środa, 13 sierpnia 2014

szkodliwe wakacje...

zdj:flickr/purpleslog/Lic CC
 
Mili Moi...
Bardzo dużo wydarzyło się w te dni kilka. W  niedzielę wyruszyłem na pielgrzymi szlak i cały poniedziałek maszerowałem dziarsko z naszą, franciszkańską grupą. Pięknie było, choć nie tak łatwo. Oczywiście nie padało dwa tygodnie, ale ostatniego dnia musiało. Ojciec Majk rzecz jasna nie wziął żadnego płaszcza przeciwdeszczowego, więc zmókł jak kura i było mu dość nieprzyjemnie w ociekającym wodą habicie. Ale kiedy chlapać zaczęło, powiedziałem - jeśli Ty chcesz, żebym zmókł, to i ja tego chcę. Wszak byłem na pielgrzymce tylko jeden dzień, musiałem więc doświadczyć jakiegoś trudu i wysiłku. Deszcz zawsze skutecznie dewastuje moje stópki, więc i tym razem nie było inaczej. Od dwóch dni więc poruszam się raczej powoli. Ale ogromnie ucieszyłem się, że mogłem być choćby przez chwilę. Pomodlić się, zaczerpnąć z tego ducha...

Wróciłem, odpocząłem i jestem już dziś u Leszka, mojego przyjaciela, który lideruje wspólnocie, dla której jutro zaczynam głosić rekolekcje. Pod drodze do niego nawiedziłem dziś przedobre siostry klaryski w Elblągu, za które odprawiłem Eucharystię w ich wspólnocie. Trochę "interesownie", bo poprosiłem je o modlitwę za mnie, zwłaszcza w najbliższym czasie, kiedy będę rozpoczynał pracę w nowym miejscu. Tym bardziej, że zamiast trzech, będzie nas tam na razie dwóch. Więc pracy pewnie będzie więcej. A tu, gdzie jestem teraz, doświadczam takiej prostej rodzinności. Tego nam, kapłanom, bardzo potrzeba, i błogosławię Pana, że są takie domy jak u Leszka i Moniki, domy, w których można pogadać o wszystkim, a jednocześnie wszyscy klękamy i odmawiamy Koronkę do Miłosierdzia, jak dziś to już uczyniliśmy... Dużo dobra czerpię i odpoczywam...

A dziś znów Pan  przypomina zasady upominania braterskiego. pomyślałem sobie najpierw o pewnej wrażliwości na Jego napominanie. Trzy ostatnie dni to podróże i brak medytacji. Poczułem się wprost okradziony (oczywiście przez samego siebie, tudzież przez okoliczności, którym pozwoliłem zaistnieć). Tak łatwo zrezygnowałem z czegoś, co przecież dla mnie tak ważne, co jest swoistym zawiasem dla mojego życia. Przecież codzienna porcja Słowa jest dla mnie głównym źródłem napomnień Bożych. Jak mógłbym wiedzieć czego On ode mnie oczekuje, ku czemu mnie prowadzi, jaki ma dla mnie plan na każdy dzień, gdybym, nie słuchał tego, co On do mnie mówi. Codzienna medytacja jest absolutną podstawą i dziś zasiadłem do niej z głodem spotęgowanym kilkudniowym postem.

Po wtóre zdolność usłyszenia Boga w słowach drugiego człowieka. I to nie człowieka, którego słucham chętnie, który jest dla mnie jakimś autorytetem, który ma dla mnie znaczenie, tudzież ma jakąś władzę i muszę go słuchać. Chodzi o takiego człowieka, którego On sobie sam może wybrać, a mnie się to wcale nie musi podobać. Chodzi o takiego człowieka, wobec którego cisną mi się na usta słowa - a co ty mi tu będziesz opowiadał, zrób najpierw porządek w swoim życiu... Czy przez takiego człowieka, którego ja wcale nie chcę słuchać nie może do mnie przemówić Bóg? Biorąc pod uwagę Jego zwyczaje, myślę że może. A moim zadaniem jest usłyszeć, co, przyznacie sami, prostym nie jest...

I wreszcie napominanie z mojej strony. O, z tym to pewnie nie ma problemu, prawda? Ano właśnie... Kiedy mam upomnieć kogoś w jakiś sposób ode mnie zależnego, albo dla kogo jestem autorytetem, albo kogoś,  o kim wiem, że nie wypada mu mojego napomnienia odrzucić... tak, wówczas jest łatwo. Dużo trudniej się robi, kiedy mam poczucie, że napomnienie ma dotyczyć kogoś, kto na przykład jest moim przełożonym, albo jest dużo starszy ode mnie, albo mnie na przykład nie lubi (co  więcej, ja go też nie lubię). Wtedy już napomnienie nie wypływa tak naturalnie. Tym bardziej, że i motywacja ma być ściśle określona - aby pozyskać brata. Czyli ni mniej, ni więcej - napominać można i należy z miłości...

I ja i  wy z pewnością czujecie jakie to trudne. Ale wierzę głęboko, że skoro Jezus tego oczekuje, to można się tego nauczyć. Od  Ewangelii nie ma wakacji... Ani od czytania, ani od wcielania w życie. Po prostu nie ma - bo takie wakacje są szkodliwe :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz