zdj.za:http://sanktuariapolskie.info/diecezje/28/czestochowska/aktualnosci/1583/kopia-czestochowskiej-ikony-w-polsce
(J
2,1-11)
W
Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa.
Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy
zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina.
Jezus Jej odpowiedział: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?
Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego
powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Stało
zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich
oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy
miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili
je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i
zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta
weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział
bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę,
wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy
człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas
gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Taki to początek
znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę
i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
Mili
Moi...
No nareszcie się dziś nieco ogarnąłem i zabrałem do
dzieła. Wiem już, że nasze odnowowe rekolekcje będą poświęcone
tematowi wspólnoty i oprą się na słowach świętego Pawła -
Nikomu
nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem
miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. (Rz 13,8). Teraz jeszcze
pozostaje tylko zrodzić cztery konferencje i
będzie dobrze... Ale jestem nastawiony optymistycznie :)
A
dziś wybrałem się na dzielnię... Już dawno nie wygłosiłem
habitowego kazania na ulicy... Odkąd praktykuję kijaszki, to bardzo
rzadko zdarza mi się wyjść na dodatkowy spacer różańcowy. Dziś
sobie przypomniałem kto mieszka w okolicy i jak to jest, gdy wszyscy
na ciebie patrzą nie mając pojęcia kim jesteś :) Ileż to razy
pada za mną klasyczna fraza znana wszystkim z amerykańskich filmów
– what the fu**? Błogosławię... A tym, którzy chcą,
tłumaczę... Dziś dwaj mili jegomoście i towarzysząca im dama,
gaszący dojmujące pragnienie ósmą puszką chmielowego soku
wyrazili chęć bliższego poznania mojego pochodzenia :) Zaprosiłem
ich do naszego kościoła... A jakże... Mam nadzieję, że kiedyś
przyjdą... Jezus ich znajdzie...
A myślą dziś na Jasnej
Górze... Byłem tam w czerwcu, ale... Najlepiej czuję się wchodząc
tam po dwóch tygodniach pielgrzymowania. Inaczej, czegoś mi
brakuje... A właściwie po co ludzie to robią? Przecież samochód,
autobus, pociąg.. Są prostsze sposoby na dotarcie do Domu Matki...
Myślę, że to wiara w sens podejmowania wysiłku, trudu.
Pielgrzymowanie to takie osobiste zaangażowanie w polecaną Bogu
intencję. Nie tylko proszę, ale chcę też dać coś z siebie.
Wiedząc, że Bóg mógłby i bez tej mojej ofiarki się obejść,
podejmuję ją z zaufaniem w Jego dobroć...
I w Kanie mógł
się obejść bez ludzi... Mógł własnym tchnieniem napełnić
stągwie wodą. Mógł sprawić, że wszyscy czuliby się nasyceni
winem, którego wcale nie musiał stwarzać, mógł... Tysiąc
sposobów na wykonanie tego cudu... A on wybrał mozolne noszenie
wody przez proste sługi. I to oni doświadczają cudu, wiedzą o
nim, zauważają go. Bo są zaangażowani. Bo ich ręce miały w nim
swój udział. Jakie to musi być dla nich fascynujące...
Może
podobnie jest z pielgrzymami... Dochodząc i patrząc wieczorem na
swoje nogi wiedziałem, że będę je leczył przez miesiąc, ale
takiego poziomu radości nigdy i nigdzie indziej nie doświadczałem.
Byłem pewien, że Bóg patrzy na ten wysiłek z miłością. A przed
obrazem zwykle nie umiałem powiedzieć nic więcej poza – Mamo,
jestem, po raz kolejny... A odkąd przewodziłem grupie, mówiłem
jeszcze – doprowadziłem ich znowu... Dziękuję... Wzruszenie
odbierało mi głos, mieszało słowa... Cel... Po tylu dniach...
I
kiedy czytam świętego Maksymiliana, to w całym Jego spojrzeniu na
Maryję najbardziej dotyka mnie jedno jego przekonanie – nie
możesz przesadzić w miłości do Maryi, bo choćbyś nie wiem jak
się po ludzku starał, to nigdy nie będziesz Jej kochał tak, jak
kochał Ją Jezus... Przyjmij więc Matko tę moją miłość, której
od dwóch lat już nie mogę poprzeć zbolałymi nogami... Przyjmij
te wszystkie słowa, które dziś wzbierają w moim sercu... Przyjmij
mnie w biedzie i słabości... Nic nie mam... Przyjmij więc to
nic... I nie zapomnij o mnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz