piątek, 20 lutego 2015

co stracić? co zyskać?


zdj:flickr/jimcintosh/Lic CC
(Łk 9,22-25)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Potem mówił do wszystkich: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?

Mili Moi...
3192 dzień mojego kapłaństwa i 166 w Ameryce. Nieuchronnie zbliżamy sie do pół roku mojego pobytu na tej ziemi. Pewnie niedługo trzeba będzie zmierzać do jakichś delikatnych podsumowań tego czasu... Ale na razie nie o tym...

Działamy rekolekcyjnie. Niby właściwie nie są te rekolekcje nadmiernie absorbujące, ale dzień rozmontowują skutecznie. Bo choć tłumy się na razie nie spowiadają, to staramy się być na nie przygotowani. Zasiadamy więc odpowiednio wcześniej w konfesjonale oddając się zwykle nabożnej lekturze. A misjonarz opowiada jak to z Indianami rurociąg budował (to zawsze było takie anegdotyczne stwierdzenie funkcjonujące w naszym kleryckim Kole Misyjnym, że każdy misjonarz zawsze, w razie czego ma o czym opowiadać).

Jutro pierwsza Droga Krzyżowa... Bardzo lubię ten okres liturgiczny, właśnie poprzez zwrócenie się ku krzyżowi. Nasz zakon od samego początku wyrastał w cieniu krzyża, a sam Ojciec Franciszek tym krzyżem naznaczony został. Ta część misteriów Chrystusa jest więc chyba nam, franciszkanom, szczególnie droga i na Chrystusa Ukrzyżowanego patrzymy ze szczególną miłością. A w ostatnich dniach może szczególniej...

Dziś Słowo mówi o wzięciu krzyża, o traceniu życia... Kiedy wróciłem z Toronto, jedna z pierwszych rzeczy, o którą zapytał mnie nasz amerykański współbrat George, była nasza reakcja na wiadomość o brutalnym zabójstwie chrześcijan. Jedno, co mogłem mu opowiedzieć, to nasze wielkie poruszenie tą wiadomością. Nie rozmawialiśmy na ten temat z siostrami. Bo o czym tu rozmawiać? Słowa milkną, kiedy patrzy się na niewinnych ludzi, którym są obcinane głowy. A oni nie wyrzekają się Jezusa dla ocalenia swojego młodego życia...

Dziś znalazłem przypadkowo w internecie zdjęcia z tych islamskich mordów, zdjęcia obrazujące bezduszność katów i bestialstwo ich działań. Zdjęcia nieprawdopodobne, wstrząsające. Tak trudno uwierzyć, że to się dzieje współcześnie. A świat niespecjalnie głośno się wypowiada. Nikt w tym nie ma interesu. A ludzie są zabijani...

Piszę o tym, bo nad dzisiejszym Słowem doznałem takiego wstrząsu duchowego. Pojawiło się we mnie pytanie - czy ja jestem gotów? Dziś to Irak, Syria, czy Egipt, ale przecież jutro może to być tu, za rogiem... Czy jestem rzeczywiście gotów trwać niewzruszenie przy Chrystusie, kiedy nawet samo oglądanie zdjęć napełnia mnie jakąś grozą i przerażeniem? Widzę w sobie taki ogrom słabości... Może to i dobrze... Może to bardziej prawdziwe, niż przekonywanie siebie, że jestem zdolny do wszystkiego. Wręcz przeciwnie - czuje się całkowicie niezdolny do męczeństwa. I gdyby Pan go kiedykolwiek ode mnie zażądał, niewątpliwie potrzebowałbym bardzo dużo szczególnej łaski, żeby udźwignąć to wyzwanie...

A w tym wszystkim najciekawsze jest to, że wszystkie te rozważania stają się coraz mniej teoretyczne. Jeszcze kilka lat temu nikt sobie takiego okrucieństwa nie wyobrażał. Dziś ono staje sie faktem. I chyba naiwnością byłoby sądzić, że dzielące nas od tych wydarzeń kilometry czynią nas bezpiecznymi. Czasy Nerona wracają... Tylko czy wystarczy chrześcijan dla lwów? Wśród koptów się znaleźli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz