sobota, 15 sierpnia 2015

zmienić świat...


zdj. za: http://www.marytown.com/content/who-saint-maximilian-kolbe
12 To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. 13 Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. 14 Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. 15 Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. 16 Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. 17 To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali. J 15, 12-17.

Mili Moi...
No szalony dzień zbliża się powoli do końca... Od samego rana wielkie przygotowania do przyjazdu gości. Z okazji bowiem uroczystości świętego Maksymiliana zapowiedzieli się u nas bracia z okolicznych klasztorów. Oczywiście sam się tym przygotowaniom nie oddawałem... Moi piękni ludzie ze wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym wydatnie mi w tym pomogli, zwłaszcza kulinarnie... Jak dobrze, że jesteście kochani... Mogę na Was liczyć zawsze...

Przygotowania przerwałem na chwilę, aby pojechać na cmentarz i pożegnać naszą stuletnią parafiankę, której pogrzeb celebrowałem w środę. Była to właściwie Msza pogrzebowa, bo uroczystości na cmentarzu odbyły się dziś, po uprzednim skremowaniu ciała.

Bracia rzeczywiście przybyli i spędziliśmy przemiły dzień na świeżym powietrzu. Podjedliśmy, pomodlili sie, pogawędzili... Wszyscy, jednogłośnie planując już następne spotkanie... Bardzo mnie to cieszy. Wszak święty Maksymilian był wielkim orędownikiem życia wspólnego i widział w nim niesłychanie ważny element naszego życia... Myślę, że dziś w niebie był z nas zadowolony...

Potem wielkie sprzątanie, dzielenie się żywnością z biedniejszymi i mogłem spokojnie wyruszyć na psychiczny i fizyczny nadmorski relaks z kijaszkami... A przy okazji wsłuchać się... No właśnie... Zamieszczam wam u dołu filmik z pieśnią w wykonaniu Magdy... Jej głos... Znam ją od wielu lat... I chciałem napisać, że ilekroć słucham, tylekroć płaczę :) Ale nie... Nie płaczę... Ona mnie przenosi w jakiś inny wymiar... Posłuchajcie zresztą sami... Ja od dwóch godzin słucham w kółko :)

A w Słowie urzeka mnie, że mój Bóg nazywa mnie swoim przyjacielem. W żadnej innej religii Bóg nie czyni sie przyjacielem człowieka. Jeśli więc jestem zaproszony do tak niezwykłej relacji, to co innego może się w życiu liczyć bardziej... Nad tym Słowem mam zawsze takie przebłyski świadomości, że moim życiem uczestniczę w czymś niesłychanie wielkim, że gdybym to wszystko pojął w pełni, to pewnie oszalałbym z radości... Choć dla wielu i tak jestem szalony...

Ale lubię to swoje własne szaleństwo i chciałbym, żeby ono się pogłębiało, żeby z dnia na dzień było go więcej, żebym robił coraz głupsze rzeczy w oczach tego świata, a jednocześnie coraz mądrzejsze w oczach mojego Boga, bo niczyja opinia dla mnie się nie liczy, tylko Jego właśnie... Owocność mojego życia właśnie od tego szaleństwa zależy, bo tylko szaleńcy zmieniają ten świat. A Boży szaleńcy??? Zmieniają go trwale... A szaleńcy Niepokalanej zyskują nawet naśladowców...

Chciałbym tego Szaleńca Niepokalanej, Maksymiliana choć trochę naśladować... Jestem jego wielkim dłużnikiem. Trafiłem do Zakonu dzięki Rycerzowi Niepokalanej... Gdyby nie Maksymiliana, nie byłoby Rycerza, gdyby nie Rycerz... aż boję się pomyśleć... Mój doktorat ma być próbą spłaty tego długu... To chyba najsilniejsza motywacja w moim pisaniu... Uczynić go bardziej znanym... Niech przybywa mu naśladowców... Szaleńców, którzy zmienią świat...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz