poniedziałek, 28 lipca 2014

obyś miał czas...


zdj:flickr/scottmccracken/Lic CC
Mili Moi...
Muszę przyznać, że dzień dzisiejszy należał do tych tak zwanych "cudownych". Nadrobiłem sporo zaległości. A to w rachunkach domowych, a to w układaniu planów rekolekcyjnych, a nade wszystko - powstała dziewiąta konferencja - o Marii Magdalenie, która wierzyła, bo kochała, a nie odwrotnie... Cieszę sie, bo kilka ostatnich dni to okres bezpłodności intelektualnej. Być może więc minęła... Ale tak to jest, jak coś trzeba zrobić "na czas"...  Nie ma wówczas ważnego etapu - dojrzewania...

O tym dziś myślałem w spotkaniu ze Słowem. Ziarno gorczycy, które musi mieć czas. Musi rosnąć i dojrzewać, żeby osiągnąć swoją pełnię. Podobnie i drożdże - nie działają natychmiast. Zakwas potrzebuje czasu. Wszystko, co cenne rozwija się w czasie i tego czasu wymaga. Z Królestwem jest podobnie. Ale zarówno ziarno gorczycy jak i zakwas potrzebują współpracy, potrzebują człowieka, potrzebują kogoś, kto je "uruchomi" i będzie nad nimi czuwał.

Rzeczy pozostawione same sobie niszczeją... Czyż nie to stało się z lnianym pasem, o którym dziś czytamy u Jeremiasza. Pan nakazał mu ukryć go w rozpadlinie skalnej, aby ukazać dzięki temu dzieło zniszczenia, które się dokonuje, gdy rzeczy pozostawione są same sobie, gdy sie o nie nie dba. Pan mówi - podobnie z moim narodem. Podobnie, bo ja o niego dbam, ale on nie chce pozwolić o siebie zadbać. Odwrócił się ode mnie, więc skończy tak, jak ten zbutwiały pas. Zniknie. Nic z niego nie zostanie. Nie dlatego, że ja się na nim zemszczę. Zemści się czas... Zemści się niefrasobliwość... Zemści się niewiara i pycha... One nie znają litości.

Patrzę dziś na moje życie. Jestem w wieku dojrzałym. Młodość, według większości znanych mi ocen, kończy się w wieku trzydziestu lat. Ten moment już dawno za mną. A zatem wiek dojrzały. I długa historia z moim Bogiem. On zadbał o to, żeby mnie "uruchomić". Nie szczędził wysiłków. Sam i poprzez ludzi, których mi podesłał, kształtował mnie, doglądał, dbał o mnie, jak nikt inny. We mnie, poprzez moje życie dowiódł po raz kolejny, że można z niczego zrobić coś, że On potrafi. Czy dziś jestem kimś? Tak - w Nim, z Nim i dla Niego. Tak. Jestem kimś... I niczym król Dawid siadam przed Nim każdego dnia i pytam - Panie, kimże ja jestem, że doprowadziłeś mnie aż dotąd? Dlaczego tak? I ku czemu mnie prowadzisz? Tyle darów, tyle zadań, taki dynamizm... A przede wszystkim - zasypywanie rozpadlin skalnych... Słowem...

W nich można się ukryć. One są śmiercionośne. Bo ten, który chowa się przed Bogiem - umiera. Musi umrzeć. Bo niewiara, pycha, grzech są bezlitosne. Są śmiercionośne. Zasypywanie szczelin, kruszenie skał, niszczenie dla ocalenia. To też domaga się czasu. I wielu pracowników. To nie zawsze ciekawa robota. Czasem niebezpieczna. Ale kiedy wiesz, kiedy widzisz, że kolejna szczelina, w której ktoś, niczym lniany pas Jeremiasza, mógłby zbutwieć, zginąć, stracić wszystko, zostaje zasypana - cieszysz się... Mała rzecz, a cieszy! Mała - od takich się zaczyna...

Od maleńkiego ziarenka gorczycy, od niewielkiego zakwasu, od zwykłego kruszenia skał, od Słowa... Banał u początku, a co na końcu? Michał Nowak - banał u początku, a co na końcu? Nie wiem... On wie... My róbmy swoje krusząc skały. Robiąc to (dosłownie) można zostać nawet papieżem (patrz św. Jan Paweł II) :) Ale spokojnie :) Takich marzeń we mnie nie ma. Są znacznie prostsze i mniejsze... Ale nie wykraczają poza "róbmy swoje"... To pewna droga do Królestwa...Obyś i ty miał czas na nią wejść...

1 komentarz: