środa, 29 października 2014

wejdziesz?


zdj:flickr/VinothChandar/Lic CC
(Łk 6,12-19)
W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy;  Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.

Mili Moi...
Trwają prace nad rekolekcjami maryjnymi, ale nie mogę powiedzieć, że dzisiejszy dzień należał do najlepszych. Fizycznie raczej słabo, choć za oknem piękne słońce i 18 stopni. No ale nie ma co narzekać, tylko po prostu trzeba pracować. Pokonuję więc senność i czytam, myślę, układam sobie w głowie... I nawet coś tam się rodzi... W bólach, ale się rodzi...

Dwóch zacnych mężów dziś nawiedziło nasz dom. Grzegorz i Zbyszek sprawili, że od dziś oglądamy polską telewizję. Mała rzecz, ale cieszy, bo jest możliwość tego kontaktu z klimatem ojczystym, za którym tu sie może tęskni nieco bardziej. Napracowali się panowie mocno, tym bardziej, że pozwoliłem sobie ich wykorzystać do przeniesienia kilku cięższych mebli, których sam nie mogłem ruszyć... Ale tyle w nich dobroci i chęci do pomocy, że oczywiście znów jestem oczarowany. Nikt nie liczył minut, nie patrzył na zegarek. Przyjechali i cieszyli się, że mogli pomóc.

A dziś myślę sobie co czuli Apostołowie, kiedy z Jezusem schodzili z góry. To jest szczytowy moment Jego działalności. Pełne równiny ludzi. Poruszone tłumy. Entuzjazm. Czy Apostołom nie towarzyszy ta delikatna nuta triumfalizmu? Czy nie czują się ważni, poprzez fakt, że do Niego należą? Rzecz jasna nie myślę ich w żaden sposób oskarżać, ile raczej zastanawiam się, czy te dzisiejsze uczucia da się jakoś skonfrontować z tymi, które nadeszły, kiedy pola wokół Jezusa pustoszały, kiedy lud sie rozchodził, bo "trudna jest ta mowa", kiedy konflikty z faryzeuszami narastały, czy kiedy wreszcie dotarli do Jerozolimy i zrobiło się naprawdę groźnie. W ostatnich chwilach życia Jezusa nie ma z pewnością mowy o tym, żeby Apostołowie czuli się ważni, żeby mieli poczucie jakiejś przewagi nad innymi, bo należą do grona najbliższych TAKIEGO rabbiego...

Myślę o tym, bo żyjemy w czasach cichej apostazji, w czasach pustoszejących pól. Tak wielu odchodzi nie mogąc znieść nauczania Jezusa, które według standardów dzisiejszego świata staje się coraz trudniejsze. Niby niezmienne, a jednak coraz trudniejsze. Zmienia się bowiem człowiek. Wielu głosicieli Ewangelii twierdzi dziś, że trzeba ją do owego zmiennego człowieka dopasować, że trzeba zrobić coś, czego Jezus nigdy  nie robił - trzeba zmieniać nauczanie, biegać za ludźmi i przekonywać ich, że stworzymy takie specjalne normy, tylko dla nich, bo ich sytuacja jest tak wyjątkowa i skomplikowana, że zasługuje na to, żeby potraktować ją inaczej...

Tego nie robił ani Jezus, ani Jego Apostołowie. Napełnili ówcześnie znany świat nauczaniem Jezusa, które było bardzo konfrontacyjnie i które uderzało w wady i grzechy ludzi, może jeszcze poważniejsze, niż te dzisiejsze. Ale wówczas nikt wśród uczniów nie wysuwał postulatów, że trzeba dopasować słowo Jezusa do człowieka. Wówczas wierzono, że to człowiek musi się do niego dostosować, jeśli chce dostąpić łaski zbawienia.

A równiny, błonia, czy kościoły? Bywały pełniejsze, bywały pustawe, ale tam, gdzie konsekwentnie trzymano się nauki Jezusa, On konsekwentnie uzdrawiał i wyrzucał złego ducha, dokładnie tak samo, jak w dzisiejszej Ewangelii. Tam, gdzie nauczanie zmieniono ludzi nie przybyło, a Jezus? Pewnie bywa... Gościnnie... Bo to już nie Jego Kosciół...

3 komentarze:

  1. Ojcze Michale! Właśnie takiej nauki nam trzeba.... nie rozwadniać, nie rozmiękczać, tylko prosto i konkretnie! Za Jezusem!
    Gdańsk pozdrawia!

    OdpowiedzUsuń
  2. a moze trzeba wrocic do podstaw - dbac o zostan z Bogiem przed wyjsciem z domu, czy modlitwa z cala rodzina przed obiadem... jesli muzelmanin myje sie przed modliwa albo zyc nosi jarmke i dumny jest ze swojej wiary to czego my sie wstydzimy???

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuje, ze ksiadz nie ''zmiekcza'' tylko mowi jak jest, potrzebujemy takich pastorow.

    OdpowiedzUsuń