piątek, 2 stycznia 2015

sen o synostwie...


zdj:flickr/System58.photos by David Alan Kidd/Lic CC
(Łk 2,16-21)
Pasterze pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie [Matki].

Mili Moi...
No i weszliśmy w 2015 rok... Wielu autorów snuje domysły jaki to będzie rok, prawie wszyscy sobie czegoś w tym kontekście życzą, wiele osób czuje się zmotywowanych do jakichś postanowień wieszczących życiowe zmiany. Ja natomiast niezmiennie... Nie świętuje w tym dniu. I tradycyjnie - idę spać znacznie przed północą. To jednakowoż nie jest żaden protest ani manifestacja. Jedynie wewnętrzne przekonanie, że sylwestrowa noc nie ma absolutnie żadnego znaczenia dla mojej codzienności i nie zasługuje na to, żeby ją w jakiś szczególny sposób czcić. Choć wczorajszego wieczoru towarzyszyłem przez chwilę ponad dwustu gościom, którzy zebrali się w sali pod kościołem, aby bawić się na imprezie zorganizowanej przez polską szkołę. Większość z nich to byli ludzie młodzi i naprawdę z przyjemnością pobyłem tam chwilę z nimi. Ale jak to na takich imprezach - ksiądz winien się w odpowiedniej chwili ulotnić, żeby nie krępować swoją obecnością, co też i ja niniejszym uczyniłem i już o 22.00 zajmowałem pozycję horyzontalną w swoim własnym łożu :) I o dziwo, w tym roku nie obudziły mnie żadne fajerwerki. A zatem w nowy rok wszedłem jak Pan Bóg przykazał - śpiąc :) Wszak noc w tej konstrukcji świata jest od spania :)

Nie zaglądałem tu przez dwa dni. Ale wiele się działo. Małych i prostych rzeczy, ale i nieco ważniejszych również. Uczę się siebie. Mam 35 lat i wciąż w niektórych dziedzinach życia jestem dla siebie zagadką. Innymi słowy - umiem zaskoczyć sam siebie. I niestety czasem nie są to miłe niespodzianki. Ale wszystko jest lekcją, nad którą trzeba popracować, czasem krócej, czasem dłużej. A emigracja nauce sprzyja. Doświadczałem tego już w Irlandii, doświadczam i tutaj. I czasem są to lekcje dość bolesne. Zdaję sobie sprawę, że piszę dość niejasno, ale nie chodzi o szczegóły, ile raczej o to, że dwa ostatnie dni były dla mnie dość trudne, czemu sam jestem winien. Materiały zebrane. Ćwiczenia zaliczone. Egzamin oblany, ale na szczęście jest możliwość poprawki :) Jakaś lekcja do odrobienia... Uczę się... Życia :)

A dziś rozmyślałem nad tajemnicą dziecięctwa, bo urzeka mnie fakt, że Ojciec mnie w Jezusie usynowił. I nie ma cienia przesady, kiedy zwracam się do Boga "Ojcze". To nie metafora, to nie jakiś obraz. To fakt. Co on jednak oznacza, czy jak się wyraża  w codzienności? Dzisiejszymi nauczycielami są pasterze i Maryja... Ci pierwsi, bo przychodzą do Jezusa w kontekście widzenia aniołów, którzy zwiastują im radość wielką. Przychodzą, bo nie mogą zlekceważyć tego wydarzenia, nie mogą stać w miejscu. Przychodzą nie po to, żeby coś załatwić z Jezusem, uzyskać jakąś łaskę, przedstawić Mu jakąś intencję. Przychodzą w perspektywie zachwytu cudownością zdarzeń, w których uczestniczą. Jak bardzo były one fascynujące, świadczy reakcja słuchaczy, którzy są zdumieni opowieściami pasterzy. Jak oni musieli o tym mówić... I to jest pierwsza, prosta odsłona synostwa. Ojciec jest fascynujący, niezwykły, zachwycający, porywający, absolutnie wyjątkowy... Jeśli tego będę doświadczał zawsze, nie tylko od święta, wówczas mogę tę naszą relację nazywać relacją Ojciec - syn....

Po wtóre - Maryja... Ona wszystko gromadzi w swoim sercu i rozważa. I to kolejna cecha syna (czy może lepiej dziecka) Bożego. Ta relacja jest, musi być prawdziwa. Dziecko Boga to ktoś, kto spotyka się ze swoim Ojcem w swoim własnym sercu, zawsze ma o czym z Nim rozmawiać, w Nim i u Niego szuka odpowiedzi na nurtujące go pytania, ale i Jego pytań słucha, aby udzielić Bogu odpowiedzi. Wszak i Ojciec jest zainteresowany naszym życiem, tym jak my je widzimy... Nie ma relacji tam, gdzie nie ma spotkania...
Jeśli po tym, co napisałem nadal nie wyczuwasz czy możesz o sobie mówić jako o dziecku Boga, czy raczej jako o niewolniku, co według św. Pawła jest alternatywą, to odpowiedz sobie na jedno, proste pytanie - czy dzisiaj w kościele byłeś dlatego, że trzeba, że to święto obowiązkowe, że inaczej miałbyś grzech, czy może raczej dlatego, że chciałeś, pragnąłeś, tęskniłeś za spotkaniem z Ojcem u początku tego nowego roku. Teraz rozumiesz? Niewolnik funkcjonuje kategoriami "muszę, trzeba, konieczne jest, bo inaczej...". Syn zaś - "chcę, pragnę, tęsknie". A to istotna różnica...

Jakkolwiek jest, zaśnij ze świadomością, że synostwo jest na wyciągnięcie ręki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz