poniedziałek, 18 sierpnia 2014

o czym nie chcesz gadać?


zdj:flickr/Lawrence OP/Lic CC
Mili Moi...
Spędziłem dziś cudowny dzień z książką w ręku. Nikt mi nie przeszkadzał, nikt mi sie nie narzucał. Słonko świeciło w okno, a ja zwiedzałem Stany Zjednoczone z Johnem Steinbeckiem i jego "Podróżami z Charleyem". Takie błogie nieróbstwo, które było miłym przerywnikiem pomiędzy pracowitymi duchowo dniami. Ale dziś też posiedziałem sobie dłużej nad Słowem, posiedziałem nieco w kaplicy. Czyli generalnie dzień udany pod każdym względem.

A wieczorem rozpoczęliśmy nasze rekolekcje. Sióstr jest ponad trzydzieści. W różnym wieku, choć chyba dominują młode. To nieco inaczej, niż rok temu, kiedy proporcje były raczej odwrotne. A Pan, jak zawsze, zadbał o odpowiednie Słowo na rozpoczęcie tego czasu. Ja nie mogę sie nad tym przestać zachwycać. Słowo jest punktualne. Zawsze na czas. Pan przygotowuje wszystko sam, a nas tylko zaprasza do skorzystania. Jak nazwać tych, którzy w takich okolicznościach tego nie robią, nie korzystają? Przychodzi mi do głowy kilka określeń, ale przez grzeczność ich nie zacytuję :)

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że młodzieniec, który dziś przychodzi do Jezusa ma znakomite mniemanie o sobie. On naprawdę wierzy, że wszystko w jego życiu jest jak najbardziej w porządku. Taki mistrz świata. Czuje się całkowicie bezpieczny, bo przecież ów nauczyciel nie może mu postawić w ramach wymagań niczego, czego on by juz nie robił. Ma przewagę, bo realizuje wszystko, co konieczne do otrzymania życia wiecznego. On to wie. I to jeszcze bardziej go pokrzepia.

Po co pyta? Może tylko tak, prowokacyjnie, żeby nauczyciel go pochwalił, a może nawet uczynił wzorem dla innych. Mam wrażenie, że jedyna rzecz, której się spodziewa to poklepanie po ramieniu i stwierdzenie - tak trzymaj chłopie, jest właściwie nawet lepiej, niż dobrze. Na zadane pytanie Jezus wskazuje mu pewną ogólną drogę, bazę, fundament. I znów widzę jak ten człowiek rozkwita z każdym wymienionym przez Jezusa przykazaniem. Każde bowiem z nich budzi w nim radość - mam to... Trochę tak, jak gracz w totka, który sprawdzając kupon po losowaniu, odnajduje na nim wylosowane liczby. Wygrana wisi na włosku...

Wystarczyłoby, żeby zabrał to dobre samopoczucie i odwróciwszy się, odszedł w swoją stronę. Może ocaliłby to błogie, znakomite przekonanie o sobie samym i swojej relacji z Bogiem. Ale to hazardzista, ryzykant (a może tylko ktoś, kto naprawdę potrzebował pochwały, a wciąż jej nie dostał). Pyta więc - co jeszcze??? I Jezus odpowiada, uderzając w tę sferę życia, której z cała pewnością ten młodzian nie chciał z Nim omawiać. Zresztą pewnie i tu czuł się znakomicie. Wszak bogactwo było rozumiane jako znak szczególnego wybrania i błogosławieństwa Boga. Nie spodziewał się, że to mogłaby być jakakolwiek przeszkoda. Tymczasem Jezus rozwala w pył jego dobre samopoczucie. Ów człowiek odchodzi smutny. Tu jest jakiś znak nadziei, bo ma jeszcze w sobie jakąś zdolność odczuwania, a to pozwala sądzić, że jest również zdolny do refleksji, która może przyszła z czasem... Ale nie dziś...

Jak się to ma do rekolekcji? Ano warto sobie na początku uświadomić, czy ja chcę naprawdę usłyszeć to, co Jezus ma mi do powiedzenia. Bo być może chcę tylko, żeby poklepał mnie po ramieniu i powiedział - jesteś świetnym kandydatem na świętego, tak trzymaj... Może oczekuję, żeby rekolekcje były czasem zupełnie nieinwazyjnym, żeby nie dotykały niczego ważnego, żeby je po prostu przeżyć... Jest na to znakomita metoda. Trzeba spełnić trzy warunki - dużo spać, dużo jeść i dużo gadać z innymi. Wówczas człek na pewno nie usłyszy nic... Ale jeśli naprawdę chcę spotkać Jezusa mówiącego do mojego serca, to musze mieć motywację wczorajszej Kananejki - muszę wiedzieć, że walka toczy się o moje życie, a ja nie jestem jej obserwatorem... Jak będzie w Krakowie? Najbliższe dni nam objawią...

Jak będzie w moich i twoich rekolekcjach życia??? Zostaniesz z Nim, czy odejdziesz smutny? To zależy od tego, jak słuchasz... I co chcesz usłyszeć :)

2 komentarze:

  1. Mam pytanie jaka jest różnica miedzy franciszkanami, franciszkanami konwentualnymi, a kapucynami?
    Pozdrawiam, Piotrek

    OdpowiedzUsuń
  2. Piotrku Szanowny...
    Nie ma za co przepraszać... Chętnie odpowiem, na ile będę umiał... Kiedy w XIII wieku rodzin św. Franciszka się rozrastała, przybywało braci i mieli oni coraz to nowe pomysły na to, jak to życie prowadzić. To, co było mozliwe dla 12 charyzmatyków, okazywało sie często niemożliwe dla dużej grupy. Sam Franciszek nie mogąc sie odnaleźć w tych nowych realiach, zrezygnował z bycia przełożonym tej wspólnoty. A za jego życia zaznaczył się już podział na tych, którzy chcieli bardzo restrykcyjnie i radykalnie podchodzic do Reguły, a zwłaszcza do jej zapisów o ubóstwie i na tych, którzy ubóstwo uważali za środek do jeszcze większych celów, a za takie uważali służbę ludziom w imieniu Boga. Tn podział po śmierci Franiszka stał sie dość gwałtowny. Część braci chciała odejść w góry i prowadzić raczej pustelnicze życie dla Boga, a pozostali (tak zwani bracia wspólnoty), chcieli osiedlać się w miastach, aby studiować i służyć ludziom. Najoględniej mówiąc podział ów został zaaprobowany przez Kościół i powstały wspólnoty franciszkanów konwentualnych oraz braci mniejszych (ddziś tak zwani brązowi francisszkanie). Potem, jako trzecia rodzina, powstał zakon kapucynów. Pytasz o różnice. On dotyczą historycznego podejścia do niektórych kwestii. Nowe rodziny franciszkańskie rodziły się z gorliwości. Czy im się udało ją zachować aż do dziś - niezręcznie mi oceniać. Wiem jedno, że gdyby dziś kandydat stanął oko w oko z trzema prrzedstawicielami naszych, franciszkańskich zakonów, i każdy z nich opowiedziałby mu o swojej pracy, to na tej podstawie raczej by zakonu nie wybrał. Robimy właściwie dokładnie to samo. Żyjemy dokładnie na tej samej Regule. Różnią nas przepisy wykonawcze tej Reguły, czyli Konstytucje, Tradycje, Zwyczaje. Niemniej, patrząc pozytywnie, istnienie kilku rodzin franciszkańskich wskazuje na żywotnośc tego charyzmatu, który wciąz staramy się zgłebiać. I choć dawne spory o ubóstwo i o model życia nie są dziś tak żywe, to jednak bracia w każdym z tych zakonów mają swoją specyfikę odczytywania św. Franciszka, którą można odkkryć dopiero wówczas, gdy się z nami nieco pomieszka :)

    OdpowiedzUsuń