piątek, 31 października 2014

(z)bawmy się...


zdj:flickr/Patrick Q/Lic CC
(Łk 13,31-35)
W tym czasie przyszli niektórzy faryzeusze i rzekli Mu: Wyjdź i uchodź stąd, bo Herod chce Cię zabić. Lecz On im odpowiedział: Idźcie i powiedzcie temu lisowi: Oto wyrzucam złe duchy i dokonuję uzdrowień dziś i jutro, a trzeciego dnia będę u kresu. Jednak dziś, jutro i pojutrze muszę być w drodze, bo rzecz niemożliwa, żeby prorok zginął poza Jerozolimą. Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto dom wasz [tylko] dla was pozostanie. Albowiem powiadam wam, nie ujrzycie Mnie, aż <nadejdzie czas, gdy> powiecie: Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie.

Mili Moi...
No i druga konferencja na rekolekcje do Chicago napisana. To nawet wciągające, choć ciągle trudne. Ale czym byłoby nasze życie bez wyzwań? Więc podejmuję i mam nadzieję, że da się tego słuchać... A może jeszcze Pan zechce do kogoś z czymś przez to słowo trafić...

Dziś taka mała radość, bo podczas zakupów okazało się, że moje "plastikowe pieniądze", które nadeszły wczoraj działają i mogę się już nimi posługiwać. To o tyle ważne, że w tej przyszłotygodniowej podróży znacznie to ułatwi tankowanie i w ogóle wszystko :) Takie inne, nowe wydanie franciszkanizmu. Może nawet trochę trudniejsze. Podobnie miałem w Irlandii. Dlaczego trudniejsze? Bo nie jest problemem zachować ubóstwo, kiedy się nie ma dostępu do pieniędzy. Większym problemem jest je zachować, kiedy się ten dostęp ma. A zatem ciężka praca przede mną :) Na szczęście nie muszę operować milionami...

A dziś kilka dobrych rozmów z Polską. Między innymi z M. która ma problem, bo szkoła zaplanowała studniówkę w... Wielkim Poście. Co robić? Iść, czy nie iść? Dlaczego o tym piszę? Bo Słowo dziś mówi o radykalnym wejściu Jezusa w wolę Ojca. On ją realizował i był szalenie konsekwentny. On zmierzał do Jerozolimy i wiedział, że herod nie stanowi dla Niego zagrożenia, bo Jego godzina jeszcze nie nadeszła. On chciał być wierny Ojcowskiemu pragnieniu. I zrobił, co do Niego należało, choć kosztowało Go to bardzo drogo...

A jak z tą wolą Boga w naszej codzienności? Szukamy? Tęsknimy za tym, żeby ją wypełnić? Jaka jest wola Boża dla M? Radzić, nie radzić? Powiedziałem jej co ja bym zrobił... Nie poszedłbym. Trudno byłoby mi stanąć przed Jezusem i powiedzieć Mu - Panie, przecież tylko trochę się pobawię, kiedy Ty będziesz dźwigał krzyż... Poskaczę, potańczę, coś wypiję... Przecież jaka to dla Ciebie różnica? Chyba nie jesteś aż tak drobiazgowy... Masz na pewno większe problemy... Przecież tak mnie kochasz, że pomachasz mi na pożegnanie i życzysz mi dobrej zabawy... Przecież Ty się cieszysz, jak ludzie się bawią...

M. jest niesamowicie wrażliwą osobą i ufam, że podejmie decyzję zgodną z wolą Bożą. Padło też pytanie - dlaczego nas, chrześcijan sie nie traktuje poważnie? Ano dlatego, że sami nie traktujmy siebie poważnie. A nadto często Boga nie traktujemy poważnie. M. jest zupełnie osamotniona w swoich wątpliwościach. Reszta chrześcijan z jej szkoły macha ręką i uważa, że ona robi niepotrzebny problem. Ksiądz dał dyspensę... Ale co na to wszystko Pan Jezus? Bo to jest zasadnicze pytanie. Czy Wielki Post ma jakiekolwiek znaczenie? Czy nasza miłość wyraża się w faktach? Czy wierzymy naszym życiem, czy tylko ustami? Bo wiara kosztuje. Właśnie w takich małych, dotkliwych sytuacjach. Ale jeśli jest mocna i oparta na prawdzie, wie co należy zrobić...

Podobnie jak Jezus wiedział czego oczekuje od Niego Ojciec... I czynił to, czy się to komuś podobało, czy nie. Nawet jeśli Go to bardzo wiele kosztowało. Konsekwentnie. Pytam więc o tę wolę na moje życie. Bo niczego tak nie pragnę, jak ją zrealizować. W konkrecie. W małych rzeczach. W codzienności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz