niedziela, 17 sierpnia 2014

rekolekcyjny ogień...


zdj:flickr/Nomadic Lass/Lic CC
Mili Moi...
Rekolekcjonista lotny ze mnie... Przeleciałem delikatnie nad ziemią znad morza na drugi kraniec Polski. Jestem już w Krakowie. A drogi wiodły przez Częstochowę. Wczoraj zakończyłem rekolekcje dla wspólnoty Źródło Wody Żywej, a w nocy pojechałem do Mamy, żeby sie trochę poskupiać przy Niej. Niestety, całe moje skupienie wyraziło się w słowach - niech Cię nawet sen nasz chwali. Poza tym na Jasnej Górze niedzielny tłok, a niedziela ma to do siebie, że więcej tam turystów, niż pielgrzymów. Dziś też spora Ogólnopolska Pielgrzymka Elektryków i Energetyków. Generalnie dużo ludzi, jak to w sierpniu.

W Krakowie rzecz jasna nie jest inaczej. Zabrała mnie siostra Kanizja na spacer, więc połaziliśmy nieco. Ma to miasto coś w sobie. Dziś jednak jestem tak zmęczony, że nawet nie umiałem sie tym głęboko ucieszyć. Ale warto było wyjść, bo jak znam życie, to podczas tych tygodniowych rekolekcji nie będę miał czasu wyjść nawet na spacer do ogrodu, a co dopiero pojechać do miasta. Tak zresztą być powinno. Rekolekcje to nie sielanka, nie wypoczynek, nie dodatkowy tydzień urlopu. Zawsze się buntowałem przeciwko takiemu ich rozumieniu - zarówno jako uczestnik, jak i jako prowadzący. Prawdziwe rekolekcje to ciężka praca, to walka, to trud, zmaganie się ze sobą. Ci, którzy uczestniczą w rekolekcjach przeze mnie prowadzonych, wiedzą, że nie przesadzam. To jest też czas walki Boga o moją duszę. Po dobrze odprawionych rekolekcjach, uczestnik powinien być zmęczony, nie wypoczęty. Praca duchowa naprawdę kosztuje. Niestety wciąż spotykam się z próbami przedstawiania tego czasu, jako jak najmniej inwazyjnego. A na to we mnie nie ma wewnętrznej zgody.

Żeby dobrze odprawić rekolekcje potrzeba dużej dozy wytrwałości. Może takiej, jaką dziś pokazuje kobieta kananejska, która się nie zniechęca milczeniem Jezusa. Mogłaby. A jednak nalega z wiarą. Prosi. Krzyczy. Wydaje jej się, że może ostatnia szansa właśnie ją mija. Być może zdaje sobie sprawę, że poza Jezusem nie ma juz żadnego ratunku. Ona walczy o życie swojego dziecka - kogoś, kogo kocha najbardziej. To daje jej taką motywację, której nic nie jest w stanie skruszyć - ani milczenie Jezusa, ani Jego szorstka skądinąd odmowa. Kobieta nie rezygnuje łatwo, nie poddaje się, nie kapituluje. Choć wydaje się, że sprawa jest przesądzona. Sugeruje to postawa uczniów - odpraw ją, bo krzyczy za nami. Oni są przekonani, że nic z tego nie będzie. Im wydaje się, że Jezus juz podjął decyzję. Tymczasem On budzi w niej jeszcze większą tęsknotę.

Nie zdarzało Mu się to zbyt często. Być może wiedział, że wobec tej matczynej miłości może zachować się w ten sposób, być może chciał, żeby Kananejka jeszcze bardziej doceniła dar, który miał stać sie jej udziałem. Łaska ostatniej godziny - to dość częste zjawisko podczas rekolekcji. Wierność do końca, która okazuje się źródłem cennych darów, które, bywa że przychodzą wówczas, kiedy już wszyscy inni rekolekcje zamknęli. Czasem Jezus, który milczy przez kilka dni, zaczyna mówić wobec wiernego ucznia, wytrwałego słuchacza, dopiero na kilka chwil przed wyjazdem. Zwykle to, co wówczas mówi wstrząsa posadami duchowymi. Niech ci sie stanie, jak chcesz - mówi do Kananejki. Co i kiedy dokładnie powie do sióstr nazaretanek w Krakowie? Tego nie wiem... I one nie wiedzą... Ale mamy kilka dni, żeby się w Niego wsłuchać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz