środa, 11 lutego 2015

pomóż mi...


zdj:flickr/g_walter/Lic CC
(Mk 7,1-13)
U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie obmytymi rękami. Faryzeusze bowiem, i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I /gdy wrócą/ z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych /zwyczajów/, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych. Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami? Odpowiedział im: Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, /dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie/. I mówił do nich: Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: Czcij ojca swego i matkę swoją oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie. A wy mówicie: Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem /złożonym w ofierze/ jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie - to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie.

Mili Moi...
Kolejna książka o św. Maksymilianie "dziabnięta". Niestety miała tylko 78 stron, więc poszło szybko. Ale generalnie raczej bym wolał, żeby to szło szybciej. Wciąż za mało materiału, żeby pisać. No ale nie tracę nadziei. Choć reszta tygodnia raczej nie nastraja czytelniczo... Jutro pogrzeb, więc dziś trzeba było pomyśleć nad kazaniem in English. Z każdym kazaniem męczę się okrutnie, ale z pogrzebowymi - okrutnie do potęgi "entej". Choć biorąc pod uwagę składy pogrzebowych słuchaczy, trzeba mocno ewangelizacyjnie głosić. Z naciskiem na to, że Pan Bóg jest...

Ale poza tym wydarzeniem są i inne w planach, a najważniejsze z nich to piątkowa modlitwa o uzdrowienie. Otóż w piątek wybieram się do S, kobiety, która jest bardzo, bardzo chora. Cierpi na nowotwór mózgu. Wybieram się z planem, który po ludzku wydaje się szalony i zupełnie niemożliwy. Chcę modlić się o jej uzdrowienie, a stan jest bardzo poważny. Zabieram Jezusa w Najświętszym Sakramencie, zabieram święte oleje, zabieram modlitwę i całą wiarę na jaką mnie stać. Ale bardzo potrzebuję Waszej pomocy Drodzy Czytelnicy. Jeśli możecie potraktować poważnie moją prośbę, to proszę Was o łączność modlitewną o godzinie 11.00 (w Polsce o 17.00). Co więcej, jutro dzień postu w tej intencji. Kto może, bardzo zapraszam do przyłączenia się. Ufam Jezusowi... Wiem, że On może wszystko i wiem, że uzdrawia, jak dawniej, tak i teraz... Widziałem to tak wiele razy. Dlatego mam tę śmiałość stawać przed Nim i prosić... Stańcie ze mną, bardzo Was proszę...

A dziś zdogmatyzowane zwyczaje przed oczy Pan mi stawia. Główne niebezpieczeństwo to zatwardziałość, która przychodzi w ślad za nimi. Sam zwyczaj zły nie jest. Pomaga pewne mniej istotne rzeczy czynić nawykowo, niemal automatycznie, bez szczególnego zastanowienia. Może jednak stać się tak pomocny, że życia sobie bez niego nie wyobrażamy i stajemy się niejako jego zakładnikiem. Co więcej - może okazać się tak ważny, że będziemy go wymuszać u innych i gromić tych, którzy go nie zechcą zachowywać... A kiedy dochodzimy do tego etapu, czyli do dogmatyzacji zwyczaju (może być tylko tak, w żadnym wypadku inaczej), to już łatwo stracić z oczu rzeczy, które są znacznie ważniejsze. Zwyczaj hipnotyzuje....

To właśnie zarzuca dziś faryzeuszom Jezus. Daliście się zniewolić zwyczajom, które stały się dla was ważniejsze, niż przykazania Boże, niż miłość do drugiego człowieka, niż cudze zbawienie. Badam więc od rana, czy i ja nie dałem się zniewolić, bo przecież Chrystus wyzwolił nas ku wolności. I choć rzecz jasna nie bierzemy tej wolności jako zachęty do robienia wszystkiego, na co mamy ochotę. I zdajmy sobie sprawę, że pewien porządek jest konieczny, to jednak...

Tak wiele konwencji, tak wiele ograniczeń, tak wiele "wypada" i "nie wypada" wokół nas... Nawet proste zachowanie w kościele. Konwencja - trzeba tak, a tak nie należy. Klaskać? Nie należy. Wznosić ręce? Nie należy. Śmiać się? Pod żadnym pozorem. Gestów jakichkolwiek unikać. Zwiesić głowę jak sitowie i z nabożnym wyrazem twarzy trwać... Oczywiście przejaskrawiam. Zupełnie świadomie. Ale zwyczaj może zamknąć serce. A dogmatyzacja może je zamienić w kamień. I to generalnie raczej dosyć smutny obraz...

Na szczęście w naszym kościele się klaszcze. I ręce wznosić można. I uśmiechać się całą gębą. I klękać można. I stać można. A nawet... być ponurym, naburmuszonym i wiecznie niezadowolonym... Wolność dzieci Bożych... Każdy ją przeżywa jak umie...

3 komentarze:

  1. Pan jest Wielki... Jego wola - nasza wiara.

    OdpowiedzUsuń
  2. ok, będę - 17.00.. ale..proszę i o modlitwę w intencji mojego Taty - nowotwór złośliwy, zaczynamy chemię.. :-(

    OdpowiedzUsuń