piątek, 10 października 2014

pukając... nie rozumiejąc...


zdj:flickr/Vincent_AF/Lic CC
(Łk 11,5-13)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przyszedł do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie. Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.

Mili Moi...
Bardzo owocny dzień za mną. Dzień pielgrzymki. Otóż postanowiliśmy wraz z proboszczem juz jakiś czas temu wybrać się do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Stockbridge, MA, oddalonego jakieś dwie godziny jazdy od nas. Dziś właśnie nadszedł ten dzień. Zapakowaliśmy jogurty, banany i bułki, jak na pielgrzymów przystało i ruszyliśmy w drogę. Miejsce piękne podwójnie - samo w sobie i z powodu pory roku. Okoliczne wzgórza porośnięte drzewami liściastymi sprawiały wrażenie wielobarwnych kobierców otaczających maleńki kościółek, w którego centralnym miejscu maleńki obrazek Jezusa Miłosiernego. Polski klimat. Wszak siostra Faustyna, ks. Michał Sopoćko i... bł. Stanisław Papczyński, założyciel marianów, którzy w tym sanktuarium posługują. Święty czas. Modlitwa indywidualna w samotności, dużo dobrych rozmów, czas spędzony razem. Podczas spaceru po mariańskim cmentarzu oczywiście prezent od Pana Boga. Podchodzi młody człowiek i mówi - father, przyjechałem tu do spowiedzi, ale jeszcze nie spowiadają, a muszę wracać do pracy, mógłbyś mnie wyspowiadać? Jeśli ci przyjacielu nie przeszkadza, że tak okrutnie kaleczę twój język i że dostaniesz rozgrzeszenie po polsku, to chętnie... Nic mu nie przeszkadzało i piękna, mała, ale gorąca iskra miłosierdzia przeszła przez moje ręce do serca tego człowieka. Być kapłanem - nic piękniejszego w moim życiu ponad to...

Po powrocie do domu, w przypływie natchnienia stworzyłem niedzielne kazanie. Ten weekend to służba po angielsku. Dużo stresu i całkiem sporo upokorzenia. Ale to wszystko potrzebne, żeby dostrzec, że tym, który działa jest Pan, a nie ja. Skoro mam to tak odczuwać, to godzę się na to i akceptuję swoją bezradność. Coraz bardziej ją akceptuję...

On jest dawcą wszystkiego. Tak jak trzeba nauczyć się prosić, tak trzeba się nauczyć przyjmować. Także to, czego się samemu nie wybrało. Potrzeba wiary, że choć "chleb", który On daje nie przypomina "chleba", o który prosiłem, to jednak nie jest to kamień. "Jajko" nie jest "jajkiem" według moich wyobrażeń, ale z pewnością nie jest to skorpion. Bóg daje zawsze dobre dary, które czasem trzeba nauczyć się rozumieć. Ja niektórych w swoim życiu nie rozumiem, ale wcale się na Niego nie obrażam. Powtarzam Mu wciąż, że jeśli chce ode mnie tego, czy owego, musi mnie wyposażyć, bo ja sam z siebie mogę się zaledwie rozpłakać i użalić nad swoją biedą. Nie mam nic, co nie pochodziłoby od Niego. Nawet to, czego nie rozumiem... Ale wierzę. Że to, co On robi w moim życiu ma sens. Nawet jeśli to spowiedzi, w których każde słowo nauki rodzi się w moich nieprawdopodobnych, intelektualnych bólach, nawet jeśli to Eucharystie, w których zamiast "pray", wskakuje słowo "praise", nawet jeśli nie odróżniam dzisięciocentówki od jej połowę młodszej koleżanki w moim własnym portfelu...

Byle był ze mną Duch Święty... Wówczas nawet na krańce świata...




1 komentarz: