czwartek, 23 kwietnia 2015

gdzie indziej...



zdj:flickr/magw21/Lic CC

(Dz 8,1b-8)
Po śmierci Szczepana wybuchło wielkie prześladowanie w Kościele jerozolimskim. Wszyscy, z wyjątkiem Apostołów, rozproszyli się po okolicach Judei i Samarii. Szczepana zaś pochowali ludzie pobożni z wielkim żalem. A Szaweł niszczył Kościół, wchodząc do domów porywał mężczyzn i kobiety, i wtrącał do więzienia. Ci, którzy się rozproszyli, głosili w drodze słowo. Filip przybył do miasta Samarii i głosił im Chrystusa. Tłumy słuchały z uwagą i skupieniem słów Filipa, ponieważ widziały znaki, które czynił. Z wielu bowiem opętanych wychodziły z donośnym krzykiem duchy nieczyste, wielu też sparaliżowanych i chromych zostało uzdrowionych. Wielka radość zapanowała w tym mieście.

Mili Moi...
No właściwie całkiem miły dzień za mną... Wciąż coś się pisze... Powoli i mozolnie, ale konsekwentnie. Dziś niestety te moje wysiłki zostały brutalnie przerwane przez zebranie naszego wikariatu, czyli księży z wszystkich parafii miasta Bridgeport... Niewiele z tego spotkania wynikło. Kiedy zaś omawialiśmy plany i ważne sprawy, wśród wszystkich głosów dotyczących różnych megaważnych kwestii, ośmieliłem się cichutko ni to stwierdzić, ni zapytać - new evangelization? Wszyscy popatrzyli na mnie, pokiwali nawet głowami, co sugerowałoby, że rozumieją termin, no i na "thank you father Michael" się skończyło...

A po południu kijaszki... Zawsze mam dużo radości, kiedy zatrzymuje się obok mnie jakaś wypaśna bryka, wychyla się z niej jakaś zaaferowana twarz i nieśmiało zagaduje: taki jestem ciekaw i chciałem się tylko zapytać po co ci te kijki do chodzenia... Mam juz przygotowany mały wykładzik na temat nordicu i im dłużej mówię, tym oczka we wspomnianej twarzy robią się coraz większe i większe... Potem zwykle następują pytania pomocnicze w stylu - a to jest dobre na serce? Oczywiście... Znakomite... No i kończy się to wszystko listą serdeczności, a wytrzeszczone oczy kiwają z niedowierzaniem głową.... No nie spodziewałem się, że zaszpanuję w Stanach dwoma prostymi kijkami :)

Gdyby was nie przyjęli, pójdźcie gdzie indziej... Wyjdźcie z tego miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich i idźcie... Te zalecenia Jezusa wobec Apostołów stanęły mi dziś przed oczami, kiedy wszyscy rozpierzchli się w wyniku prześladowań. A Filip poszedł do Samarii. Czyli tam, gdzie mieszkają pogardzani półpoganie, niewiele różniący się według Żydów od psów. Tam poszedł głosić, a oni ucieszyli się i z wielkim entuzjazmem przyjęli Dobrą Nowinę o Jezusie...

Idźcie gdzie indziej... Myślę sobie, że dokonuje sie to właśnie na naszych oczach... Napasiony i syty Kościół europejski, czy amerykański... Chrześcijanie, którym już od dawna nie po drodze z tym Kościołem. Tysiące świątyń zamykanych, bo nie ma kto do nich chodzić... A dla odmiany w Afryce, w Azji - wielki entuzjazm wiary i fascynacja Jezusem... Ci, którymi zachodnia cywilizacja wciąż delikatnie pogardza, współcześni Samarytanie, uczą nas wiary żywej. I jestem przekonany, że za jakiś czas będą nas ewangelizować. Bo my mieliśmy wciąż tak wiele do roboty, a Jezus jest przecież zawsze z nami, zawsze po naszej stronie...

A może jednak Go trochę zgubiliśmy... Przywykliśmy, że zawsze jest... Niczym gobelin na ścianie... I tyle nas mniej więcej zajmował... Trwały element wystroju naszych kościołów. Zamykanych kościołów... Sprzedawanych kościołów... Gdzie dziś bije serce chrześcijaństwa??? Nie wiem... Wiem jedno... Nie bije w Europie... I nie bije w Ameryce Północnej...

Idźcie gdzie indziej - mówi Pan... Idźcie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz