środa, 13 maja 2015

czy przekona?


zdj:flickr/Pablo Fernández/Lic CC
(J 16,5-11)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Teraz idę do Tego, który Mnie posłał, a nikt z was nie pyta Mnie: Dokąd idziesz? Ale ponieważ to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serce. Jednakże mówię wam prawdę: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu - bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś - bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie - bo władca tego świata został osądzony.

Mili Moi...
Kolejne dni intensywnego podróżowania. Wczoraj Boston - piękne miasto z wieloma atrakcjami, a dziś ponownie Nowy Jork i wycieczka ku Statule Wolności, na którą wprawdzie postanowiliśmy się nie wspinać, ale i tak kosztowało nas to sporo wysiłku. Może najbardziej dlatego, że termometry w Nowym Jorku wskazywały dziś 31 stopni Celsjusza. Poza tym sporo przyjemnego szwendania się i chłonięcia atmosfery miasta. Jak się okazuje i ja i mój gość lubimy zwiedzać tak samo - bez planu, bez spiny, że gdzieś trzeba koniecznie dotrzeć. Radość w czystej postaci z siedzenia na ławce i obserwowania ludzi...

Niestety wiele smutnych obserwacji. Smuci mnie każda para gejów, trzymająca się za ręce (a takich spotkaliśmy dziesiątki), smucą mnie bardzo sędziwe osoby homoseksualne, które dziś pod jednym z katolickich kościołów próbowały mi z uśmiechem wręczyć swój manifest, smuci mnie przeogromna liczba wyznawców bożka pieniądza, których jedynym celem jest zarabiać i wydawać, smuci mnie przeogromna rzesza ludzi, którzy dla zwrócenia na siebie uwagi potrafią się oszpecić w nieprawdopodobny wprost sposób...

I kiedy dziś słyszę, że Duch musi przekonać świat o grzechu, bo nie wierzą w Jezusa, to po kilkudniowych wędrówkach po Nowym Jorku, rodzą się we mnie przypuszczenia, że to przekonywanie dotrze do uszu tylko wówczas, kiedy stanie się bolesnym i głośnym wołaniem. Nikt dziś nie słucha cichego szeptu Ducha Świętego, który wskazuje światu na symptomy nadciągającej samozagłady. Nikt nie traktuje poważnie "oszołomów" i "twórców spiskowych teorii dziejów". No może inaczej - nikt to pewnie przesada... Jest z pewnością jakaś grupa, która to wszystko widzi, rozumie, modli się i wsłuchuje w głos Ducha. Ale to kropla w morzu... Oby okazała się kiedyś kroplą drążącą skałę... Nie siłą, lecz częstym spadaniem...

Zanim dziś wyjechaliśmy do NY, oglądałem przez chwilę film o Rosji. Wypowiadały się dwie starsze kobiety z jakiejś wioseczki "zabitej dechami". Z głębokim przekonaniem mówiły o swojej dumie z faktu, że nie posiadają ani jednego dolara, a na pytanie, czy chciałyby kiedyś zobaczyć jak żyją inni ludzie, na przykład w Ameryce, odpowiedziały tak samo gorliwie - absolutnie nie... I pewnie żyją spokojniej, niż mieszkańcy Nowego Jorku, miasta, które nigdy nie usypia, miasta naznaczonego wszystkimi możliwymi, współczesnymi grzechami, miasta, w którym mam nadzieję, cichy głos Ducha zostanie usłyszany szybciej, niż głośny głos Sędziego, który wyda wyrok...

 PS. A na koniec przedwczorajsza homilia... Zapraszam :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz