wtorek, 14 października 2014

poszukiwacze znaków...


zdj:flickr/amslerPIX/Lic CC
(Łk 11,29-32)
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz.

Mili Moi...
A dzisiaj dzień czytania... Postanowiłem skończyć książkę o św. Maksymilianie, którą męczę od wielu miesięcy. Pomijając fakt, że jest przeraźliwie nudna, to jej czytanie wielokrotnie przerywałem - a bo to wakacje, a bo to przeprowadzka. Dziś jeszcze przede mną 30 stron i zamierzam doczytać :)

Ameryka świętuje Dzień Kolumba, niektórzy nawet nie pracują. W naszym domu cisza i całkowity brak ruchu. Father Georg pojechał na jakieś spotkanie dla księży, nie gra telewizor, nawet telefony dzwoniły dziś jakby rzadziej. Cichy, refleksyjny dzień, połączony ze spowiedzią, z dobrym telefonem do Polski. Prawdziwy dzień odpoczynku. Choć dwa Różańce odmówione, dwie Eucharystie odprawione - czyli kapłaństwo zrealizowane...

A Słowo o znakach... Tych nigdy za wiele. Jest w nas jakaś naturalna dążność do ich poszukiwania. Niestety nie zawsze są one wsparciem dla naszej wiary. I tak było już za czasów Jezusa. Tak wiele znaków czynił, a towarzyszący Mu ludzie i tak wielokrotnie nie byli w stanie uwierzyć, dostrzec, przejąć się prawdą, że to On jest największym Znakiem, Znakiem miłości Ojca do nas. Jeśli o tym nie będziemy sobie nieustannie przypominać, to wszystkie inne znaki na niewiele się zdadzą, w niczym właściwie nam nie pomogą...

A przecież Pan Bóg ich nie skąpi. Dziś 13 października. kolejna rocznica zakończenia objawień fatimskich, rocznica "cudu słońca". Mówi się, że było tam wówczas obecnych od 50 do 70 tysięcy ludzi. Czy wszyscy się nawrócili widząc ów znak? Wątpię. A nawet więcej - jestem przekonany, że nie. Czy przejęli się słowami Maryi, która przecież nie siebie eksponowała, ale swojego Syna, tak bardzo obrażanego przez ludzkie grzechy. Prosiła o pokutę i przemianę życia, prosiła o Różaniec? Nie dostrzegli Znaku, choć widzieli znaki...

A ja? Codziennie dotykam Znaku moimi rękami. Co więcej - sprowadzam Go na ołtarz. Mówię o Nim. Udzielam Go innym. I nawracam się? To taki mozolny proces. Domaga się czasu i wysiłku, a efekty wciąż niezadowalające. Jeśli nawrócenie idzie słabo, mógłbym chociaż pokutować za swoje grzechy. Ale i to jakieś takie niewyraźne, kiedy pomyśli się o wielkich, nawet współczesnych, wzorach pokuty. Nie znaków mi trzeba na dziś, ale umiłowania i rozpoznawania tego Znaku, który w swojej nieskończonej miłości objawia mi się każdego dnia, który zechciał mieszkać ze mną pod jednym dachem, który wciąż do mnie mówi...

Jedyny Znak, który jest wciąż tak słabo rozumiany przez świat...  I co ja na to? I co Ty na to...?

1 komentarz:

  1. A ja na to: Słabo rozumiałem Jezusa do momentu przeczytania przeze mnie Dzienniczka Świętej Siostry Faustyny. Kiedy go przeczytałem, zrozumiałem że Jezus jest bardzo ludzki, bardzo podobny do nas ludzi. Dzięki Dzienniczkowi zrozumiałem czym jest Eucharystia (Msza Święta, Najświętszy Sakrament, Komunia Święta). Ewangelia którą znałem przed przeczytaniem Dzienniczka nie pokazała mi do końca tego kim jest Jezus. Ewangelia nie pokazuje tak bardzo osobowości Jezusa jak robi to Dzienniczek.
    Pozdrawiam, Życzliwy

    OdpowiedzUsuń