie wierzyć wobec tego? To nie możliwe...



piątek, 27 marca 2015

w kierunku ważnych pytań...


zdj:flickr/Peat Bakke/Lic CC
(J 8,51-59)
Jezus powiedział do Żydów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki. Rzekli do Niego Żydzi: Teraz wiemy, że jesteś opętany. Abraham umarł i prorocy - a Ty mówisz: Jeśli kto zachowa moją naukę, ten śmierci nie zazna na wieki. Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Abrahama, który przecież umarł? I prorocy pomarli. Kim Ty siebie czynisz? Odpowiedział Jezus: Jeżeli Ja sam siebie otaczam chwałą, chwała moja jest niczym. Ale jest Ojciec mój, który Mnie chwałą otacza, o którym wy mówicie: Jest naszym Bogiem, ale wy Go nie znacie. Ja Go jednak znam. Gdybym powiedział, że Go nie znam, byłbym podobnie jak wy - kłamcą. Ale Ja Go znam i słowa Jego zachowuję. Abraham, ojciec wasz, rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień - ujrzał /go/ i ucieszył się. Na to rzekli do Niego Żydzi: Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama widziałeś? Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Zanim Abraham stał się, Ja jestem. Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego. Jezus jednak ukrył się i wyszedł ze świątyni.

Mili Moi...
Wczoraj piękny dzień, a zwłaszcza wieczór. Wszak Zwiastowanie Pańskie to również dzień świętości życia. Dlatego w naszej parafii 45 osób podjęło się duchowej adopcji dziecka poczętego. Mam z tego ogromnie dużo radości i już oczami wyobraźni widzę tę procesję z darami 25 grudnia, w której każda z tych osób będzie niosła małą świeczkę jako symbol uratowanego życia. Cieszy mnie również, że grupa ta składała się z ludzi w różnym wieku, bo to wyraźnie pokazuje, że problem obrony życia staje się tematem ważnym dla coraz młodszych ludzi. Piękny wieczór zakończyliśmy projekcją filmu poświęconemu obronie życia.

A dziś... O. Miś pojechał zmierzyć się po raz drugi z tematem "prawo jazdy". Dobrze, że wyjechałem wcześniej, bo oczywiście już przy rejestracji okazało się, że w papierach dostarczonych przeze mnie są dwie koperty zaadresowane na mnie (każdy musi przedstawić dwa listy jako dowód, że tu rzeczywiście mieszka), tyle, że obie nadeszły z kurii biskupiej, a nie mogą pochodzić z tego samego adresu. Nie ma zmiłuj... Smagłolica urzędniczka kazała mi przekładać wizytę... Ale ja stwierdziłem, że się nie poddam i nie będę trzech kolejnych miesięcy czekał na możliwość zdawania... Wskoczyłem w samochód, wróciłem do domu, wziąłem co trzeba i zdążyłem nawet przed czasem.

Po pierwszym nastąpiło drugie okienko, gdzie pani długo wpatrywała się w komputer, a potem stwierdziła, że... są jakieś problemy imigracyjne. Ja jej na to - no jakie kobieto? A ona, że nie wie, ale musi zrobić kopie moich kwitów, wysłać je do jakiegoś urzędu, skontaktują się ze mną za dwa tygodnie i wówczas będę mógł... na nowo wyznaczyć spotkanie... No prawie tam zacząłem szlochać, ale w sercu cały czas modliłem się do Ducha Świętego, bo tylko On mógł tu zaradzić... No więc ona, że pójdzie do swojego przełożonego, ale że to i tak nie ma sensu, bo nic nie mogą dla mnie zrobić... Wróciła za 10 minut i kazała czekać... Bo coś tam właśnie robią... Ale prawdopodobnie nic i tak z tego nie będzie... Za następne 10 minut przyszła następna pani i zadeklarowała, że wszystko jest ok.

No to na testy oczu... Z duszą na ramieniu. Wszak poprzednio właśnie na nich oblałem... Podszedł do mnie wielgachny Afroamerykanin, a ja go pytam - czy każe mi zaglądać w maszynkę znowu, czy może opinia okulisty wystarczy... On udaje, że mnie nie słyszy... To ja znowu swoje... Na co on stwierdza - okulista wystarczy... No prawie mu się rzuciłem na szyję, bo pewnie znów w tej maszynce nic bym nie zobaczył. Ale poskromiłem siebie i zasiadłem przed komputerem. Dwadzieścia pytań... Test zajął mi siedem minut. Pytania były trudne... Żeby dla przykładu... Czy dobry słuch podczas jazdy - a) pomaga, b) przeszkadza, c) nie ma wpływu na jazdę? Albo... Ustawiając lusterko w samochodzie powinieneś w nim widzieć - a) czubek swojej głowy, b) głowy pasażerów z tyłu, c) tylną szybę? Czy też... Widząc przechodnia z biała laską lub psem przewodnikiem powinieneś - a) zatrąbić, b) przyspieszyć, c) bezwzględnie ustąpić pierwszeństwa? Może tyle wystarczy... Na 20 pytań miałem 20 dobrych odpowiedzi :) Prawdziwy drogowy geniusz... :) Ale to jeszcze nie koniec... Następne okienko to umawianie jazdy... Najbliższy termin - 24 czerwca... Ale mam jeszcze dzwonić :)

A Słowo... Gdyby nawet przyjąć, że Żydzi naprawdę chcą zrozumieć Jezusa... Czyli gdyby odsiać cała ich zawiść, cynizm, dwulicowość i inne przywary, to do ułożenia tej układanki brakuje im jednego, najistotniejszego elementu, który Jezus im nieustannie podsuwa, a który oni nieodmiennie lekceważą. To Jego bóstwo... Na to Żydzi w żaden sposób nie mogą przystać. A bez dopuszczenia tej prawdy do ludzkiego umysłu, zrozumienie tajemnicy Jezusa jest niemożliwe...

Co więcej, gdyby uznać za prawdę, że On jest Bogiem, to jak bardzo musiałoby się zmienić ich życie. Wygodniej więc zaprzeczać. Wygodniej dławić wątpliwości. Wygodniej dyskutować zażarcie. To odwraca myślenie od sedna problemu - kim On jest? A przyznacie, że od odpowiedzi na to pytanie zależy bardzo wiele... Tak wówczas, jak i dziś...

PS. Wszystkim, którzy modlili się wraz z nami za S. bardzo dziękuję... Niebieski Ojciec pozwolił jej wrócić do domu... Wierzę, że w Nim jest bezpieczna i szczęśliwa.

środa, 25 marca 2015

wciąż daleko...


zdj:flickr/Christolakis/Lic CC
(J 8,21-30)
Jezus powiedział do faryzeuszów: Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie. Rzekli więc do Niego Żydzi: Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie? A On rzekł do nich: Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich. Powiedzieli do Niego: Kimże Ty jesteś? Odpowiedział im Jezus: Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego. A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu. Rzekł więc do nich Jezus: Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba. Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.

Mili Moi...
No i kolejny dzień gdzieś uciekł. Dziś pogrzeb W, którego kilka dni temu namaszczałem. Sporo ludzi. Modlitwa po polsku, co zdejmuje ze mnie nieco stresu i pozwala zawsze powiedzieć więcej. Mówiłem o Bogu Miłości, który czeka na nas w domu. Jego tęsknota dobiega kresu, kiedy zaprasza nas do powrotu. Nasza, tu, na ziemi, zwykle się wówczas rozpoczyna. Ale i ona się skończy. To tylko kwestia czasu...

Potem spotkanie w sprawie liturgii Wielkiego Tygodnia, która tu swoimi, utartymi, zwyczajowymi torami się dokona. A ja będę próbował się w niej odnaleźć. Ten rok, to zdecydowanie obserwowanie. Trzeba się nauczyć, zobaczyć co jest i skonfrontować w prawdzie z tym, co mogłoby być. Poznawać i doświadczać. Nie zmieniać. Choć muszę przyznać, że jak na nasze możliwości i tak wszystko dokonuje się z rozmachem. I to cieszy. Wszak to najważniejsze dni w Kościele i wszyscy winni to odczuć...

U nas już wiosennie... Choć temperatura minus dwa, to jednak słonko wzywa... Dzisiejsze kijaszki uważam za bardzo udane. A z internetowej mapy wynika, że robię trasę o długości niemal 5,5 kilometra, więc nie jest tak źle... Choć musze ją pewnie wydłużyć, bo "wystarcza mi jej" zaledwie na 50 minut.

Są takie fragmenty Słowa, nad którymi doznaję takiego niezwykłego zachwytu, a jednocześnie niespokojnego poruszenia wewnętrznego, które uzmysławia mi jak mało ciągle rozumiem. Dzisiejsza Ewangelia do takich fragmentów należy. Jezus wprowadza mnie w najgłębszą tajemnicę swojej relacji z Ojcem. Objawia kolejne jej elementy. Próbuje wskazać na najgłębszy sens swojej misji. Na jej źródło, które ma początek w Ojcu. A ja???

No właśnie... Ja... W takich chwilach zawsze uświadamiam sobie, że zajmuję się tysiącem rzeczy niepotrzebnych, podczas gdy prawdziwe życie dokonuje się gdzieś obok. Bardziej przeczuwam, niż pojmuję, że w tym, co On mówi chodzi o coś niesłychanie ważnego, czego wciąż nie rozumiem, bo gdybym rozumiał, moje życie z pewnością wyglądałoby inaczej. Mianowicie byłoby dużo bardziej zaangażowane w Jego sprawy, oddane i całkowicie podporządkowane Jemu. Bo cóż może liczyć się bardziej, niż miłość Ojca i Syna, która skłania ich do pochylenia się nade mną i nad Tobą...? Co jest w naszym życiu ważniejsze, niż usłyszenie dzisiaj - pomrzecie w grzechach swoich - jeśli nie uwierzycie? Jeśli nie uwierzycie... Nie uwierzycie... Uwierzycie... Czuję, że ciągle mi do tej wiary daleko. Bom ciągle "z niskości"... Chwała Jemu, że ma tyle cierpliwości i wciąż przychodzi do mnie "z wysoka"...


wtorek, 24 marca 2015

kamień...


zdj:flickr/K0P/Lic CC
(J 8,1-11)
Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz.

Mili Moi...
No jak ja lubię poniedziałki... Dziś dzień odpoczynku na całego. Nie oznacza to całkowitego nieróbstwa, bo to zwykle dzień zakupów, które zajmują całkiem sporo czasu. A dziś wśród zakupów znalazł się również bilet lotniczy... Kiedy przylatywałem do USA zakupiłem również bilet powrotny. Więc 3 czerwca wracam do Polski przez Berlin. Ale wygląda na to, że po wakacjach wrócę do Bridgeport, zatem należało zakupić jakiś bilet. Okazało się, że w dwie strony to nie bardzo jest możliwe, więc tymczasem w jedną. Piękne, upatrzone w piątek połączenie za rozsądną cenę dziś okazało się już nieaktualne. Cóż było robić... Trzeba było znaleźć inne. Mniej komfortowe jeśli idzie o termin, ale za to odkryję nowe lotnisko, bo wracam z Krakowa przez Oslo :)

A spacer z kijaszkami dzisiaj jaki cudowny... Zimny wiatr, ale słońce wysoko... Aż chce się dziękować Panu za ten piękny świat i za to, że wciąż pozwala mi go oglądać.

Lęk przed śmiercią dziś stanął mi przed oczami... Tak wiele osób go odczuwa, niepokojąc się o to, że umrą, kiedy umrą, w jakich okolicznościach się to dokona. Martwimy się czasem o to, co zupełnie od nas nie zależy i na co nie mamy najmniejszego wpływu. Tymczasem dziś Słowo pokazuje, że prawdziwym źródłem śmierci jest grzech. I to jest śmierć, którą sami sobie fundujemy. Ale zwykle nikomu nie przychodzi do głowy w jakikolwiek sposób się jej obawiać...

To spotkanie kobiety z Jezusem, kobiety, która sprzedała prawdziwą radość za kilka chwil przyjemności i jak każdy grzesznik zakładała pewnie, że jeszcze tym razem się uda jest wstrząsające, bo tu rzeczywiście chodzi o życie. Ona wie, że za chwilę umrze i właściwie nie ma już dla niej nadziei. Może ewentualnie sposób tej egzekucji podlega dyskusji (mężatki czasem duszono zamiast je kamienować), ale z pewnością nie to, że ona umrze. I co więcej - zasługuje na śmierć. Świadomy wybór człowieka - nikt jej nie zmusił, nikt nie groził. Wybrała coś, o czym wiedziała, że jest obrzydliwością w oczach Bożych. Wiedziała też jaką sankcją karną jest to obwarowane (co dla współczesnych liberałów i demokratów musi być potężnym wstrząsem). A przecież wybrała... Nie może więc liczyć na współczucie. Nie ze strony człowieka...

Ale Bóg współczuje ludzkiej biedzie zwanej głupotą. Bóg się lituje. Nigdy i nigdzie Jezus w takich sytuacjach nie mówił, że to nie jest problem i nie stało się właściwie nic strasznego. On nie zdejmuje z grzesznika odpowiedzialności i nie tłumaczy go. Ale usprawiedliwia przyjmując śmierć na siebie. Bo każdy grzech jest śmiercionośny i prędzej, czy później ta śmierć zastępuje życie... Na własne życzenie...

Odsyłając ją wskrzeszoną daje jej wskazówkę, która z pewnością mogłaby ją uchronić przed powtórzeniem sie takiej sytuacji. Ale czy kobieta skorzystała z Jezusowej rady? A ja korzystam? A ty...?



poniedziałek, 23 marca 2015

cienie cieni...

zdj:flickr/Will Thomas - Creative Commons Account/Lic CC
(J 12,20-33)
Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon /Bogu/ w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię. Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię. Tłum stojący /to/ usłyszał i mówił: Zagrzmiało! Inni mówili: Anioł przemówił do Niego. Na to rzekł Jezus: Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.

Mili Moi...
Artystyczne wrażenia wczorajszego wieczoru wciąż jawią mi się jako niemożliwe do opisania... Otóż byłem na koncercie grupy "Celtic Woman", na który zabrali mnie moi przedobrzy parafianie. Tę grupę odkryłem już dawno temu i nawet zakupiłem w Polsce płyty, które wożę w samochodzie do dziś. Ale nie marzyło mi się nawet być na ich koncercie. A tu taka niespodzianka (bo była to rzeczywiście niespodzianka). U końca wpisu filmik z piosenką, od której moje przyjaźń z tymi paniami się zaczęła... A wczoraj? No pięknie było... Naprawdę pięknie. Jeszcze tylko koncert Josha Grobana i Hillsong United i będę całkowicie usatysfakcjonowany...

Wróciłem w nocy, a dziś od rana cotygodniowa, niedzielna walka o zbawienie dusz... Spowiedzi coraz więcej, jak to przed świętami. Dwie Eucharystie, dziś ze szczególną zachętą do duchowej adopcji dziecka poczętego, którą chcemy podejmować w naszej parafii w środę. A po Mszy wycieczka do Clifton i tam dwie godziny pomocy w spowiedzi przedświątecznej. Przy okazji spotkałem księdza Adama, który prawie trzy lata temu, kiedy po raz pierwszy byłem w Stanach, był przewodnikiem naszej małej grupki po New Yorku. Jakiż ten świat jest mały...

A dziś Grecy szukają Jezusa... Chcą Go zobaczyć... Żebyż tak katolicy oddali się podobnym poszukiwaniom. Ale większość z nas jest przekonana, że już znaleźliśmy i nic więcej czynić nie trzeba. Widzimy cienie cieni, ale to nam wystarcza. Nie ma w nas żaru poszukiwania Prawdy. Jesteśmy zadowoleni z tego, co mamy, bo i tak wydaje nam się, że mamy więcej, niż "oni" - niewierzący.

Ale Jezus wcale dziś się Grekom nie objawia. Nie woła ich i nie pokazuje im się tak po prostu. Wręcz przeciwnie - wypowiada długi monolog... wobec swoich uczniów. Po co? Bo jeśli oni zrozumieją Jego tajemnicę, to będą mogli "objawiać Jezusa" również wówczas, kiedy Go już na ziemi fizycznie nie będzie. Muszą jednak podjąć wysiłek zrozumienia.

Odwieczne marzenie Boga - dać się poznać człowiekowi... Ale nie tak całkiem za darmo. Bo Bóg już wie, że tego człowiek nie uszanuje. Ceną jest wysiłek poszukiwania Boga, który wcale nie chce się ukrywać i z miłością objawia się tym, którzy Go szukają...

Modlę się dziś, żeby wołanie Greków - Panie, chcemy zobaczyć Jezusa, stało się również moim i Waszym wołaniem...




sobota, 21 marca 2015

stracony czas...


zdj:flickr/JonathanCohen/Lic CC
(J 7,1-2.10.25-30)
Jezus obchodził Galileję. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo Żydzi mieli zamiar Go zabić. A zbliżało się żydowskie Święto Namiotów. Kiedy zaś bracia Jego udali się na święto, wówczas poszedł i On, jednakże nie jawnie, lecz skrycie. Niektórzy z mieszkańców Jerozolimy mówili: Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić? A oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem? Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest. A Jezus, ucząc w świątyni, zawołał tymi słowami: I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał. Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła.

Mili Moi...
Radości dużo... Bo wczorajsze rekolekcje zgromadziły czterdzieści pięć osób, które w nie juz na poważnie weszły... Ufam, że nic już im nie przeszkodzi w ich ukończeniu. Tym bardziej, że to, co najtrudniejsze (początek) mają już za sobą. To jest dokładnie taka liczba ludzi, której nasza wspólnota może posłużyć. W tym też upatruję wyraz Bożej troski. Ani mniej, ani więcej...

A dziś rano wybrałem się do Clifton, do polskiej księgarni katolickiej, prowadzonej przez Iwonę i Andrzeja, z którymi miałem okazję ostatnio być na rekolekcjach małżeńskich... Piękni ludzie, którzy bardzo profesjonalnie prowadzą naprawdę dobrze zaopatrzoną księgarnię i sklep z dewocjonaliami. Jeśli ktoś czegoś katolickiego potrzebuje, to śmiało... Rekomenduję z całego serca. Nabyłem tam kilka rzeczy, które, myślę sobie, że nie tylko mnie ucieszą :)

Przy okazji wspomnę, że polski episkopat wydał negatywną opinię o spowiedzi furtkowej, czego należało się raczej spodziewać po krytycznej opinii Komisji Teologicznej. Trochę szkoda. Ale to orzeczenie definitywne i ono kończy sprawę, a tym samym moją posługę tą formą spowiedzi.

A poza tym? Śnieg... Takie ilości dziś się pojawiły, że jutro nawet polska szkoła odwołana... Rzecz jasna nie jestem nawet w stanie słowami wyrazić jak wielki żal odczuwam :) A swoją drogą ciekaw jestem czy ta zima kiedyś się skończy w tej części naszego globu :)

Dzień bez myślenia o Jezusie, to dzień stracony... Żydzi myśleli o Nim często, kiedy chodził po ziemi. Wzbudzał kontrowersje. Nie zawsze więc myśleli o Nim dobrze. Ale debatowali, omawiali, zastanawiali się... Kim On jest, skąd się wziął i czego chce... Nawet jeśli ich wnioski były całkowicie błędne, Jezus był tematem. Było tak dlatego, że sfera religijna była dla Żydów czymś niesłychanie istotnym. Z pewnością nie była li tylko dodatkiem do życia, ale jego treścią.

Dziś, mam takie wrażenie, Jezus nie jest tematem. I to nie tylko dla pogańskiego świata, ale również dla chrześcijan. No bo co my jeszcze nowego na Jego temat możemy się dowiedzieć, co pomyśleć? Tyle jest rzeczy, o których myśleć trzeba... Jezus ma swoje miejsce przy pacierzu. I tam niech zostanie... Ale czy choćby tam? Czy w tym odmówionym w pośpiechu, albo w łóżku, składającym się z trzech modlitw pacierzu naprawdę chodzi o Jezusa?

Dzień bez myślenia o Nim, to dzień stracony... Ba, godzina bez myśli o Nim, to wielka strata... Nie traćmy, bo nie po to zostaliśmy stworzeni...


piątek, 20 marca 2015

pustynia jest łaską...


zdj:flickr/Moyan_Brenn/Lic CC
(Mt 1,16.18-21.24a)
Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów . Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański.

Mili Moi...
No i znów gonitwa, a ważne sprawy leżą odłogiem :) Ale tak to już jest, że cokolwiek tu człek chce załatwić, musi wsiąść w samochód i objechać pół miasta. No i dziś pół dnia jeździłem... Przy tym ciekawe dialogi... Z panią w banku: o celibacie... Pani prawosławna, wielka oponentka katolickich zwyczajów. Nie bardzo orientująca się w zasadach swojej religii, ale za to doskonale wiedząca, że Jezus był mężem Marii Magdaleny... Bardzo miła rozmowa... A potem w aptece kolejna... Ze starszym panem... Ale nie wiem o czym, bo prowadzona głównie po hiszpańsku :) W każdym razie chyba temat musiał być zabawny, bo pan śmiał się nieustannie...

A potem było spotkanie w kapłańskim gronie... Nasz biskup powołał do istnienia nowy wikariat (odpowiednik polskiego dekanatu) dla wszystkich parafii w Bridgeport. Mieliśmy więc dziś spotkanie z biskupem, który tłumaczył tę decyzję, a przy okazji wsłuchiwał się w głosy księży w Bridgeport pracujących. Niektóre te głosy były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Podziwiałem biskupa, że sobie radził. Mówię tu o różnych odmianach języka angielskiego, bo sporo na naszym terenie parafii etnicznych. Ja się nie odzywałem, żeby nie pogłębiać biskupiej konfuzji :)

Za to wieczorem prawdziwe święto... Kolejna odsłona naszych rekolekcji ewangelizacyjnych. Dziś pierwsze spotkanie w grupach dzielenia. Jak zawsze jest to dla wielu osób doświadczenie nowe i zaskakujące. Ale zdaje się, że wszyscy sobie jakoś poradzili i mam nadzieję, że będzie to piękne doświadczenie dla wszystkich uczestników. A przyszło ich do grup dzisiaj 45 osób. Bardzo mnie ta liczba cieszy...

Zawsze mnie zdumiewa Józef, który na podstawie snu był gotów zaufać Bogu we wcale nie błahej sprawie... Ja bez szczególnej łaski zupełnie sobie tego nie wyobrażam... Ale dziś skupił mnie Józef jako człowiek ciszy... On najpiękniejsze chwile z Jezusem i Maryją przeżył w zupełnej tajemnicy. Nie wiemy o nich nic. Nikomu bliżej nie znany cieśla, nikt sławny ani znaczący... Mężczyzna, który przeżywał swoje życie, życie swojej rodziny w ukryciu... I to dotyka najgłębszych moich tęsknot... Wycofać się na pustynię, gdzie będę tylko ja i Bóg. Nie być wciąż na świeczniku. Doświadczyć obecności Boga samego... SAMEGO!

Oczywiście nie mógłbym tak przeżyć całego życia, bo wyraźnie powołuje mnie Pan do czego innego... Ale potrzebuję choćby kilku chwil... A może każdy potrzebuje... Takiego oddechu Jezusem... Oddechu świętego Józefa...

czwartek, 19 marca 2015

wiele dróg...


zdj:flickr/Ferran./Lic CC
(J 5,17-30)
Żydzi prześladowali Jezusa, ponieważ uzdrowił w szabat. Lecz Jezus im odpowiedział: Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam. Dlatego więc usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu. W odpowiedzi na to Jezus im mówił: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co On sam czyni, i jeszcze większe dzieła ukaże Mu, abyście się dziwili. Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce. Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym. Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, w której wszyscy, którzy spoczywają w grobach, usłyszą głos Jego: a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny - na zmartwychwstanie potępienia. Ja sam z siebie nic czynić nie mogę. Tak, jak słyszę, sądzę, a sąd mój jest sprawiedliwy; nie szukam bowiem własnej woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał.

Mili Moi...
Dziś wzięliśmy udział w diecezjalnym dniu skupienia dla księży... No, może popołudniu skupienia... Ale biskup Frank powiedział do nas dwie znakomite konferencje - pierwszą o nowej ewangelizacji, a drugą o tajemnicy krzyża w naszym kapłańskim życiu. Obraz Ukrzyżowanego winien się mocno wyryć w naszym sercu i mamy nań często spoglądać, bo to jest obraz, który mamy odwzorować w naszym życiu... I stanie się to, czy tego chcemy, czy nie chcemy. Ale tak jak zmartwychwstanie Chrystusa było zadziwieniem dla świata i przyprowadziło świat do wiary, tak i nasze zmartwychwstanie, zmartwychwstanie Kościoła będzie podobnie zadziwiające dla świata. A że ono się dokona - co do tego biskup nie ma żadnych wątpliwości... Znakomity mówca i niezwykle przekonujący... Poprosiłem go dziś o szczególne błogosławieństwo dla mojej posługi. Pomodlił się chwilę nade mną i pobłogosławił...

Podczas tego spotkania jeden z księży poprosił mnie również, żebym wziął udział w... akcji powołaniowej. Mam się wybrać z nim i kilkoma siostrami do jednej ze szkół średnich 10 kwietnia. Już drżę z niepokoju... Wszak po polsku mówić tam nie będziemy. Ale moje obawy go nie zniechęciły. Poza tym w naszej diecezji nie ma zakonników...

Dziś na różnych portalach przetoczył się walec po spowiedzi furtkowej, którą nie dalej jak wczoraj się zachwycałem. Otóż ukazał się opinia Komisji Teologicznej KUL, która bardzo krytycznie wypowiada się o tej formie posługi. Przeczytałem tę opinię wnikliwie i choć niektóre z zarzutów mnie dziwią, a sama opinia wydaje się być jednostronna, to nie zmienia faktu, że należy ją wziąć pod uwagę. Kościół zawsze ma prawo oceniać pewne nowe zjawiska, które w Jego łonie się pojawiają i akceptować je lub odrzucać. Dlatego choć Komisja wyraża swoją opinię, która nie jest wiążąca i póki co nie obowiązuje nikogo, to z cała pewnością tymczasem nie będę posługiwał tą formą spowiedzi, oczekując na ostateczne rozstrzygnięcie tych, do których należy ocena. W sercu czuję nieco zawodu, bo doświadczenie pokazuje, że to dobre narzędzie, ale skoro od dziś jest narzędziem kontrowersyjnym, to franciszkanin miłujący Kościół, winien się od jego używania powstrzymać. Zobaczymy jakie będzie rozstrzygnięcie polskich biskupów.

W tym kontekście słyszę wyraźniej słowa, że cały sąd został przekazany Synowi i On będzie go dokonywał... Ufam Mu i wiem, że będzie sądził sprawiedliwie i miłosiernie. Bo to jest sąd prawdziwej miłości, która sięga tam, gdzie ludzki wzrok nie sięga. Ponieważ Jezus jest zanurzony w woli Ojca, w Jego miłości... Każdy więc, kto jest zainteresowany wolą Ojca, kto należy do Jezusa i wierzy w Niego, może czuć się bezpiecznie. Taki, jak powiada sam Pan, nie idzie na sąd, lecz przechodzi ze śmierci do życia. A tam, gdzie życie, tam nie ma lęku... Tam można działać z ufnością i pokojem...

Działanie w imię Jezusa to szukanie ciągle nowych dróg docierania do człowieka i zbliżania go do Boga... Zawsze jednak w Kościele, z Kościołem i przez Kościół...

środa, 18 marca 2015

fala...


zdj:flickr/Sunova Surfboards/Lic CC
(J 5,1-3a.5-16)
Było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: Czy chcesz stać się zdrowym? Odpowiedział Mu chory: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną. Rzekł do niego Jezus: Wstań, weź swoje łoże i chodź! Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził. Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc Żydzi do uzdrowionego: Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża. On im odpowiedział: Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź. Pytali go więc: Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź? Lecz uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu. Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło. Człowiek ów odszedł i doniósł Żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat.

Mili Moi...
Piękny dzień za nami, choć poranek tego nie zapowiadał. Ale wiosennie, deszczowo, wietrznie i ciepło... Śnieg niknie w oczach. I to cieszy, bo dzisiejszy spacer z kijaszkami był dzięki temu znacznie przyjemniejszy... Ale oczywiście nie tylko pogoda poprawia nastrój. Przede wszystkim służba... Dziś kolejna spowiedź furtkowa. Trzy godziny ciężkiej, duchowej pracy. Ale owoc jak zawsze jest źródłem wielkiej radości. Kolejny człowiek wolniejszy, spokojniejszy, radośniejszy... Tak szczególnie dotknięty mocą Jezusa. Wiele mnie to kosztuje, ale dla tych cudownych chwil po tej całej pracy naprawdę warto żyć... No i ta odwaga i wielki wysiłek proszących o taką spowiedź... Przed tym też chylę czoła. Wszak nie jest to trudne tylko dla mnie. Dla penitenta pewnie dużo trudniejsze...

A kiedy myślę o dzisiejszym Słowie, to zdumiewa mnie ten brak sentymentów w ówczesnym świecie chorych. Pragnienie uzdrowienia było tak wielkie, że nic nie miało znaczenia, byle tylko dobiec jako pierwszy do sadzawki tuż po poruszeniu wody. Nikt nie robił listy społecznej, nikt nie kwalifikował przypadków pod kątem zaawansowania choroby, dla nikogo nie miało znaczenia kto i ile już czeka. Jakiś niesłychanie egoistyczny świat. Ta skarga sparaliżowanego - kiedy ja już dochodzę, inny wchodzi przede mną, brzmi niesłychanie smutno, tym bardziej, że jest poprzedzona słowami - nie mam człowieka...

I wtedy, kiedy wydaje się, że to wszystko nie ma sensu, kiedy ów sparaliżowany być może siłą przyzwyczajenia wciąż próbuje dostać się do sadzawki podczas poruszenia wody, właśnie wtedy pojawia się Jezus, który okazuje się najskuteczniejszą falą uzdrowienia, która tegoż chorego wprost zalewa. W jednej chwili Jezus czyni znak, na który sparaliżowany być może tracił już nadzieję... W jednej chwili... Przedziera się przez ten mur egoizmu, skupienia tylko na sobie wszystkich obecnych i pokazuje jedną, może nawet ważniejszą od samego aktu uzdrowienia rzecz... 

Jesteś dla Kogoś ważny... W oczach Boga masz wartość... I On uczyni dla ciebie to, na co nie stać było nikogo innego. Już nie woda się poruszyła, ale serce Boga. I już nie ty musisz dojść do Niego, ale to On zbliża się do ciebie. A jedyne pytanie brzmi - czy chcesz? Znacie lepszą "Dobrą Nowinę"? Bo ja raczej nie...

Spotkaj "Poruszonego"... Może jutro? Na Mszy Świętej? W naszym kościele?

wtorek, 17 marca 2015

obietnica...


zdj:flickr/Evilspoon7/Lic CC
(J 4,43-54)
Po dwóch dniach wyszedł stamtąd do Galilei. Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie. Kiedy jednak przybył do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto. Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający. Jezus rzekł do niego: Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie. Powiedział do Niego urzędnik królewski: Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko. Rzekł do niego Jezus: Idź, syn twój żyje. Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem. A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło. Rzekli mu: Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka. Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: Syn twój żyje. I uwierzył on sam i cała jego rodzina. Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.

Mili Moi...
No nie zamierzam opisywać szczegółowego menu z dnia dzisiejszego, ale już jest trochę inaczej... W każdym razie, kiedy dziś z proboszczem wyjeżdżaliśmy ze sklepu z koszem zakupów, to wyglądał on bardzo mocno inaczej, niż zwykle :) Tyle warzyw i owoców nigdy dotąd nie kupiliśmy...

Poza tym, pierwszy w tym sezonie spacerek z kijaszkami. Nad wodą wciąż mocno wieje, ale śnieg zniknął, a ja zabezpieczony tym razem czapkami, kurtkami, rękawicami mam nadzieję zachować dobre zdrowie. Ta forma wypoczynku jest znakomitym sposobem na pozbycie się wszelkich złogów emocjonalnych.

Poza tym zdążyłem skończyć kolejną książkę o Maksymilianie, obejrzeć film, więc dzień uznaję za bardzo udany...

A nad Słowem dziś spróbowałem wczuć się w tego urzędnika i w jego uczucia, które targają nim po odejściu od Jezusa. Informacja o spotkaniu sług w drodze, którzy mówią, że jego synowi poprawiło się dzień wcześniej, świadczy o tym, że miał daleko do domu. Wracając po spotkaniu z Jezusem musiał pewnie gdzieś zanocować. Co czuł? Co myślał sobie przed snem? Czy nie zbyt naiwnie uwierzył w ten cud? A może należało prosić o jakiś znak... Przecież on tak naprawdę nie ma żadnej pewności, przecież nawet nie wie, czy jego syn nadal żyje... To musi być koszmar. Jedyne, co masz, to obietnica...

Pozazdrościłem mu dziś wiary i zaufania wobec Jezusa. Nie jest łatwo wybrać się w drogę powrotną ze... Słowem. Ono wydaje się tak bardzo mało znaczyć. Jest tak niepozorne. Zwyczajne. Ulotne. A jednak wypowiedziane przez Jezusa skrywa w sobie nieprawdopodobną moc, o której urzędnik ów przekonuje się zanim jeszcze dociera do domu...

Gdybyśmy tak samo potrafili uwierzyć w każde Słowo, które Jezus kieruje do nas. Gdybyśmy z taką samą ufnością wracali do naszych domów. Być może targani różnymi uczuciami, być może wciąż niespokojni, ale ufni... Być może jeszcze przed otwarciem drzwi moc Jego Słowa objawiłaby się nam wyraźnie... Jeśli jednak Słowo przestaje być ważne tuż po przekroczeniu progu kościoła, to nie ma nic, co mogłoby rozproszyć nasz niepokój i lęk, smutek i brak nadziei.

Obietnica jest źródłem... Nasyć swoje pragnienie... I często do niego wracaj...

poniedziałek, 16 marca 2015

stokrotki...


zdj:flickr/rkramer62/Lic CC
(J 3,14-21)
A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu.

Mili Moi...
No właśnie wróciłem z rekolekcji "Spotkania Małżeńskie". To jedyny powód, że tu nie zaglądałem... Nie było kiedy, a późnym wieczorem naprawdę już nie miałem sił. Nie wdając się w szczegóły, bo jak każde rekolekcje, również te mają swoją specyfikę, której  nie należy opisywać, powinno się jej raczej doświadczyć, muszę przyznać, że dobrze spędziłem czas. Przede wszystkim uświadomiłem sobie kilka ważnych rzeczy... A to znów motywuje nieco do zmian w codzienności. Nawracanie się to trudna sztuka. Ale poza tym poznałem naprawdę pięknych ludzi. To mnie zawsze najbardziej fascynuje - ilu cudownych ludzi Pan Bóg pozwala mi ciągle spotykać. Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że cieszę się z mojego powrotu do domu i do mojej parafii. Choć muszę przyznać, że miałem dwoje stróżów parafialnych, którzy udaremniali wszelkie próby przechwycenia mnie przez inne ośrodki duszpasterskie. Wszystkim podkreślali, że ja mam w Bridgeport dożywocie i muszą sobie poszukać innego księdza :)

Ale zanim wylądowałem na wspomnianych rekolekcjach, to najpierw przeżyłem mój kolejny "pierwszy raz" w USA. Mianowicie wybrałem sie po raz pierwszy do New Yorku na mały rekonesans... I ta wizyta pewnie wyleczyła mnie z tęsknot za tym miastem. Nieprawdopodobny ruch, tłok, ścisk... Nasi warszawiacy przy nowojorczykach, to absolutny szczyt kultury jazdy... Poza tym zimno. Koszmarnie drogie parkingi. Jeden wielki korek. No ale żeby nie było, że już tak źle, to oczywiście ma to wszystko jakiś swój urok, klimat, czy atmosferę. Tylko ja zwierz społeczny jestem i mnie takie samotne eskapady nie cieszą :) Niemniej byłem, żeby się nagle nie okazało, że rok minął, a ja nie nawiedziłem NY, które jest godzinę jazdy od nas...

A poza tym moja parafialna dietetyczka podjęła się szalonego zadania poprawy mojego sposobu żywienia... To jest arcyciekawe... Właśnie dostałem wytyczne. Dzień zaczynam od szklanki wody, a potem jest już tylko gorzej :) Ale jako że ona pierwsza chyba na tym świecie w tej dziedzinie we mnie uwierzyła, to nie pozostaje mi nic innego, jak podzielać jej wiarę i poddać się tym zabiegom...

Wspominałem już kiedyś o świetnym stwierdzeniu Francisa Chana, protestanckiego pastora i autora książki, którą sobie wciąż poczytuję, że nasza wiara rozpina sie niejako na płaszczyźnie "wszystko" albo "nic". Nie da się być "trochę chrześcijaninem"... I kontekst dzisiejszej Ewangelii to niejako potwierdza. Nikodem, z którym Jezus rozmawia jest takim wierzącym "połowicznie", a może "na próbę". Jezus mówi mu o konieczności narodzenia się na nowo. Przyjęcie Jego Ewangelii wiąże się z zupełnie nowym życiem, a nawrócenie to niejako ponowne narodziny...

I tak sobie dziś myślę, że to jest tak niesamowicie potrzebne wszystkim, którzy trochę utknęli między "wszystko", a "nic". Nowe narodzenie... Tymczasem nasze "nawracanie" czasem przypomina upiększanie tego, co jest... Trochę jakby siał stokrotki na oborniku... Porosną i będą wybujałe... Łodygi będą miały grube jak ręka, a liście rozłożyste jak parasol. Każdy, kto popatrzy na nie z daleka, szczerze się zachwyci. Ale jeśli tylko podejdzie bliżej - smród go zabije. Nie da się podziwiać tego poletka stokrotek z bliska. Odór obornika na to nie pozwoli. Co można zrobić? Ano potrzeba szpadla jednoznaczności i radykalizmu, którym trzeba przekopać tę ziemię. Będzie rosło tak samo dobrze, ale obornik znajdzie się tam, gdzie powinien... I nawet nasz anioł stróż będzie mógł zdjąć klamerkę z nosa.

Nawrócenie to narodzenie się na nowo. To decyzja o tym, że Jezus jest nadrzędny w moim życiu. Nie jest jednym z celów szczegółowych, jedną z moich spraw. Ale jest jedyną, wyjątkową i najważniejszą "sprawą", której wszystko inne jest podporządkowane... A taka przemiana jest możliwa tylko wówczas, jeśli spotyka się w swoim życiu Boga, który tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego WIERZY, nie zginął, ale miał życie wieczne...

WIERZYSZ? To chwyć za łopatę... I posiej stokrotki jeszcze raz... Tym razem wszystko będzie inaczej...

piątek, 13 marca 2015

palec Boży...


zdj:flickr/bernat.../Lic CC
(Łk 11,14-23)
Jezus wyrzucał złego ducha [u tego], który był niemy. A gdy zły duch wyszedł, niemy zaczął mówić i tłumy były zdumione. Lecz niektórzy z nich rzekli: Przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy. Inni zaś, chcąc Go wystawić na próbę, domagali się od Niego znaku z nieba. On jednak, znając ich myśli, rzekł do nich: Każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje i dom na dom się wali. Jeśli więc i szatan z sobą jest skłócony, jakże się ostoi jego królestwo? Mówicie bowiem, że Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy. Lecz jeśli Ja przez Belzebuba wyrzucam złe duchy, to przez kogo je wyrzucają wasi synowie? Dlatego oni będą waszymi sędziami. A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże. Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze całą broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda. Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza.

Mili Moi...
No moje samopoczucie poprawia się z każdym dniem. Tym bardziej, że moje perypetie uruchomiły kolejne fale dobra. Pojawiła się na przykład oddolna inicjatywa uratowania mojego życia poprzez wspólne wypady na siłownię. Inna Boża dusza zadeklarowała, że zadba o moje nawyki żywieniowe i je nieco skoryguje... Tyle dobra wokół. Szczerzy i pełni miłości ludzie, na których naprawdę można liczyć. Obawiam się, że nie poznacie mnie, kiedy przyjadę na urlop do Polski. Ja od jutra rozpoczynam dbanie o siebie, a już sam siebie nie poznaję :)

Ale i o duchową stronę zadbać trzeba. Dlatego jutro jadę do Verony, do tego samego domu, w którym prowadziłem rekolekcje dla kobiet w grudniu. Tym razem jadę jako uczestnik... Spotkań Małżeńskich. I wcale nie wypożyczam cudzej żony na ten czas. Jadę sam, jako duszpasterz zamierzający założyć tego typu wspólnotę dla małżeństw w naszej parafii. Mam nadzieję, że Pan Bóg nam w tym nowym dziele pobłogosławi. Mamy bowiem wiele młodszych i starszych małżeństw, których formacja bardzo leży mi na sercu. Ponieważ podzielam przekonanie sługi Bożego księdza kardynała Wyszyńskiego, który mawiał, że odnowa, jeśli przyjdzie, to przez rodzinę. Co więcej - formując rodziny, pracuje się także z dzieciakami i młodzieżą... Zobaczymy co nam z tego wyjdzie...

A dziś rozpoczęliśmy w naszej parafii REO, czyli rekolekcje ewangelizacyjne. Na pierwsze spotkanie przyszło około 50 osób, co jak na nasze warunki jest dużą liczbą. Tak bardzo bym chciał, żeby wytrwali, żeby przeżyli to, co tak wielu z nas przeżyło już jakiś czas temu. Tak bardzo chciałbym, żeby spotkali Jezusa w ten nowy, czasem przecież zupełnie nieznany sposób, jako Żywego Pana, który jest szczerze zatroskany ich losem i sprawami... Modlę się o to bardzo, bo wiem jakie owoce te rekolekcje przynoszą tym, którzy je przeżyją. A tym, którzy chcieliby dołączyć, chcę powiedzieć, że za tydzień w czwartek będzie ku temu ostatnia okazja.

A dzisiejsze zarzuty wobec Jezusa mają charakter szczególnie złośliwy. Wyrzucenie demona było faktem, który wszyscy widzieli. Z faktami zaś się nie dyskutuje. Można je tylko przyjąć, albo odrzucić. Jeśli się je odrzuca, to potrzebna swoista "zasłona dymna", czyli pozorny powód, którego będzie można użyć jako swoistego wytłumaczenia własnego wyboru. Najlepiej sprawdzają się wycieczki personalne... Zaatakować osobę. Uderzyć w sprawcę faktu. Zdyskredytować. Podważyć zaufanie. Zniszczyć. Wdeptać w ziemię...

Biedni "niektórzy z tłumu" nie zauważyli tylko, że swoją argumentacją dokonali przysłowiowego "strzału w stopę". Nie pierwszy i nie ostatni raz... Jeśli bowiem ja - mówi Jezus - mocą Belzebuba, to czyją mocą wasi synowie? Bo przecież wielu z nich już we mnie wierzy, już uczestniczy w mojej mocy, już mnie naśladuje również w tym sposobie głoszenia Ewangelii. A jeśli palcem Bożym... To zastanówcie się, czy warto dalej zaprzeczać faktom...

I zastanowili się... I nadszedł Wielki Piątek... Zawsze nadchodzi...