środa, 11 listopada 2015

mniej znaczy więcej...

zdj:flickr/Whatknot/Lic CC
(Łk 17,7-10)
Jezus powiedział do swoich apostołów: Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: Pójdź i siądź do stołu? Czy nie powie mu raczej: Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać.

Mili Moi…
Jakiś nieco spokojniejszy ten tydzień, przynajmniej u początku. Nie znaczy to, że bezrobotny. Wciąż pracuję nad ostatnią konferencją na rekolekcje dla kobiet w Veronie. Lista zmienia się bardzo dynamicznie. Ktoś się dopisuje, ktoś inny odwołuje swój przyjazd, więc nadal nie wiem ile osób ostatecznie się tam zjawi. Ale ufam, że dokładnie tyle, ile Pan zaplanował.

Poza intelektualną pracą? Wczoraj na przykład spędziłem dwie godziny i czterdzieści minut w banku na poszukiwaniu naszych pieniędzy, które ktoś, gdzieś przelał i tyle je widziano. Dzięki Bogu mamy tam życzliwą duszę, która wkłada sporo serca w nasze sprawy i ma wiele cierpliwości do systemu. Przy okazji szarpnąłem pierwszy mandat na tej ziemi. Się panu policjantowi nie spodobało moje parkowanie. Że podobno nie po tej stronie jezdni…

A Słowo mi dziś przypomina o… ubóstwie. Ale nie w wymiarze materialnym, lecz w znacznie szerszym, duchowym. Każdy z nas jest tak stworzony, że na kształt naszego życia wpływają ludzkie potrzeby, w które wyposażył nas Pan. Niektóre z nich mogą być zaspokojone, inne nie. Kiedy jest się sługą, wiele z tych potrzeb zaspokojonych nie będzie. I jak się okazuje, z niezaspokojonymi potrzebami też się da żyć. I, co więcej, można żyć twórczo i czuć się spełnionym.

Trudno nam to zrozumieć, bo większość z nas wychowała się w warstwach społecznych pozbawionych służby. Nie mieliśmy więc okazji nawet obserwować relacji sługa – pan. Tymczasem wydaje się, że jednym z istotniejszych elementów dobrego sługi jest samoograniczanie się. Nie ja jestem ważny, nie moje potrzeby, ale potrzeby mojego pana. Ooooo… To nie jest łatwe do przyjęcia dla wyemancypowanej i niezależnej jednostki ludzkiej żyjącej w XXI wieku.

Tymczasem właśnie do takiej, charyzmatycznej służby, w której zapomnienie o sobie jest ideałem, wzywa Jezus. Moja potrzeba dowartościowania, uznania, wdzięczności, akceptacji, satysfakcji, samorealizacji i wiele innych, muszą zostać podporządkowane Jemu i Jego misji. Akcenty muszą być rozłożone bardzo precyzyjnie, żeby nie było wątpliwości kto jest sługą, a kto Panem. Chodzi o zbyt ważne rzeczy, ważniejsze nawet, niż moje poczucie własnej godności, czy potrzeba szacunku. Ogołocenie musi być totalne, żeby Jezus mógł się mną posługiwać w sposób całkowicie wolny.

To domaga się ogromnej pracy nad samoograniczaniem właśnie. Im bardziej jestem w stanie złożyć ofiarę z moich uczuć, potrzeb, czy pragnień, tym bardziej wolny jestem w służbie Temu, który ukochał mnie ponad wszystko. Żadnemu innemu panu nie oddałbym się w ten sposób. Temu owszem… Co niech się stanie. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz