czwartek, 10 lipca 2014

na poważnie...

zdj:flickr/Jeff/Lic CC
Mili Moi...
Od dziś wszedłem w nową fazę urlopu... Bardzo ciekawa i całkiem się sprawdza. Rozpoczyna się pobudką o godzinie 4 rano. Godzina modlitwy, dwie godziny pracy, półtorej godziny z kijaszkami i można wracać na śniadanko. A potem, w południe, w najgorętszej porze dnia, cudowna drzemka. Mieszkam w mieszkanku, do którego nie dochodzą promienie słońca w żadnej porze dnia, co w dni takie jak dzisiejszy, jest prawdziwym błogosławieństwem... No tak już mam, że świetnie się czuję o poranku i pracuję najwydajniej :) Dziś powstała trzecia konferencja. O Rachab, nierządnicy, która zaryzykowała i uwierzyła... A zatem jeszcze tylko dziewięć konferencji i wersja podstawowa będzie gotowa...

Kiedy dziś siadłem do Słowa, to trochę się ucieszyłem. Bo Jezus daje bardzo konkretne wskazania swoim Apostołom na ich misję. Nie bierzcie torby, ani laski, ani sandałów. Ja właśnie znajduję się w takim momencie, że naprawdę nie za wiele rzeczy ze sobą zabiorę. Oczywiście to jeszcze nie jest największy sukces. Największym bowiem sukcesem jest odkryć wolność w tej... zależności. Pamiętam, że kiedyś z tym było łatwiej. Lata jeżdżenia na tak zwanego "stopa" mam już pewnie za sobą, a sprawiało mi to tyle przyjemności. Oduczyłem się ją odczuwać, kiedy przesiadłem się do samochodu i sam stałem się kierowcą. Udogodnienia, udogodnienia, udogodnienia.. Jezus zaś mówi - nie ułatwiajcie sobie. Zostańcie tam, gdzie was przyjmą, nie szukajcie wygodniejszych warunków. Bądźcie wdzięczni za to, co macie... Tego się naprawdę można nauczyć... Dlatego rzeczywiście odrobinę ucieszyła mnie możliwość wyjazdu z kraju z dobytkiem znacznie odchudzonym. Bardzo znacznie. A gdyby jeszcze udało mi się go nie pomnożyć na amerykańskiej ziemi (co samo w sobie jest z pewnością trudne), to ucieszyłbym się jeszcze bardziej. A właściwie na  nowo nauczył odczuwać radość z powodu wolności, która wypływa z zależności. Zaraz za tym idą lekcje pokory, bo musisz poprosić. Uczysz się również tego, że ktoś może ci odmówić. Oduczasz się egoizmu, bo nie masz więcej od innych. Nikomu nie imponujesz tym, co posiadasz, a jeśli ktoś do ciebie przychodzi, to z pewnością nie po dobra materialne. Wówczas możesz dać coś innego. Wówczas masz co dać i dajesz w zupełnie innej perspektywie... Darmo... Bo sam darmo bierzesz...

Ale ja, franciszkanin, zakonnik. Wspólnota posyła mnie z misją, wyposaża, zleca. A taki "szary świecki", jak czasem sami określają się ludzie - co taki świecki może zrobić, żeby przejąć się tą Ewangelią? Wszak Słowo jest dla wszystkich. I to poważne potraktowanie wskazań Jezusa objawia prawdziwy poziom naszej wiary. To w podejściu do Słowa "na poważnie" weryfikują się nasze ustne deklaracje. Żyć Słowem realne i codziennie - to znaczy wierzyć. Więc co świeccy? Może właśnie rezygnacja z absolutnej i totalnej niezależności (tudzież z tęsknot za nią), może dopuszczenie innych do skarbca mojego serca i hojne obdarowanie ukrytymi tam wartościami - bez oglądania się na cudzą wdzięczność, być może ważny gest odseparowania się od nieustannego krytykanctwa spraw związanych z wiarą, Bogiem, Kościołem - takie przysłowiowe strząśnięcie prochu ze swoich stóp, które może kogoś skłonić do refleksji... Jest wiele okazji, możliwości, szans. Duch Święty dba o nie w naszym życiu. Byle tylko chciało nam się potraktować Słowo na poważnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz