sobota, 20 grudnia 2014

nic niemożliwego...


zdj:flickr/Jetuma/Lic CC
(Łk 1,5-25)
Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach. Kiedy w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego. Lecz anioł rzekł do niego: Nie bój się Zachariasz! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych - do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały. Na to rzekł Zachariasz do anioła: Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku. Odpowiedział mu anioł: Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie. Lud tymczasem czekał na Zachariasza i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić, i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy. A gdy upłynęły dni jego posługi kapłańskiej, powrócił do swego domu. Potem żona jego, Elżbieta, poczęła i pozostawała w ukryciu przez pięć miesięcy. Tak uczynił mi Pan - mówiła - wówczas, kiedy wejrzał łaskawie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi.

Mili Moi...
Gdzie się podział ten dzień? Przed południem zakupy... Mamy około 20 ministrantów, którzy swoim gorliwym przychodzeniem na zbiórki i służeniem na Mszach, zasługują sobie na docenienie ich wysiłku. Należało więc dziś zaopatrzyć się w kilogramy słodyczy, które posłużą jako skromny prezent pod choinkę. Dzieciaki na całym świecie są takie same... Ważne, żeby były słodycze...

A po południu walczyłem z kartkami świątecznymi. Jest tu taki piękny zwyczaj, że wielu parafian pisze życzenia do swoich duszpasterzy. Obaj z proboszczem podchodzimy do tematu ambicjonalnie - chcemy odpowiedzieć wszystkim, którzy do nas napisali. Obaj więc siedzimy i rzeźbimy, po czym proboszcz zagląda do mnie i jakby nigdy nic pyta - masz coś na pocztę, bo akurat jadę... Na co ja odpowiadam - jeszcze nie i zwykle po południu robię na tę pocztę drugi kurs... Wysyłamy, wysyłamy, wysyłamy...

A Słowo mnie dziś zdumiewa... Zachariasz całe życie się modlił o dziecko, czekał na cud, pewnie sie nie raz przygotowywał na jego przyjęcie, a w decydującym momencie nie był w stanie przyjąć łaski, nie umiał zaufać... Kiedy Bóg postanowił odpowiedzieć na jego prośbę, Zachariasz uznał, że to już za późno i nawet Bóg nie jest w stanie otworzyć starczego łona Elżbiety. Był spragniony dowodów, bo przecież dotychczas nie słyszano...

Ale czy rzeczywiście nie słyszano? Czy pobożny Zachariasz nie znał historii Abrahama, który otrzymał syna w późnej starości, syna, w którego poczęcie nie mogła uwierzyć Sara chichocząc pod nosem na zapowiedzi aniołów. Czy Zachariasz zapomniał?

Pewnie nie zapomniał... Ale co innego Abraham, a co innego ja... W życiu innych to może się takie cuda i znaki dzieją, ale przecież nie w moim skromnym, prostym, zwyczajnym życiu. Jakże Bóg mógłby działać cuda??? No modlę się, bo co mi pozostało... Modlę się bo przecież nie mam do kogo z tym pójść... Ale nie ma we mnie cienia wiary, że Bóg mógłby sprawić cud... Bo przecież ta choroba postąpiła już za daleko, bo przecież to małżeństwo jest już nie do uratowania, bo przecież ten człowiek popadł w tak skrajne grzechy... Czy Bóg zdoła???

Sześć miesięcy później, kiedy ten sam Gabriel stanie przed Maryją, powie Jej słowa ważne - dla Boga nie ma nic niemożliwego. Gdybyśmy tylko umieli modlić się z przekonaniem o prawdziwości tych słów... Jestem pewien, że ten świat wyglądałby inaczej... Historia Zachariasza przywraca nadzieję... Uczy ufności...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz