środa, 12 listopada 2014

nic więcej...


zdj:flickr/Ojie Paloma/Lic CC
(Łk 17,7-10)
Jezus powiedział do swoich apostołów: Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: Pójdź i siądź do stołu? Czy nie powie mu raczej: Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać.

Mili Moi...
Nie ukrywam, że większość dzisiejszego dnia przespałem. Ale po raz pierwszy od długiego już czasu uczyniłem to bez większych wyrzutów sumienia. Moja wczorajsza droga powrotna kosztowała wiele wysiłku i trzeba te siły zregenerować. Choć oczywiście poranne obowiązki zrealizowałem planowo. Mój proboszcz i tak musiał za mnie w te dni pracować, więc nie chciałem nadużywać jego dobroci. Tak to już jest, kiedy się pracuje tylko we dwóch. Niemniej wypoczęty i zregenerowany mogę przystępować do kolejnych dzieł. A plan na najbliższe dni to... prawo jazdy.

Rekolekcje w Chicago, że jeszcze na chwilę do nich wrócę, chwyciły. Chwyciły na tyle, że siostry postanowiły pójść za ciosem i zrealizować podobne tu, na naszym gruncie. Prawdopodobnie dojdą one do skutku jeszcze w tym roku kalendarzowym. Dlatego wszystkie moje miejscowe Czytelniczki już dziś serdecznie zapraszam. Bo liczba miejsc z pewnością będzie ograniczona...

A Słowo dzisiejsze... Zawsze w punkt... Właśnie kiedy wróciłem z rekolekcji, udanych zresztą bardzo, Pan Jezus podpowiada mi - powtarzaj za mną: słudzy nieużyteczni jesteśmy.... Cieszę się z tego przypomnienia, bo tak łatwo uwierzyć w swoją szczęśliwą gwiazdę, tak łatwo wyobrażać sobie, że robi się rzeczy wielkie, tak łatwo zapomnieć od Kogo i dla Kogo to wszystko...

Perspektywa jest dwojaka. Albo oczekiwać wdzięczności za to, co się robi, albo samemu być wdzięcznym. Można rzeczywiście mieć stale przed oczami swoje zaangażowanie i swój wysiłek, można oczekiwać docenienia (zarówno przez ludzi, jak i przez Boga), można domagać się... no właśnie... tak wielu rzeczy. Ale można też być wdzięcznym. Właśnie za to, czego się dokonało, czego się doświadczyło. Można pojmować, że wszystko jest darem i nie mam nic, czego bym nie otrzymał. Można we właściwym świetle widzieć swoje "zasługi", których w istocie nie ma, bo jedno, co dla mnie możliwe, to współpraca z łaską... Można? A właściwie trzeba. Ponieważ to jest bardziej prawdziwe...

Ten dzisiejszy obraz sługi, który rozbawiłby swego pana z pewnością oczekiwaniem podziękowania za to, co jest jego zwykłym obowiązkiem, ukazuje absurdalność oczekiwań na wdzięczność w sytuacjach, które same w sobie są dla nas nagrodą. Czy przynależność do Jezusa nie jest już wystarczającym źródłem radości? Czy możliwość służenia w Jego imię nie jest już wystarczającym docenieniem z Jego strony? Czy szczęśliwe życie u Jego boku domaga się jeszcze jakiejś dodatkowej nagrody? Nie. Jeśli się odkrywa z jakim Panem ma się do czynienia...

Dlatego mam takie wielkie przekonanie, że wielkim zaszczytem dla mnie było zaufanie, które mi okazał. Wszak powierzył mi niemal trzydzieści swoich własnych córeczek, ufając, że ja je właściwie poprowadzę przez te dni. Żadnej więcej wdzięczności i docenienia nie potrzebuję. Wystarczy mi to, że On mi ufa...

1 komentarz: