sobota, 16 maja 2015

tyle do zrobienia...



(J 16,20-23a)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać.

Mili Moi...
No niby dwa ostatnie dni nieco wolniejsze, bo mój gość znów przejęty przez dobrych ludzi, tudzież samodzielnie podróżujący, ale wieczory mocno pracowite. Zwłaszcza wczorajszy. Zakończyliśmy nasze rekolekcje ewangelizacyjne. I znów musze napisać coś, co wielokrotnie już pisałem na tych łamach, ale nie sposób nie wspomnieć... Nowi ludzie! Piękni! Przebudzeni! Radośni! Zawsze mi się łezka w oku kręci z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że po raz kolejny udało mi się z kimś podzielić Bogiem, którego znam od lat, Bogiem Miłości, którego z niemałym zdziwieniem ale i z wielką tęsknotą wszyscy każdego dnia na nowo odkrywamy. Uczestnicy tych rekolekcji od niedawna bardzo świadomie i z dużym zaangażowaniem. Po drugie dlatego, że trochę mi smutno - wciąż zbyt mało ludzi zewangelizowanych, wciąż poczucie, że można by robić więcej, wciąż żal, że tak niewielu się decyduje na to ryzyko wiary... Ale muszę mieć cierpliwość i pozwolić działać Panu w wybranym przez Niego czasie... Zobaczymy w środę, na następnym spotkaniu naszej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym ilu z uczestników zdecyduje się formować dalej w ten nasz, charyzmatyczny sposób, ilu odpowie na nasze zaproszenie do przyłączenia się do tego wielkiego i ciągle rosnącego ruchu ewangelizacyjnego.

Dziś przeżyłem doświadczenie, które nazwałbym ewangelicznym. Mianowicie Pan w ostatnich dniach wspomina bardzo konsekwentnie o tym, że Jego uczniowie doświadczą wielkiego niezrozumienia w świecie, będą się od tego świata znacząco odróżniać, nie zaznają w nim pokoju w tym naszym, czysto ludzkim rozumieniu. Nawet dzisiejszy fragment Ewangelii mówi o tym, że świat będzie reagował dokładnie odwrotnie od spodziewanych i przewidywanych reakcji. I to będzie rodzić smutek.

Ja tego smutku dziś doświadczyłem. Ostatnim punktem naszego podróżniczego dnia był widok na Manhattan z miasteczka Weeehawken. Kiedy tam spacerowaliśmy bulwarem zaczął ze mną gawędzić człowiek, który siedział tam ze swoją żoną. Oczywiście tematem wywoławczym mój habit - co on oznacza, bo pan nie wie... A potem wciągająca debata, niestety przekraczająca moje skromne możliwości językowe. Przy trzecim, czy czwartym temacie nabrałem podejrzeń, przy kolejnych upewniłem się całkowicie. Świadek Jehowy. Co więcej - pan o wyraźnie arabskim typie urody, żona, jak się okazuje - Polka. Ale nawet kiedy teraz na spokojnie przypominam sobie tę naszą rozmowę, mam wrażenie, że dotknąłem czegoś, co właśnie św. Jan definiuje jako "świat", czyli coś całkowicie Bogu przeciwnego. Jak podstępnie i z jaką determinacją, a jednocześnie łagodnie i niefrasobliwie ów człowiek sączył fałszywą naukę w nasze uszy. Jak przykro jest sobie uświadomić właśnie w dzień po zakończeniu rekolekcji, że na świecie żyje mnóstwo ludzi, którzy nie tylko nie znają Boga Miłości, ale co więcej tkwią w fałszu i powielają niesamowite błędy nie wahając się "sprzedawać ich" w każdych dostępnych okolicznościach, każdemu, kto tylko zechce ich słuchać...

Jeśli emisariusze błędów są tak aktywni, to co z nami? Zobaczcie ile mamy do zrobienia! Jeśli nie my, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? Jezus żyje! I Jemu chwała... Niech kiedyś zagości również w sercu Abdula (bo tak nam się pan przedstawił) i jego polskiej żony...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz