poniedziałek, 16 listopada 2015

radujcie się...


(Mk 13,24-32)
Jezus powiedział do swoich uczniów: W owe dni, po tym ucisku, słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi aż do szczytu nieba. A od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo! Kiedy już jego gałąź nabiera soków i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec.

Mili Moi…
Zakończyliśmy po południu rekolekcje dla kobiet. Pięknie było… Jak zawsze… I radości nie zabrakło i łez. Obserwuję to już po raz kolejny, że w ciągu trzech dni można naprawdę sporo zrozumieć, przeżyć, dowiedzieć się… Dla mnie to także były rekolekcje ze szczególnym momentem słuchania świadectw i podsumowań ze stronny uczestniczek. To rodzi zawsze wiele wdzięczności wobec Pana Boga, że czyni wielkie rzeczy dla nas…

A potem droga powrotna i krótka wizyta na chrzcielnym obiedzie jednej z naszych najmłodszych parafianek. Weronika dziś została włączona we wspólnotę Kościoła, co stało się źródłem radości dla ponad 100 gości, z którymi spotkałem się w jednej z okolicznych restauracji.

A wieczorem jeszcze spotkanie z Moniką, dobrą duszą, która w swej dobroci produkuje dla mnie jakieś arcypiękne kartki świąteczne. Dziś więc była sesja zdjęciowa… I wreszcie umęczony, ale szczęśliwy, mogę podsumować ten dzień. Chwała zań Najwyższemu…

A Słowo? No powoli robi się strasznie… Jak to pod koniec roku liturgicznego. Będziemy teraz codziennie słuchać o tych wszystkich okropnościach, które muszą się wydarzyć zanim świat się skończy. Kto wie, czy ich właśnie nie obserwujemy na żywo w całym niemal świecie. Jedno jest ważne – wszystkie one zakończyć się mają przyjściem Pana, do którego przecież należymy i w związku z tym nic złego stać nam się nie może. Ta prawda o Jego przyjściu jest niczym zawias, na którym zawieszone są te wszystkie dramatyczne zapowiedzi. One rzecz jasna mogą budzić nasz lęk, ale jest na to jedno lekarstwo…

Lęk bowiem jest uczuciem, które lubi dominować i podporządkowywać sobie wszystkie inne uczucia. Najlepszą odpowiedzią jaką możemy znaleźć na lęk, a właściwie wręcz szczepionką, która nas przed jego zgubnymi skutkami zabezpiecza jest…. radość. Człowiek, który się cieszy, nie ma miejsca w sercu na lęk… No ale z czego się tu cieszyć? Najlepiej z tego, co mam dobrego i pięknego, a co jest nieutracalne. Każdy znajdzie wiele takich rzeczy. Ja dziś widzę w moim życiu choćby dwie – moja męskość i moje kapłaństwo. Dwa Boże dary, których On nie cofa i które są nieustającym źródłem radości dla mnie. Nie muszę w związku z tym czekać na bodźce zewnętrzne. Mogę ucieszyć się tu, teraz i zawsze…

Bóg jest hojny… A największym źródłem mojej radości jest fakt, że mogę powiedzieć – to jest mój Bóg…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz