zdj:flickr/David Kingham/Lic CC
(Dz
22,30;23,6-11)
W
Jerozolimie trybun rzymski, chcąc dowiedzieć się dokładnie, o co Żydzi
oskarżali Pawła, zdjął z niego więzy, rozkazał zebrać się arcykapłanom i całemu
Sanhedrynowi i wyprowadziwszy Pawła stawił go przed nimi. Wiedząc zaś, że jedna
część składa się z saduceuszów, a druga z faryzeuszów, wołał Paweł przed
Sanhedrynem: Jestem faryzeuszem, bracia, i synem faryzeuszów, a stoję przed
sądem za to, że spodziewam się zmartwychwstania umarłych. Gdy to powiedział,
powstał spór między faryzeuszami i saduceuszami i doszło do rozdwojenia wśród
zebranych. Saduceusze bowiem mówią, że nie ma zmartwychwstania, ani anioła, ani
ducha, a faryzeusze uznają jedno i drugie. Zrobiła się wielka wrzawa, zerwali
się niektórzy z uczonych w Piśmie spośród faryzeuszów, wykrzykiwali wojowniczo:
Nie znajdujemy nic złego w tym człowieku. A jeśli naprawdę mówił do niego duch
albo anioł? Kiedy doszło do wielkiego wzburzenia, trybun obawiając się, żeby
nie rozszarpali Pawła, rozkazał żołnierzom zejść, zabrać go spośród nich i
zaprowadzić do twierdzy. Następnej nocy ukazał mu się Pan. Odwagi! - powiedział
- trzeba bowiem, żebyś i w Rzymie świadczył o Mnie tak, jak dawałeś o Mnie
świadectwo w Jerozolimie.
Mili Moi...
Zakończyła się już kapituła w naszej kanadyjskiej kustodii, która, jak każda kapituła, mogła dokonać sporych zmian w naszym życiu. To w naszym zakonie główny organ dokonujący ważnych zmian. Tym razem jednak wszelkie zmiany nas ominęły i tymczasem wszystko zostaje po staremu. Innymi słowy, na razie kartonów szukać nie trzeba i spokojnie po urlopie spędzonym w Polsce, mogę wracać do pracy w Bridgeport.
A pracy nie brakuje... Pomijając już pisanie doktoratu, w którym dobrnąłem dziś do 30 strony, kontynuujemy biały tydzień z dzieciakami pierwszokomunijnymi... Dziś był dzień werbunku... Do służby liturgicznej ołtarza. Prowadziliśmy debatę, czy każdy ministrant musi zostać księdzem, a każda ministrantka ta "panią co to ma takie dziwne na głowie". No i doszliśmy do wniosku, że jednak nie. Pomogli inni obecni w kościele, których ministrancka przeszłość wcale nie doprowadziła do "bycia księdzem". Ale i taki wariant rozważaliśmy... W każdym razie gotowość w młodzieży jest... Zobaczymy czy przetrwa do najbliższej niedzieli...
Tymczasem Paweł rzuca dziś taki niewinnie wyglądający komentarz wiedząc doskonale jaki efekt nim wywoła. Zastanawiałem się, czy w ten sposób obnażył niespójność wierzeń żydowskich, czy tylko poziom duchowy swoich adwersarzy. Na pewno jednak skutecznie odwrócił uwagę od tego, co miało się stać istotą tego spotkania... Sąd nad nim i ocena jego postępowania...
Czasem sobie myślę, czy owi faryzeusze i saduceusze nie byli jednak przodkami współczesnych chrześcijan. W naszych środowiskach wystarczy również rzucić jedno, czy drugie kontrowersyjne hasło, a nasi bracia są gotowi prać się po pyskach w obronie... No właśnie? Czego? Zwykle swoich przekonań, swojej własnej pobożności, swojego zwyczaju i swoich własnych poglądów. W żadnym wypadku nie chodzi o prawdę Ewangelii, ani o oficjalne nauczanie Kościoła. Ono schodzi na plan dalszy. Ważne jest to, co ja myślę na ten temat, a kto tak nie myśli tego trzeba zwalczać wszelkimi sposobami...
A demon siedzi i zaciera rączki... Najskuteczniejszy sposób walki z katolikami... Od zawsze... "Na pobożność"... Jeden pobożniejszy od drugiego. A każdy wie najlepiej. I w ten sposób znakomicie odwraca się uwagę ludzi od Ewangelii i Jezusa Chrystusa, który NIGDY niektórych, tak ważnych przecież dla współczesnych katolików tematów nie podejmował... Nie roztrząsał... Nie zajmował się nimi...
Ale co On tam wie... Przecież my wiemy lepiej...
A ja tam zamierzam trwać przy mądrości starych zakonników, którą wpajano nam od początku formacji zakonnej... Wyrażała się w prostej maksymie - najpierw posłuszeństwo, potem nabożeństwo... A tego "demon pobożności" bardzo nie lubi... Bardzo, bardzo nie lubi...
Mili Moi...
Zakończyła się już kapituła w naszej kanadyjskiej kustodii, która, jak każda kapituła, mogła dokonać sporych zmian w naszym życiu. To w naszym zakonie główny organ dokonujący ważnych zmian. Tym razem jednak wszelkie zmiany nas ominęły i tymczasem wszystko zostaje po staremu. Innymi słowy, na razie kartonów szukać nie trzeba i spokojnie po urlopie spędzonym w Polsce, mogę wracać do pracy w Bridgeport.
A pracy nie brakuje... Pomijając już pisanie doktoratu, w którym dobrnąłem dziś do 30 strony, kontynuujemy biały tydzień z dzieciakami pierwszokomunijnymi... Dziś był dzień werbunku... Do służby liturgicznej ołtarza. Prowadziliśmy debatę, czy każdy ministrant musi zostać księdzem, a każda ministrantka ta "panią co to ma takie dziwne na głowie". No i doszliśmy do wniosku, że jednak nie. Pomogli inni obecni w kościele, których ministrancka przeszłość wcale nie doprowadziła do "bycia księdzem". Ale i taki wariant rozważaliśmy... W każdym razie gotowość w młodzieży jest... Zobaczymy czy przetrwa do najbliższej niedzieli...
Tymczasem Paweł rzuca dziś taki niewinnie wyglądający komentarz wiedząc doskonale jaki efekt nim wywoła. Zastanawiałem się, czy w ten sposób obnażył niespójność wierzeń żydowskich, czy tylko poziom duchowy swoich adwersarzy. Na pewno jednak skutecznie odwrócił uwagę od tego, co miało się stać istotą tego spotkania... Sąd nad nim i ocena jego postępowania...
Czasem sobie myślę, czy owi faryzeusze i saduceusze nie byli jednak przodkami współczesnych chrześcijan. W naszych środowiskach wystarczy również rzucić jedno, czy drugie kontrowersyjne hasło, a nasi bracia są gotowi prać się po pyskach w obronie... No właśnie? Czego? Zwykle swoich przekonań, swojej własnej pobożności, swojego zwyczaju i swoich własnych poglądów. W żadnym wypadku nie chodzi o prawdę Ewangelii, ani o oficjalne nauczanie Kościoła. Ono schodzi na plan dalszy. Ważne jest to, co ja myślę na ten temat, a kto tak nie myśli tego trzeba zwalczać wszelkimi sposobami...
A demon siedzi i zaciera rączki... Najskuteczniejszy sposób walki z katolikami... Od zawsze... "Na pobożność"... Jeden pobożniejszy od drugiego. A każdy wie najlepiej. I w ten sposób znakomicie odwraca się uwagę ludzi od Ewangelii i Jezusa Chrystusa, który NIGDY niektórych, tak ważnych przecież dla współczesnych katolików tematów nie podejmował... Nie roztrząsał... Nie zajmował się nimi...
Ale co On tam wie... Przecież my wiemy lepiej...
A ja tam zamierzam trwać przy mądrości starych zakonników, którą wpajano nam od początku formacji zakonnej... Wyrażała się w prostej maksymie - najpierw posłuszeństwo, potem nabożeństwo... A tego "demon pobożności" bardzo nie lubi... Bardzo, bardzo nie lubi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz