poniedziałek, 27 października 2014

granice skończoności...


zdj:flickr/Paolo Cuttitta palestine/Lic CC
(Mt 22,34-40) 
Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że Jezus zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał , wystawiając Go na próbę: Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe? On mu odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.

Mili Moi...
Niedziela jak zwykle pracowita. Właśnie sobie uświadomiłem, że wbrew dominującym preferencjom, ja najbardziej lubię poniedziałki, bo mogę nieco odpocząć i do następnego pracowitego weekendu daleko. Ale ten tydzień, który nadchodzi będzie bardzo pracowity, bo trzeba się wreszcie wziąć za rekolekcje dla kobiet w Chicago. Chodzę, rozmyślam, czytam, ale to wszystko mało. Trzeba usiąść i wszystko to ubrać w słowa, a to zawsze zajmuje najwięcej czasu.

Ale dzisiejsze popołudnie to również miłe spotkanie i dobre rozmowy o Bogu... Czyli najlepszy z możliwych sposób spędzania niedzieli. Nie tylko człek dzieli się tym, co mu w sercu gra, ale jeszcze korzysta słuchając innych. I może się uczyć różnych rodzajów wrażliwości. I różnego sposobu odczytywania rzeczywistości...

A to dość ważne, zwłaszcza wobec dzisiejszego tematu. Miłość pewnie dla każdego ma nieco odmienne znaczenie. Dwóch takich samych definicji nie znajdziemy. Ale może dobrze by było gdyby znalazło się ich wiele, bo próby zdefiniowania czegoś świadczą o tym, że myślimy a owa rzeczywistość ma dla nas znaczenie. Miłość niewątpliwie ma. I dla tych, którzy za nią tęsknią i dla tych, co mają jej w nadmiarze. I dla dzielących się nią i dla strzegących jej zazdrośnie.

Jedno, czego z pewnością nie da się pominąć w żadnej definicji, która przekracza baśniowe rojenia i rości sobie pretensje do bycia choć odrobinę prawdziwą, to fakt, że miłość musi być związana z czynem. Słowa, uczucia, porywy serca to mało... Fakty. Te się liczą. I granice. Dokąd ona sięga, dokąd sięga moja miłość. Czyli, innymi słowy - na co jestem gotów, do czego jestem zdolny dla kogoś, kogo obdarzam miłością. A może nie ma granic???

Tym "bezgranicznym" mogę chyba tylko pozazdrościć. Ja wciąż odkrywam w sobie tak wiele "ale"... Czy to znak, że nie kocham prawdziwie? A może znak tego, że wciąż się uczę... Miłości do Bezgranicznego. Od słów do faktów, a wszystko na mocnym, motywującym fundamencie tęsknoty... Za Tym, który pokonał wszelkie granice...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz