zdj.flickr/epSos.de/Lic CC
Mili Moi...
No jakoś szalenie pracowity ten tydzień. Zawdzięczam to moim studiom, które, jak już wspominałem nie raz, przypominają czasami bardziej szkołę podstawową. To znaczy, że dorównują jej z pewnością w ilości prac domowych. Niektóre mniejsze, niektóre większe, a niektóre całkowicie przedziwne, jak na przykład ta polegająca na nagraniu pięciominutowego językołamacza i przesłaniu jednemu z wykładowców. Arcypotrzebne z pewnością... Ale dla ciekawostki jeden taki, mój ulubiony już od dawien dawna wam tu załączę...
Niełatwa słów wymowa.
Ha, trudna na to rada!
Jeszcze trudniejsze słowa,
Gdy się je w całość składa.
No jakoś szalenie pracowity ten tydzień. Zawdzięczam to moim studiom, które, jak już wspominałem nie raz, przypominają czasami bardziej szkołę podstawową. To znaczy, że dorównują jej z pewnością w ilości prac domowych. Niektóre mniejsze, niektóre większe, a niektóre całkowicie przedziwne, jak na przykład ta polegająca na nagraniu pięciominutowego językołamacza i przesłaniu jednemu z wykładowców. Arcypotrzebne z pewnością... Ale dla ciekawostki jeden taki, mój ulubiony już od dawien dawna wam tu załączę...
Niełatwa słów wymowa.
Ha, trudna na to rada!
Jeszcze trudniejsze słowa,
Gdy się je w całość składa.
Spójrz w przestrzeń w blaskach zorzy:
Gra życiem, skrzy srebrzyście;
A w drzewkach wietrzyk Boży
Splątane czesze liście.
Z otchłani mgła tchła obła,
Trzchnął trznadel, pstrąg głąb pruje,
Wybrnęła wydra z brodła,
Dżdżownica źdźbło dżdżu żuje.
Chrząszcz pszczołę wstrząsł w strzelinę,
Zaś pchła pchłę pchnęła w popiół,
Trwożnie brzmiał trzmiel w trzcinie,
Póki swego nie dopiął.
I ty dopnij, chociaż
Słów kształty krztuszą krtanie;
Co jednak umiesz, pokaż,
Ułóż to w płynne zdanie.
Parł wprzód wśród śrub
Przez złom zły w łzach,
Wplótł w plan plon klątw,
Kłuł go chłód w kłach.
Szedł wszerz przez wrzos,
w krok krak wron grał,
Nie szczuł psem pszczół
–- Psa pchła szał w szkwał.
W krąg grom brzmień brzmiał
W tle tlił lśnień blask
Wszczął pszczyć też deszcz
W czczy burzy czas.
W chmur zwrot wrył wzrok
Giez go gryzł zły
Z nerw drań darł darń,
Plótł trzy po trzy.
Odhaczam więc kolejne zadania z nadzieją, że dojdę do ich szczęśliwego końca, co jest mało prawdopodobne, bo na horyzoncie majaczą następne, a jak wiemy horyzont to taki punkt, do którego im bardziej się zbliżamy, tym on bardziej sie od nas oddala :) Niemniej już dziś zapraszam na adwentowe rekolekcje studentów homiletyki na portalu internetowym e-sancti. Będzie tam można nas poczytać... (to takie kolejne małe zadanie).
W naszym zakonie dziś święto Wszystkich Świętych Zakonu Serafickiego. Piękny dzień, bo pokazuje nam tych wszystkich braci i siostry, którzy dzięki naszemu, franciszkańskiemu ideałowi osiągnęli wieczne szczęście z Bogiem. Jest to także rocznica moich obłóczyn. Czternaście lat temu otrzymałem tę świętą szatę, której noszenie jest dla mnie chlubą i dumą. Ileż to razy, zakładając ją rano, myślałem sobie, że nie jestem godzien jej nosić. I mówię to zupełnie poważnie. To wielka łaska móc przynależeć do tego zakonu, który wydał tylu niezwykłych świętych, owładniętych Boża miłością, oddanych Kościołowi, braciom, misjom... To naprawdę zobowiązuje i motywuje.
A Słowo na dziś dla franciszkanów i tych, którym oni służą, to opowieść o bogatym młodzieńcu. Czytamy ją we wszystkich naszych kościołach. Sprzedaj, co masz i rozdaj ubogim, oni, jak mówił św. Augustyn, będą twoimi tragarzami - doniosą ci to wszystko do nieba. Pomyślałem dziś, że Jezus oczekuje ważnej rzeczy od swojego ucznia. Czegoś, co tu jest tylko zobrazowane wyrzeczeniem się bogactwa. Ale chodzi o coś więcej. Chodzi o zdolność do ryzyka, która bezpośrednio przekłada się na umiejętność powierzenia swojego życia Bogu. Jezus nie tłumaczy mu zasad od "A" do "Z". Zostaw wszystko i pozwól mi decydować o twoim życiu. Wszelkie twoje zabezpieczenia są tylko ciężarem, to wszystko, do czego jesteś tak przywiązany spowalnia cię w drodze, to wszystko, co tak bardzo cenisz i lubisz staje się dla ciebie niewidzialną i nieprzekraczalną granicą. Gdybyś tylko mi zaufał... Moglibyśmy zrobić rzeczy nieprawdopodobne! Gdybyś tylko pozwolił mi decydować o twoim życiu, poprowadzić cię. Gdybyś mnie uczynił jedynym twoim bogactwem, jedynym skarbem!
To chyba istota franciszkanizmu (ba, chrześcijaństwa nawet) i uczyć się tego trzeba nieustannie, bo samo nie przychodzi. A diagnozować samego siebie warto poprzez stawianie sobie prostego pytania - co jest moim skarbem, bogactwem, którego trudno mi się wyrzec? Może się okazać, że to całkiem dobre rzeczy... Ja na ten przykład dziś zobaczyłem wyraźnie, że moje głoszenie i sposób w jaki jest ono odbierane są moimi skarbami, które z całą pewnością musze Jezusowi powierzyć, bo inaczej staną się one sidłem dla mojej duszy. I dobre same w sobie, staną się przeszkodą dla prawdziwego naśladowania Mistrza. Ale tak całkiem Mu zaufać? Oddać bez zastrzeżeń? Pozwolić Mu decydować kiedy, komu, w jakich okolicznościach? Ale to ryzykowne... Bo przecież to takie cenne... A jeśli... No właśnie... Jeśli co?
Sejf ludzkiego serca jest niesłychanie żarłoczny. Pochłania coraz to nowe skarby, a wcale nie przynosi to lepszego samopoczucia. Może więc jednak uwolnić ręce, żeby i nogi zyskały wolność... Wypuść z rąk to, co w nich tak kurczowo trzymasz, a zaraz będziesz gotów ruszyć z miejsca. A twoje serce... Z radością zaśpiewa pieśń, której uczyliśmy się na nowicjacie - "Matko ma, Zakonie mój, dla Cię życie me, dla Cię prac mych znój. Matko ma, Zakonie mój, jam na wieki syn, jam na wieki Twój..."
Odhaczam więc kolejne zadania z nadzieją, że dojdę do ich szczęśliwego końca, co jest mało prawdopodobne, bo na horyzoncie majaczą następne, a jak wiemy horyzont to taki punkt, do którego im bardziej się zbliżamy, tym on bardziej sie od nas oddala :) Niemniej już dziś zapraszam na adwentowe rekolekcje studentów homiletyki na portalu internetowym e-sancti. Będzie tam można nas poczytać... (to takie kolejne małe zadanie).
W naszym zakonie dziś święto Wszystkich Świętych Zakonu Serafickiego. Piękny dzień, bo pokazuje nam tych wszystkich braci i siostry, którzy dzięki naszemu, franciszkańskiemu ideałowi osiągnęli wieczne szczęście z Bogiem. Jest to także rocznica moich obłóczyn. Czternaście lat temu otrzymałem tę świętą szatę, której noszenie jest dla mnie chlubą i dumą. Ileż to razy, zakładając ją rano, myślałem sobie, że nie jestem godzien jej nosić. I mówię to zupełnie poważnie. To wielka łaska móc przynależeć do tego zakonu, który wydał tylu niezwykłych świętych, owładniętych Boża miłością, oddanych Kościołowi, braciom, misjom... To naprawdę zobowiązuje i motywuje.
A Słowo na dziś dla franciszkanów i tych, którym oni służą, to opowieść o bogatym młodzieńcu. Czytamy ją we wszystkich naszych kościołach. Sprzedaj, co masz i rozdaj ubogim, oni, jak mówił św. Augustyn, będą twoimi tragarzami - doniosą ci to wszystko do nieba. Pomyślałem dziś, że Jezus oczekuje ważnej rzeczy od swojego ucznia. Czegoś, co tu jest tylko zobrazowane wyrzeczeniem się bogactwa. Ale chodzi o coś więcej. Chodzi o zdolność do ryzyka, która bezpośrednio przekłada się na umiejętność powierzenia swojego życia Bogu. Jezus nie tłumaczy mu zasad od "A" do "Z". Zostaw wszystko i pozwól mi decydować o twoim życiu. Wszelkie twoje zabezpieczenia są tylko ciężarem, to wszystko, do czego jesteś tak przywiązany spowalnia cię w drodze, to wszystko, co tak bardzo cenisz i lubisz staje się dla ciebie niewidzialną i nieprzekraczalną granicą. Gdybyś tylko mi zaufał... Moglibyśmy zrobić rzeczy nieprawdopodobne! Gdybyś tylko pozwolił mi decydować o twoim życiu, poprowadzić cię. Gdybyś mnie uczynił jedynym twoim bogactwem, jedynym skarbem!
To chyba istota franciszkanizmu (ba, chrześcijaństwa nawet) i uczyć się tego trzeba nieustannie, bo samo nie przychodzi. A diagnozować samego siebie warto poprzez stawianie sobie prostego pytania - co jest moim skarbem, bogactwem, którego trudno mi się wyrzec? Może się okazać, że to całkiem dobre rzeczy... Ja na ten przykład dziś zobaczyłem wyraźnie, że moje głoszenie i sposób w jaki jest ono odbierane są moimi skarbami, które z całą pewnością musze Jezusowi powierzyć, bo inaczej staną się one sidłem dla mojej duszy. I dobre same w sobie, staną się przeszkodą dla prawdziwego naśladowania Mistrza. Ale tak całkiem Mu zaufać? Oddać bez zastrzeżeń? Pozwolić Mu decydować kiedy, komu, w jakich okolicznościach? Ale to ryzykowne... Bo przecież to takie cenne... A jeśli... No właśnie... Jeśli co?
Sejf ludzkiego serca jest niesłychanie żarłoczny. Pochłania coraz to nowe skarby, a wcale nie przynosi to lepszego samopoczucia. Może więc jednak uwolnić ręce, żeby i nogi zyskały wolność... Wypuść z rąk to, co w nich tak kurczowo trzymasz, a zaraz będziesz gotów ruszyć z miejsca. A twoje serce... Z radością zaśpiewa pieśń, której uczyliśmy się na nowicjacie - "Matko ma, Zakonie mój, dla Cię życie me, dla Cię prac mych znój. Matko ma, Zakonie mój, jam na wieki syn, jam na wieki Twój..."