zdj:flickr/Paul Falardeau/Lic CC
(Łk 21,1-4)
Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony.
Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki, i rzekł:
Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni.
Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku
swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie.
Mili Moi…
Poniedziałek to, jak wiecie mój ulubiony dzień tygodnia… Ten dzisiejszy był
3467 dniem mojego kapłaństwa i 442 dniem w Ameryce… A dzień to przełomowy, bo
zapisałem się dziś na… siłownię. Kiedy myślę o sobie w perspektywie mojej
życiowej historii, to widzę siłownię jako jedno z ostatnich miejsc, do których
kiedykolwiek bym się zapisał. Nigdy, przenigdy nie przemknęło mi to przez myśl.
I znów, gdyby rok temu ktoś mi to wyprorokował, potraktowałbym to jako niezły
żart. Tymczasem dziś zrobiłem to z własnej woli i jestem mocno podekscytowany
tym, co mnie tam czeka. Poza siłownią, oferta obejmuje również basen i saunę,
co już szczerze lubię. A wierzę, że forma ruchu z użyciem maszyn pod dachem
również będzie sprawiać mi przyjemność. Miniony rok mojego życia jest
najlepszym dowodem jakie zmiany w mentalności mogą zajść pod dobrym wpływem
życzliwego człowieka. I choć mój upór sprawia, że ów człowiek musi wciąż
pracować nad nowymi sposobami przekonywania i musi wykazywać się ogromną
cierpliwością, to jednak owoce są dla mnie samego zupełnie niezwykłe. Karta
klubowa już jest, „worek na kapcie” również, więc w najbliższych dniach
spróbuję się oswoić z nowym miejscem… Swoją drogą duży pan murzyn, który mnie
dziś wprowadzał w arkana użytkowania sprzętu wyliczył, że jeszcze 70 funtów muszę
pożegnać. Jest więc co robić…
A kiedy czytam Słowo dzisiejsze, to wręcz słyszę brzęk tych dwóch cieniutkich,
mizernych monet, które owa kobieta wrzuca do skarbony (choć w rzeczywistości
wrzucał je kapłan, któremu się je wręczało). Dwie maleńkie monety, które
symbolizują całe życie tej kobiety, życie, które ona decyduje się całkowicie
powierzyć w ręce Ojca. 100 gram chleba, które mogła za to kupić (według
wyliczeń historyków) zamienia na udział w trosce Opatrzności, która, jest tego
pewna, nie pozwoli jej zginąć.
A ja stawiam sobie pytanie, czy moje życie, wyrażone w banknotach (bo chyba o
monetach mówić nie wypada) również tak zdecydowanie jest poddane Bogu. Cały
czas nosze w sobie obraz… Nasz zakon, który zakłada nową misję gdzieś na
krańcach świata i szuka ludzi… Nikt nie ukrywa, że będzie biednie i bardzo
trudno. Kandydaci na misjonarzy muszą zdać się na Opatrzność… Kiedyś marzyłem o
takiej sytuacji. Kiedyś na nią czekałem i byłem gotów natychmiast się zgłosić.
A dziś? Tak przyzwyczajony do wygodnego fotela, samochodu, którego bak wypełnia
się za jednym pociągnięciem karty kredytowej, srebrnej lodówki pełnej po
brzegi, przed którą czasem towarzyszy mi myśl „nie ma nic do jedzenia”,
samolotów, które przenoszą mnie między kontynentami…
Te dwie monety ubogiej wdowy brzmią mi w uszach wielkim wyrzutem…
Franciszkańskim wyrzutem… Bo chciałbym powiedzieć, że Bóg jest moim jedynym
skarbem… A nie potrafię…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz