niedziela, 27 lipca 2014

mój skarb...


zdj:flickr/Simon Ska/Lic CC
Mili Moi...
No i nadszedł ten dzień :) dzień powrotu do Lublina. Bardzo się z tego cieszę, bo jednak najlepiej odpoczywam w domu. I choć głoszę często, że w życiu zakonnym - tam dom, gdzie mieszkasz, to jednak wiadomo, że w otoczeniu swoich własnych spraw, rzeczy, zajęć, człek czuje się najlepiej.

Zawsze tak miałem, że starałem się polubić miejsce, w którym Pan postawił mnie dla posługi. Prawie zawsze się udawało. Z jednym wyjątkiem. Jednego miasta nigdy nie polubiłem, choć pokochałem ludzi, którzy tam mieszkają. O Elblągu mówię :) Ale Lublin... Polubiłem jakoś szczególnie i bez nadmiernego wysiłku. Może dlatego wracam tu z wielką radością i trochę mi smutno, że za kilka dni mam go ostatecznie opuścić. Co ciekawe - nie ma tu ludzi, którzy by na mnie czekali, czy byli dla mnie źródłem radości. O posłudze myślę, bo rzecz jasna kilka cennych osób tu pozostawiam. Ale nie spełniałem się tu duszpastersko. Mimo to widzę ten czas dany mi przez Pana w Lublinie jako niezwykle cenny i dobry. Uczyłem się siebie w nowej - starej roli, studenta.

W każdym razie wróciłem dziś i doznałem wstrząsu. Ludzi rzesze nieprzeliczone. A w wakacje zwykle tu pusto. No ale Festiwal Sztukmistrzów ściągnął tłumy. Miłej zabawy... Ja cieszę się domkiem i powoli obmyślam od czego zacząć... Pakowanie... Nie lubię :(

W kontekście tych miast, z których wciąż musimy się wyprowadzać, aby poznawać nowe - wszak taki jest los naśladowców Jezusa, pomyślałem sobie dziś o Słowie... Królestwo Boże - "rzecz" najcenniejsza z cennych - przemieszcza się wraz ze mną...

Zwykłem żartować, zwłaszcza w kontekście wszelkich mistrzostw sportowych, że tam, gdzie ja, tam strefa bez kibica. I ta strefa przemieszcza się wraz ze mną. Nie kibicuję, nie oglądam, nie zajmuje mnie to. Ale podobnie jest ze "strefą Królestwa Bożego" - ona również przemieszcza się wraz ze mną, tyle że nią jestem zgoła zdecydowanie bardziej zainteresowany, niż sportem. Oczywiście nie jesteśmy w stanie zdefiniować ostatecznie czym jest Królestwo Niebieskie. Widzimy je wciąż jako rzeczywistość, która się staje. Dostrzegamy je w licznych jego przejawach.

Dla mnie takim wyrazistym przejawem Królestwa jest moje kapłaństwo, które "przemieszcza się wraz ze mną" i jest taką więzią z Panem, której nikt nie może mnie pozbawić. To jedna z rzeczy, która wyryła się we mnie podczas nowicjatu, już u samego początku życia zakonnego. Jeden z naszych wychowawców często powtarzał - moi wrogowie wewnętrzni i zewnętrzni mogą mnie pozbawić wszystkiego, ale jednego mi nigdy nie zabiorą - mojego kapłaństwa. To przekonanie jest i we mnie dziś. Zwiedzam miasta. Kraje nawet. Wciąż posyłany do nowych ludzi. Różnych. Pełnych miłości i pełnych nienawiści. Idę w mocy kapłaństwa szerząc "strefę Królestwa" i mając nadzieję, że ona tak dla mnie, jak i dla wszystkich, których spotykam, stanie się czymś najcenniejszym. Niczym skarb, niczym perła, niczym znakomity połów...

Zapraszam Was do "strefy Królestwa". Tam, gdzie jesteście. Ja dziś myślą wracam do Sztumu - Gniezna - Łodzi - Gdyni - Wexford - Elbląga - Lublina... i wybiegam ku Bridgeport. Wszędzie tam, gdzie byłem i będę, Królestwo Niebieskie się staje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz