czwartek, 31 lipca 2014

rozumiesz? - wybieraj!


zdj:flickr/Lori Greig/Lic CC
Mili Moi...
Burza za oknem... Spadło 16 kropli na metr kwadratowy, ale jakby nieco chłodniej. Wszystkie okna w chałupie otwarte, co daje wrażenie przewiewu... Jakoś trzeba przetrwać na tym ostatnim piętrze kamienicy... A dziś był dzień czytania. Zbieram materiał do ostatnich dwóch konferencji. Chyba będzie to jednak Samarytanka i jej próby ucieczki od tego, co ważne, do tego, co ważne mniej...

Dziś, jako wytrawny bywalec różnych restauracji (przypomnę, że taki jest nasz lubelski styl spożywania posiłków gorących) nawiedziłem restaurację S (nie będę tu reklamy robił). Znana sieciówka, więc o jedzeniu pisał nie będę, bo nie ma o czym, ale chcę napisać o zjawisku, które mnie zaskoczyło. Mianowicie podczas mojego oczekiwania, do stolika obok przysiadło się dwóch młodzieńców. Pooglądali kartę i uczynili zamówienie. Nie słyszałem co, bo jednak w pewnym oddaleniu zasiadali, ale... W pewnym momencie kelner, który był pewnie niewiele starszy od nich poprosił ich o okazanie dokumentów tożsamości, co owi panowie skwapliwie uczynili. Po chwili na ich stołach zagościło zimne piwko. Już miałem wstać i bić brawo, a pana kelnera zgłosić do "nagrody faraona" czy jakiejś innej zaproponowanej przez ów zakład gastronomiczny. A poważnie mówiąc, myślałem, że to się już nie zdarza i wszyscy mają to głęboko w nosie. Ale są jeszcze sprawiedliwi na tym świecie. Niezależnie od motywacji, które nim kierowały - piątka dla pana kelnera za postawę. Żywię nadzieję, że jednak płynącą ze zrozumienia...

Bo to zrozumienie powinno motywować do konkretnego działania. Słowo mi o tym dziś przypomniało. Jezus po wygłoszeniu swoich przypowieści pyta uczniów - zrozumieliście to wszystko? A oni na to - tak jest... I aż chciałoby się ten dialog pociągnąć dalej, posłuchać... No bo czyż Jezus nie mógłby ich zapytać - i co z tym zrozumieniem zrobicie, jak będziecie w związku z tym żyli? A oni na to - no... teraz będzie wszystko inaczej, teraz to już na pewno będziemy lepsi, no i z pewnością będziemy unikać błędów, no i będziemy sobie często przypominać, co nam powiedziałeś...

To oczywiście tylko hipoteza, moja wyobraźnia. Jezus nie uważał za słuszne kontynuować tego dialogu. Być może właśnie dlatego, żeby uniknąć "gładkich słówek". Bo te odnajdujemy doskonale i mamy ich tysiące na każdą okazję. Słowa, z których nic nie wynika i które w żaden sposób nie prowadzą do konkretnych zmian. Pogadali, pogadali i każdy poszedł do swojego dawnego życia. A jeśli rozumiem, to przecież powinno za tym iść coś więcej, niż słowa potwierdzenia. Może właśnie taka kelnerska postawa, która kosztuje trochę odwagi, trochę zachodu, trochę czasu, która bywa różnie odbierana...

Moja decyzja na nadprzyrodzoność. Albo - albo. Konkret. Wchodzę w to, czy nie? Bo za chwilę pojawią się trudne sytuacje w życiu (na nie nigdy nie trzeba czekać zbyt długo) i będzie trzeba zadziałać. Jak? Zgodnie z tym, co rozumiem? Zgodnie z tym, co On mi powiedział? Czy może zgodnie z gładkimi słówkami, które sprawdzają się w chwilach euforii, tudzież podczas słonecznych życiowych dni, ale nijak się mają do sytuacji kryzysowych. Jeśli zrozumienie jest tylko teoretyczne, natychmiast włączają się stare schematy działania. Jeśli zrozumienie jest dogłębne, konsekwentne i związane z decyzją - tak, wchodzę w to, wówczas łatwiej trudnościom spojrzeć w twarz, podjąć walkę, nie uciekać...

Czytasz? Słuchasz? A rozumiesz? Na pewno...? Naprawdę...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz