niedziela, 1 listopada 2015

drepcząc po cmentarzach...

zdj:flickr/Alan Strakey/Lic CC
1 Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. 7 Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: 8 "Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. 9 Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: "Ustąp temu miejsca!"; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. 10 Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: "Przyjacielu, przesiądź się wyżej!"; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. 11 Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony". Łk 14, 1. 7-11

Mili Moi…
Niby długi dzień, ale pierwszy raz od dawna nie jestem po nim zmęczony. Choć atrakcji nie brakowało. Po porannej Mszy, polska szkoła wzbogacona o muzyczne próby przed przyszłoniedzielnym Balem Wszystkich Świętych. Po krótkiej chwili oddechu wycieczka na odległy cmentarz i modlitwy za zmarłych w gronie parafian, zwłaszcza tych, których bliscy tam spoczywają.

A po powrocie kolejny dzień skupienia. I tu mały smuteczek. Wychodzę bowiem z zakrystii i widzę… Ludzi ze Stamford (pół godziny od nas, mają polską parafię), ludzi z New Britain (niemal godzina od nas, mają polską parafię), ludzi z Bostonu (!!! – niemal trzy godziny od nas, mają polską parafię) i… garsteczkę najwierniejszych ludzi z naszej parafii. Kiedy tu przyjechałem ponad rok temu, pojawiły się głosy, że pewnie tu za długo nie zostanę, bo za ambitnie, za dużo mi się chce, nie znajdę zainteresowanych. Nie wierzyłem… I nadal nie chcę wierzyć… Ale szczytem moich duszpasterskich pragnień nie jest otwarcie kościoła na trzy godziny w niedzielę. I jeśli to jest szczyt miejscowych oczekiwań, to z pewnością powinien tu pracować kto inny. Nie wyobrażam też sobie życia według bardzo popularnej tu zasady duszpasterskiej – czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy… Bóg się nie pomylił, wierzę Mu. Tylko może niewłaściwie rozeznałem cel mojego pobytu w Bridgeport. Mnie się wydawało, że chodzi o duszpasterstwo, a może chodzi o to, żebym napisał doktorat. Może mam się zamknąć w pokoju, wyłączyć telefon i żyć… Czas na ponowne rozeznawanie… Moi parafianie uczą mnie tak wiele…

A jutro niedziela i kolejna procesja, tym razem na innym cmentarzu. To takie ważne również dla mnie. Nie mogę stanąć przy grobie mamy, babci… To choć pośród nagich, nieukwieconych i nieoświetlonych nagrobków się pokręcę. Pomodlę się… Potęsknię…

A Słowo konfrontuje z pychą, która się ciągle czegoś domaga. Nie potrafi się zadowolić i ucieszyć. Nie widzi wartości w rzeczach małych. Wciąż jej się wydaje, że sama musi zadbać o siebie, gdy tymczasem to Pan jest władcą rzeczywistości. Stara zakonna zasada mówi – usiądź w kącie, a znajdą cię… Jeśli wierzę, że On panuje nad wszystkim, to On znajdzie mnie w stosownym czasie. I wykorzysta, co we mnie. Jeśli zaś On mnie nie wezwie, to choćbym łokciami się rozpychał, nie będę usatysfakcjonowany. Bo zawsze będzie jakieś „bardziej pierwsze” miejsce od tego, na które właśnie wlazłem… A tak nie chcę… Nie chcę…

3 komentarze:

  1. O.Michale, dziekujemy Bogu,ze nam przyslal Ciebie.
    My, ta mala trzodka,ktora pragnie poznac Nszego Boga Trojjedynego bardzo gleboko,potrzebuje Pasterza i Ty nim jestes.
    Prowadz nas do Niego.
    Dziekuje za wszelkie laski,ktore otrzymalam podczas wczorajszego Dnia Skupienia.
    Ircia

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę Ojca, ja bym się nie martwił, że jest tak mało ludzi z Ojca parafii. Bo po pierwsze może w dniu skupienia ludzie byli zajęci odwiedzaniem cmentarzy, a po drugie może należało by się skupić na odkryciu tego czego parafianie oczekują. Dla wyjaśnienia tego co mam na myśli posłużę się tutaj swoim doświadczeniem.
    Przez wiele lat głód Boga który jest we mnie próbowałem zaspokoić na sposób pokazywany mi przez wielu ludzi zarówno duchownych jak i świeckich. Zaspokajałem go częściowo, ale nigdy nie mogłem go w pełni zaspokoić. Niby uczestniczyłem w jednych, drugich, trzecich rekolekcjach, po których powinienem być usatysfakcjonowany, ale cały czas mi czegoś brakowało, cały czas to nie było to. I w pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego czego ja tak naprawdę potrzebuję, a czego nie potrzebuję. I od tego momentu przestałem dostosowywać się do innych ludzi, do pewnych form ewangelizacji z którymi się spotykam, a zacząłem szukać tego czego ja potrzebuję.
    Ale zanim tak się stało musiałem poznać siebie, zrozumieć kim jestem, zrozumieć jaki jestem i czym różnię się od innych ludzi. Np. uczestniczyłem kiedyś w rekolekcjach ignacjańskich. Same rozważania dały mi niewiele, a było spowodowane to tym, że teksty przygotowane do rozważenia, rozważałem w sposób zaproponowany przez organizatorów. Dopiero po kilku latach zrozumiałem że powinienem je rozważać w sposób odpowiedni dla mnie, a nie w taki jaki mi zaproponowano.
    Przypomniały mi się w tym momencie rekolekcje prowadzone prze Ojca w których uczestniczyłem, albo które wysłuchałem w internecie. Jedne mi bardzo dużo dały, inne trochę, a inne chyba bardzo niewiele. Taka sytuacja miała miejsce nie dlatego że przygotował się Ojciec raz lepiej, a raz gorzej; ale dlatego że Jezus mówił przez Ojca także do innych ludzi, a oni potrzebowali czegoś innego niż ja.
    Dlatego jeśli chce Ojciec aby więcej ludzi chciało Ojca słuchać to proponuję najpierw poznać czego oni potrzebują i dostosować treści do poszczególnych grup.
    Komentator

    OdpowiedzUsuń
  3. Pod koniec mojego komentarza napisałem że powinien Ojciec sprawdzić czego potrzebują parafianie. Ja przepraszam za to słowo "powinien". Słowo to nie oznaczało że mówię Ojcu co Ojciec ma robić, ale chodziło o to że jeśli Ojciec chce trafiać ze swoim "słowem" do każdego człowieka to zorientowanie się w potrzebach poszczególnych wiernych jest niezbędne.

    Komentator

    OdpowiedzUsuń