czwartek, 21 maja 2015

dojrzewać do końca...


zdj:flickr/Mr. Pikachu/Lic CC
(Dz 20,28-38)
Paweł powiedział do starszych kościoła efeskiego: Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, nad którą Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was. A teraz polecam was Bogu i słowu Jego łaski władnemu zbudować i dać dziedzictwo ze wszystkimi świętymi. Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu. Po tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi. Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział: że już nigdy go nie zobaczą. Potem odprowadzili go na okręt.

Mili Moi...
Środa to zawsze taki trudny dzień, bo dopiero późnym wieczorem kończą się wszystkie moje obowiązki. Dziś było podobnie. Ale są związane z dużą radością, bo dziś po raz pierwszy do naszej wspólnoty dołączyli uczestnicy zakończonych już ostatecznie rekolekcji ewangelizacyjnych. Zrobiło się gwarno i tłoczno. Ale miejsca jeszcze wystarczy, więc gdyby ktoś chciał dołączyć, to szczerze zapraszamy. Dużo mam radości patrząc na tych ludzi. I naprawdę czuję się za nich odpowiedzialny... Niech łaska Boża wszystkich nas prowadzi...

Dopisałem dziś kolejne trzy strony do mojej pracy. Niby niewiele, ale bardzo wiele. Stara sprawdzona metoda - pobudka o 4 rano i pisanie "na świeży umysł". Tak już mam, że najlepiej pracuje mi się o poranku. A musze samego siebie przycisnąć, bo dziś sobie uświadomiłem, że dokładnie za dwa tygodnie wylatuję do Polski... Wierzyć mi się nie chce jak szybko te miesiące przeminęły...

Pożegnałem dziś kolejnego mojego chorego. T. miał 96 lat... Piękny człowiek. Zawsze uśmiechnięty, mimo swojego cierpienia i zawsze dobrze mówiący o swojej rodzinie, co jest prawdziwą rzadkością dziś... Musieli naprawdę o niego dbać... Szkoda, że w tej ostatniej drodze nie bardzo mogli mu pomóc - na dzisiejszej Mszy nie było katolików, wszyscy najbliżsi należą do wspólnot protestanckich. Byłem więc jedyną osobą, która dziś w intencji T. przyjęła Komunię Świętą. Ale docenić należy fakt, że uszanowali jego katolicyzm i uroczystości pogrzebowe odbyły się w Kościele Katolickim...

A Pan mi postawił przed oczy dziś temat rozpoznawania prawdy... Może właśnie również w kontekście tego pogrzebu. Docenić pełnię prawdy, która jest moim udziałem dzięki Kościołowi, ucieszyć się tym, że otrzymałem dar wiary, dziękować Mu za to, że nieustannie mi się udziela. I być czujnym... A jednocześnie posłusznym. Bo tego demon boi się najbardziej... Posłuszeństwa.

Kiedy więc patrzę na Pawła, który posłuszny Duchowi Świętemu opuszcza tych, których kocha, którym lubił służyć, za których czuł się odpowiedzialny i idzie... umrzeć, bo to ostatecznie staje się wypełnieniem jego misji, to myślę sobie... Że jeszcze wiele musze się nauczyć i wciąż dojrzewać. I w posłuszeństwie i we wdzięczności...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz