czwartek, 27 sierpnia 2015

z głębi mojej biedy...

zdj.za:http://sanktuariapolskie.info/diecezje/28/czestochowska/aktualnosci/1583/kopia-czestochowskiej-ikony-w-polsce
(J 2,1-11)
W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.

Mili Moi...
No nareszcie się dziś nieco ogarnąłem i zabrałem do dzieła. Wiem już, że nasze odnowowe rekolekcje będą poświęcone tematowi wspólnoty i oprą się na słowach świętego Pawła - Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. (Rz 13,8). Teraz jeszcze pozostaje tylko zrodzić cztery konferencje i będzie dobrze... Ale jestem nastawiony optymistycznie :)

A dziś wybrałem się na dzielnię... Już dawno nie wygłosiłem habitowego kazania na ulicy... Odkąd praktykuję kijaszki, to bardzo rzadko zdarza mi się wyjść na dodatkowy spacer różańcowy. Dziś sobie przypomniałem kto mieszka w okolicy i jak to jest, gdy wszyscy na ciebie patrzą nie mając pojęcia kim jesteś :) Ileż to razy pada za mną klasyczna fraza znana wszystkim z amerykańskich filmów – what the fu**? Błogosławię... A tym, którzy chcą, tłumaczę... Dziś dwaj mili jegomoście i towarzysząca im dama, gaszący dojmujące pragnienie ósmą puszką chmielowego soku wyrazili chęć bliższego poznania mojego pochodzenia :) Zaprosiłem ich do naszego kościoła... A jakże... Mam nadzieję, że kiedyś przyjdą... Jezus ich znajdzie...

A myślą dziś na Jasnej Górze... Byłem tam w czerwcu, ale... Najlepiej czuję się wchodząc tam po dwóch tygodniach pielgrzymowania. Inaczej, czegoś mi brakuje... A właściwie po co ludzie to robią? Przecież samochód, autobus, pociąg.. Są prostsze sposoby na dotarcie do Domu Matki... Myślę, że to wiara w sens podejmowania wysiłku, trudu. Pielgrzymowanie to takie osobiste zaangażowanie w polecaną Bogu intencję. Nie tylko proszę, ale chcę też dać coś z siebie. Wiedząc, że Bóg mógłby i bez tej mojej ofiarki się obejść, podejmuję ją z zaufaniem w Jego dobroć...

I w Kanie mógł się obejść bez ludzi... Mógł własnym tchnieniem napełnić stągwie wodą. Mógł sprawić, że wszyscy czuliby się nasyceni winem, którego wcale nie musiał stwarzać, mógł... Tysiąc sposobów na wykonanie tego cudu... A on wybrał mozolne noszenie wody przez proste sługi. I to oni doświadczają cudu, wiedzą o nim, zauważają go. Bo są zaangażowani. Bo ich ręce miały w nim swój udział. Jakie to musi być dla nich fascynujące...

Może podobnie jest z pielgrzymami... Dochodząc i patrząc wieczorem na swoje nogi wiedziałem, że będę je leczył przez miesiąc, ale takiego poziomu radości nigdy i nigdzie indziej nie doświadczałem. Byłem pewien, że Bóg patrzy na ten wysiłek z miłością. A przed obrazem zwykle nie umiałem powiedzieć nic więcej poza – Mamo, jestem, po raz kolejny... A odkąd przewodziłem grupie, mówiłem jeszcze – doprowadziłem ich znowu... Dziękuję... Wzruszenie odbierało mi głos, mieszało słowa... Cel... Po tylu dniach...

I kiedy czytam świętego Maksymiliana, to w całym Jego spojrzeniu na Maryję najbardziej dotyka mnie jedno jego przekonanie – nie możesz przesadzić w miłości do Maryi, bo choćbyś nie wiem jak się po ludzku starał, to nigdy nie będziesz Jej kochał tak, jak kochał Ją Jezus... Przyjmij więc Matko tę moją miłość, której od dwóch lat już nie mogę poprzeć zbolałymi nogami... Przyjmij te wszystkie słowa, które dziś wzbierają w moim sercu... Przyjmij mnie w biedzie i słabości... Nic nie mam... Przyjmij więc to nic... I nie zapomnij o mnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz