wtorek, 7 października 2014

człowiek i ludzie....


zdj:flickr/ictor9501/Lic CC
(Łk 10,25-37)
Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę, zapytał: Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz? On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego. Jezus rzekł do niego: Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył. Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: A kto jest moim bliźnim? Jezus nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał. Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: Ten, który mu okazał miłosierdzie. Jezus mu rzekł: Idź, i ty czyń podobnie!

Mili Moi...
No i minął kolejny dzień. Jak każdy tutaj - niesłychanie szybko. O poranku o. Miś wpadł do jednej szafy w ścianie i wyniósł z niej sześć wielkich worków z bielizną pościelową. Zbierana, jak wszystko w naszym klasztorze, przez lata, doczekała się dziś czułego pożegnania. A czas już był na to najwyższy. My wciąż w tych porządkach nie ruszyliśmy z piętra pierwszego. A przed nami jeszcze drugie. Nie mówiąc o kościele i zakrystii. Może do wiosny jakoś to wszystko będzie wyglądało.

A potem... Stało się... Ochrzciłem kijaszki. Pojechałem nad wodę i... Po dwóch miesiącach przerwy wystarczyło pół godziny, żeby zagrały mi wszystkie organy wewnętrzne :) Ale potem zrobiło się cicho i jak już złapałem rytm to dociągnąłem do 50 minut w dobrym tempie. Pierwsze koty za płoty i choć pogoda coraz gorsza, bo jesienna (choć dziś było przepięknie), to mam nadzieję na rozwój i kontynuację.

A wieczorem spotkanie z zarządem polskiej szkoły. Omówienie propozycji na najbliższy czas. I tam znów ludzie dobrzy, oddani, pracowici, bezinteresowni. Ileż ta nasza Polonia ma odsłon, twarzy, odcieni... Cieszę się tak bardzo, kiedy spotykam takie piękne, jak dziś. I oby było ich jak najwięcej. Z takimi ludźmi muszą się tu dziać cuda... I już się dzieją, a przewiduję, że nowe dziać się będą...

A ta dzisiejsza Ewangelia, która zawsze nieco zawstydza kapłańskie dusze, dziś wybrzmiała w moich uszach na nowo. Dlaczego? Bo choć być może nie doświadczam na co dzień takiej niechęci, jaka istniała między Żydami, a Samarytanami, ale z całą pewnością żyję w środowisku niesłychanie zróżnicowanym. Również religijnie. W obrębie najbliższych kilku ulic mamy kilkanaście kościołów protestanckich. Bardzo różnych. A przecież poza protestantami, nie brakuje nam wokół pogan i wyznawców wszelkiej maści innych wierzeń i religii. Nie ma nienawiści, ale jest pytanie - jak kochać? Po żydowsku - naszych, a nie innych? Czy po chrześcijańsku - czyli jak? Naszych i nie - naszych?

Dziś Jezus wskazuje na absolutny fundament - człowieczeństwo. Wszyscy jesteśmy w nim zanurzeni, wszystkich nas Bóg nim obdarował. Nawet jeśli każdy tego Boga pojmuje inaczej, nawet jeśli istnienie tego Boga kwestionuje. Każdy jest jednak człowiekiem, Jego dzieckiem. I to wystarczy według Jezusa, żeby okazywać sobie szacunek i miłość, czyli troszczyć się o prawdziwe dobro. Z pewnością najwyższym dobrem byłoby im pokazać Boga prawdziwego. Ale czasem trzeba zacząć od opatrzenia ran... I może w tym tkwi sukces miłości prawdziwej - że nie lekceważy rzeczy małych i nie próbuje od razu przechodzić do wielkich. A te małe czasem ratują ludzkie życie...

6 komentarzy:

  1. Często ratują życie ludzkie te...najmniejsze właśnie. A wielkie- duszę. Ale najpierw człowiek musi przeżyć, skoro został nam dany do opatrzenia ran.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak kochać? Naszych, a nie innych? W kontekście Ojca dzisiejszego wpisu otworzyło mi się Pismo Święte na tekście: "Mt 10,5 - 6" Ja to interpretuję w ten sposób (przepraszam że Ojca pouczam, ale to z życzliwości do Ojca i ludzi którzy są Ojcu powierzeni) że Pan pragnie aby Ojciec zajął się szczególnie katolikami i ludźmi z Ojca parafii. Wyjaśnię to na przykładzie Ojca wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym.
    W Odnowie występują charyzmaty, które są dane Kościołowi do rozwiązywania najtrudniejszych problemów np. do uzdrawiania chorych. Wiem że macie mieć Mszę Świętą o uzdrowienie i super. Ale przydało by się aby charyzmatycy oprócz tego że posiadają charyzmaty i nimi posługują byli co do nich wyedukowani. Czyli aby znali historię charyzmatów, historię odnowy, pułapki diabła które stawia na charyzmatyków np. fałszywe objawienia, słowa poznania, wizje. To wszystko jest ważne aby później charyzmatycy nie odchodzili od Kościoła. Ważne jest także przygotowanie ludzi aby nie ulegali różnym emocjom, nie obrażali się na siebie i nie dzielili się na inne wspólnoty. Istotną sprawą jest także słuchanie ludzi: co im się podoba a co nie, co by chcieli wprowadzić do wspólnoty, jakie mają potrzeby, jak ich droga duchowa wygląda. Chodzi o to aby każdy znalazł coś dla siebie, a nie żeby było tak iż liderom i kilku członkom wspólnoty jest super, a inni ludzie odchodzą bo nie mogą odnaleźć się w takiej wspólnocie. Wspólnota bowiem zaspokaja potrzeby kilku osób, które trzymają się sztywnie schematu, wymyślonego kiedyś przez kogoś. Ale gdyby zapytać się tych tradycjonalistów, kto wymyślił taki schemat i po co, to być może osoby te nie były by w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
    Ja myślę że może Pan pragnie aby Ojciec założył silny fundament w tej wspólnocie, tak aby to ona ewangelizowała ludzi którzy nie są katolikami. Piszę to ponieważ otworzył mi się także tekst: o tym że świątyni nie wybudował Dawid, ale jego syn Salomon.
    JEŚLI OJCA URAZIŁEM SWOIMI SUGESTIAMI TO BARDZO PRZEPRASZAM CHCIAŁEM DOBRZE.
    Życzliwy

    OdpowiedzUsuń
  3. Odnosi się wrażenie jakby ojcowie Franciszkanie nigdy wcześniej nie robili porządków ani w klasztorze ani w Kościele. Ostrożnie! Niech ojciec uważa aby sam siebie nie wymiótł!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyszło mi znowu kilka myśli:
    Ten tekst o miłosiernym Samarytaninie odnosi się do tego co napisałem na temat Odnowy. I do tego co Ojciec napisał o opatrzeniu ran. Chodzi mi o to że członkowie danej wspólnoty moim zdaniem powinni sobie zdawać sprawę że należy pochylić się nad problemami danego człowieka jak to zrobił ten miłosierny Samarytanin, a nie być jak lewita i kapłan którzy być może gdzieś się spieszyli, być może mieli coś ważniejszego niż pomoc człowiekowi w potrzebie. Może musieli zrealizować pewien schemat spotkania modlitewnego, i dlatego nie zajęli się poranionym człowiekiem, człowiekiem który nie przebaczył, człowiekiem który jest opętany. Ba, nawet może takiego człowieka wyrzucili ze wspólnoty, albo pokazali mu że do takiej wspólnoty nie pasuje. Może nie tylko dlatego nie pomogli takiemu człowiekowi bo nie chcieli, bo schemat działania wspólnoty był ważniejszy niż ten człowiek, ale nie pomogli temu człowiekowi bo nie umieli. Bo nikt ich nie wyedukował na ten temat. Nikt ich nie wyedukował jak się pomaga człowiekowi który nie przebaczył. Nie rozumieją tego czym jest nieprzebaczenie, czym jest przebaczenie. Zabrakło po prostu kogoś kto by się na tych tematach znał. Kogoś kto poświęcił by czas na zbadanie danego zagadnienia np. nieprzebaczenia. Po prostu zabrakło im należytej formacji.
    Życzliwy

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojcze Michale a nie potrzeba wolentariuszy Tobie do tego sprzatania???

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dobrze ze Ojciec robi porządki i nie tylko te widzialne. Nasza parafia tego potrzebuje. Czas nam wszystkim sie obudzić. Działać razem w miłości w Darze Ducha Świętego. Bog wszystkich nas wzywa do pracy. A ci co są niezadowoleni moze boli ich to że się coś zmienia? Może boja sie że sie obudzą? A może latwiej jest krytykować niż stanąć ramię w ramię jak wspolnota parafia rodzina jednego Ojca do wspólnej pracy. To Duch daje pragnienie przemiany. Wszyscy jesteśmy do tego powołani i kaplani i każdy z nas parafian. Niech Pan działa cuda w naszej parafii.

    OdpowiedzUsuń