wtorek, 12 marca 2024

wiosna...


(J 5, 1-16)
Było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: Czy chcesz stać się zdrowym? Odpowiedział Mu chory: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną. Rzekł do niego Jezus: Wstań, weź swoje łoże i chodź! Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził. Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc żydzi do uzdrowionego: Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża. On im odpowiedział: Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź. Pytali go więc: Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź? Lecz uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu. Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło. Człowiek ów odszedł i doniósł żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat.

 

Mili Moi…
Czy choroba była zasadniczym problemem tego, uzdrowionego dziś człowieka? Czy ona sam tak to czytał? Być może do niej przywykł, a dużo bardziej niż chore ciało bolała go obojętność wokół i egoizm, który nie pozwalał myśleć o innych. Może widział ten zniekształcony obraz świata, w którym nie liczy się człowiek, ale całkiem odmienne „wartości”. Może widział, że sam niespecjalnie odbiega od tego smutnego standardu.

Być może pytanie Jezusa pozwala mu skonfrontować się z samym sobą. Poznanie samego siebie jest dziś wielką sztuką, bo migoczące obrazy, światełka, hałas odciągają nas od głębi naszego wnętrza ku powierzchownym płaszczyznom intelektualnych i emocjonalnych przyjemności. Często dopiero wówczas, gdy nie możemy ich już z różnych przyczyn doświadczać, rodzi się jakaś pogłębiona refleksja – o co chodzi mi w życiu? A może raczej – o co mi chodziło? Bo zwykle większość życia mamy już wówczas za sobą… Rozczarowanie, zawód samym sobą, poczucie straty – to częste odkrycia. I jeszcze próby usensownienia – nie, przecież nie było tak źle, dobrze sobie żyłem – tyle przyjemności zaznałem. Czy to jednak było szczęście???

Poznać samego siebie… Bo może nie do końca wiem czym żyję. Może nie wiedziałbym co odpowiedzieć Jezusowi na Jego pytanie – czy chcesz wyzdrowieć? Bo czy ja jestem chory? A może wszyscy wokół są, a nie ja… A może nie zauważyłem, że jestem życiowym paralitykiem. I jeszcze tylko te obrazki, te światełka, ta muzyka stanowi jedyne źródło pociechy. Marnej, ale wobec braku innej…

Od soboty głoszę rekolekcje w Polskiej Misji Katolickiej w Levercusen. Jest to pewna forma odpoczynku, o która zadbał Pan. Bo moje głoszenie to zaledwie dwie Eucharystie wieczorową porą, w dwóch kościołach, w których gromadzi się całkiem sporo ludzi. Nie wystraszyli się treści, które w tym roku naprawdę są mocno niewygodne, ale, jak zawsze, dyktowane wyłącznie pragnieniem budzenia uśpionej nieco wiary w tym „olbrzymie”, jak Sobór nazywa lud chrześcijański. W niedzielę odwiedziliśmy cztery miejsca, co zajmuje tu rzeczywiście cały dzień. I to prawdziwa misja – można się zmęczyć samym przemieszczaniem. Niemniej cieszy mnie nieodmiennie, że mimo szaleństwa tego świata, wciąż są tacy, którzy w Bogu szukają nadziei…

Wczoraj miałem okazję być na dniu skupienia… Chrystusowców w Bochum. Czyli tam, gdzie ponad rok jeździłem głosząc im Słowo. Tym razem siedziałem z drugiej strony i słuchałem kolejnego ich konferencjonisty. Ale ta wizyta zaowocowała kolejnymi terminami na… 2026 rok. Wygląda na to, że jeśli dożyję, to wygłoszę rekolekcje również w Duisburgu. Ale przedtem jeszcze wiele wody upłynie i wiele innych terminów musi zostać dotrzymanych… Już za kilka dni kolejna parafia w Gdyni. Tym razem św. Urszuli Ledóchowskiej na Chwarznie. Przedostatnie wielkopostne zmagania… Na razie jednak delektuję się osiemnastoma stopniami i obsypanymi kwieciem drzewami. Tu bowiem wiosna już na całego…

środa, 6 marca 2024

44


(Mt 5, 17-19)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim".

 

Mili Moi…
Fascynuje mnie, że Jezus niczego nie zaczyna od początku, a jednak wszystko czyni nowym. To, co było do tej pory, ma znaczenie. Być może należy to nieco odkurzyć, przywrócić właściwe rozumienie, odkryć na nowo. Ale z pewnością nie odrzucić. Ja ze zdumieniem stwierdzam, że, być może z wiekiem, jest mi coraz bliżej do tego, co piękne, a stare. Nie, nie staję się tradycjonalistą, ile raczej miłośnikiem prawdy, która nie przemija. Mam czas „ojca, który wydobywa ze swego skarbca rzeczy nowe i stare”. I chyba to stare mnie coraz bardziej intryguje. Odczytuje to wielokrotnie jako lepiej odpowiadające ludzkiej naturze i przede wszystkim prowadzące w głąb, a nie zatrzymujące się na powierzchni. Przyglądam się samemu sobie i zastanawiam nad tą lekcją. Chcę ją dobrze przyswoić.

A u mnie? Cóż, jak i u Was… Minął piąty marca. Tyle że dla mnie to coroczna, radosna rocznica przyjścia na świat i smutna refleksja o zbliżaniu się mojego kresu. Oczywiście w perspektywie jest spotkanie z Bogiem. I nie to jest smutne. Ile raczej towarzyszy mi obawa czy robię wszystko jak należy i nie marnuję danego mi czasu, szansy, talentów i darów. Czterdzieści cztery lata minęły… Moja mam miała czterdzieści sześć, kiedy opuściła ten świat. Ile jeszcze przede mną? Zagadka, której nie usiłuję zgłębiać. Kocham „dziś” i cierpliwie czekam na „jutro”.

Dawno już nikt mi tak nie zorganizował urodzin jak księża w Luzinie. I tort i podarunek i śpiewy i życzenia… Było niesamowicie miło. A w międzyczasie oczywiście głoszenie. Pełen kościół ludzi. Duża otwartość. Serdeczne komentarze. Przeżyłem dzieciaki. Dziś dwieście sześćdziesiąt z nich zawierzyliśmy Maryi. I czuję się uczciwie zmęczony. Wieczorem wracam do domu. A następne rekolekcje od soboty. Na szczęście w Levercusen, w Niemczech. Znacznie spokojniejsze, więc nieco odetchnę. A dziś przyjąłem pierwsze rekolekcje na 2026 rok... Dzieje się :)

Wszystkim dziękuję za dobre słowa życzeń… Pokój Wam +

poniedziałek, 4 marca 2024

chyba jednak prosty Franciszek...


(J 15, 9-17)
Jezus powiedział do swoich uczniów:" Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję.Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go prosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali".

 

Mili Moi…
Zawsze urzeka mnie to Słowo, w którym Pan przypomina mi, że jestem Jego przyjacielem, Jego wybranym, przez Niego posłanym, aby owocować. Czuję wyraźnie, że wszystkie siły winienem właśnie na to skierować – aby iść w Jego imię i przynosić Jemu miłe owoce dusz. Ale wyraźnie odczuwam też wewnętrzną walkę – taką niechęć do ofiary, do wyrzeczenia, do znoszenia różnych niedogodności. Wciąż w głowie inne miejsca, gdzie mógłbym odpocząć, cieszyć się życiem, może podróżować. Czasem się tylko do tych myśli uśmiecham, bo są wystarczająco daleko, czasem zaś toczę z nimi ciężki bój – zwłaszcza wówczas, gdy jestem fizycznie zmęczony – atakują mnie bezlitośnie. Nad tą Ewangelią zwykle towarzyszy mi również myśl jaki jest wpływ moich niedoskonałości na owocowanie mi zlecone. Zdaję sobie sprawę, że całkiem go nie niweczę, ale czy nie osłabiam tego oddziaływania, które Pan mi polecił? Czy nie mógłbym, czy nie powinienem przynosić więcej? Tu z kolei jakieś zmaganie między zdrowym rozsądkiem, a gotowością na wszystko. Każde z wymienionych ma swoich zwolenników i przestróg przed wypaleniem nie brakuje. Ale czy wielcy święci obawiali się wypalenia? Wątpię… Wiedzieli bowiem, gdzie jest źródło ognia. Niegasnące…

Od soboty jestem w Luzinie… To tylko dobre pół godziny jazdy autem od Gdyni, więc blisko. Ale trochę inny świat. Kaszuby. Od rana pełen koscioł ludzi, którzy gromkim głosem śpiewają i modlą się. Dużo dzieciaków i młodzieży. Lud słuchający. Mówi się znakomicie. Atmosfera wśród księży bardzo dobra. Wczoraj rytm niedzielny – spokojny i przewidywalny. Dziś już harce z dziećmi, a zatem wołanie do Pana o siły i energię, której w całym dniu potrzebował będę dużo. Oby zatem do środy i niech owoce, których ja zwykle nie widzę, jadąc dalej, pojawią się w sercach słuchaczy i w ich codziennym budowaniu Królestwa.

A teraz wyznam coś strasznego… Zrobiłem w piątek coś, co mi się właściwie nie zdarza… Porzuciłem książkę… Zabrałem się na Wielki Post za naszego wielkiego świętego – Bonawenturę. Dorwałem dzieło „Życie i myśl”. Sześćset stron – znakomita lektura na Post – mówię sobie. Ale po stu pięćdziesięciu przeczytanych, stwierdziłem, że nic z tego nie rozumiem, a poza tym kwestie związane z tym czy Bonawentura był arystotelikiem czy augustynikiem, a jego poznanie Boga było raczej aprioryczne czy może aposterioryczne są dla mojej obecnej kondycji intelektualnej nie do przejścia. Więc pożegnałem ten opasły tom z mocnym postanowieniem, że… już do niego nie wrócę.





 

 

czwartek, 29 lutego 2024

fajerwerki...


(Łk 16, 19-31)
Jezus powiedział do faryzeuszów: "Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień ucztował wystawnie. U bramy jego pałacu leżał żebrak pokryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza. A także psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy cierpiąc męki w Otchłani, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i przyślij Łazarza, aby koniec swego palca umoczył w wodzie i ochłodził mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”. Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz w podobny sposób – niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A ponadto między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd nie przedostają się do nas”. Tamten rzekł: „Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich ostrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”. Lecz Abraham odparł: „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!” „Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby ktoś z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą”. Odpowiedział mu: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby ktoś z umarłych powstał, nie uwierzą”.

 

Mili Moi…
Myślę sobie o dzisiejszym Słowie w kontekście tej pośmiertnej prośby bogacza o łaskę ratowania jego braci… I zauważam, że oczekiwania nadzwyczajności są zwykle odwrotnie proporcjonalne do przypisywanej im skuteczności. Petardy mają to do siebie, że przez chwilę przyciągają wzrok – zachwycają lub straszą, ale po ich głośnych eksplozjach wszystko jest jak dawniej, choć wokół więcej śmieci, które po nich zostają i które ktoś musi posprzątać. A widzowie mogą co najwyżej oczekiwać kolejnego pokazu. Tak jest również z duchowymi fajerwerkami – można się od nich uzależnić. Ale ich realny wpływ na życie wewnętrzne jest znikomy. Co najwyżej podziw i nieco wrażeń estetycznych. W tej dziedzinie bowiem nie osiąga się żadnych efektów bez mozolnej i wytężonej pracy w oparciu o dostępne i zwyczajne środki. Niebo zdaje się dziś wyrokować – jeśli te zwyczajne ci nie wystarczą, to nadzwyczajne do niczego ci się nie przydadzą…

Pierwsze mocne uderzenie wielkopostne za mną… Bardzo intensywny czas… Dwa spotkania dla dorosłych, cztery dla dzieciaków i młodzieży i dodatkowo Msza w Domu Seniora z nauką dla nich. Wszystko to sprawiło, że naprawdę dostałem w kość. Ale i radość ogromna, kiedy już takie wyzwanie się pokona. Przyznam szczerze, że obawiałem się trochę jak te rekolekcyjne treści zostaną przyjęte, bo tym razem postanowiłem pokazać przyczyny, dla których nasza wiara jest tak wymagająca i przypomnieć, że nasze życie podlega ocenie i wszystko w nim ma znaczenie. Bardzo trudne i niewygodne treści. Zawsze więc poniedziałek jest zagadką – czy ktoś w ogóle przyjdzie słuchać tak mało sympatycznych treści. Okazało się, że i owszem – całkiem pokaźne grono, które nie stopniało podczas tych dni, a za to pojawiały się głosy – jasno, przejrzyście, spójnie, przekonująco, a przede wszystkim w oparciu o Pismo Święte. Tego chyba wszyscy potrzebujemy – ciągłego powrotu do Słowa, do Boga, który mówi – z miłością, ale mądrą, wymagającą, wychowującą nas ciągle.

Teraz dwa dni dochodzenia do siebie – bez pośpiechu, z książką w ręku i bez wyrzutów sumienia. Bo w sobotę już ruszam do Luzina, gdzie w parafii św. Wawrzyńca mam niemal dokładnie taki sam układ i taką samą intensywność rekolekcji. A zatem tych naturalnych sił, fizycznych, musze nieco odzyskać, a o te duchowe prosić kochanego Jezusa. Niech On troszczy się o mnie i o słuchaczy…

Ten rok zagęścił się już bardzo, bardzo… A i przyszły wygląda obiecująco. Właściwie Wielki Post już zajęty w całości. Sporo rekolekcji zakonnych, głównie dla sióstr, co przyznam szczerze, bardzo lubię i odczytuję jako swój własny charyzmat. A kiedy one proszą o rekolekcje, to zwykle o pięć serii na raz. Wiec kalendarz pęcznieje… Ale są i ciekawe wyzwania – Misje Święte w jednej z poznańskich parafii, czy sesja formacyjna dla sióstr wokół bł. Rodziny Ulmów. Czytać, zgłębiać, modlić się i… dać radę. Ale z Bogiem wszystko jest możliwe…



piątek, 23 lutego 2024

u progu domu...


(Mt 5, 20-26)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj!”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie wydał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: Nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie zwrócisz ostatniego grosza".

 

Mili Moi…
Fascynuje mnie fakt, że Słowo zawsze przychodzi w porę… Za chwilę ostatnia Msza kończąca rekolekcje dla Księży Chrystusowców. I Słowo, które pokazuje perspektywę rozwoju, które ciągnie w górę… Wszyscy pewnie mamy tendencję zatrzymywania się w miejscu, orzekania, że już wystarczy, albo przynajmniej okresowego zwalniania się z pracy nad sobą. Z różnych zresztą przyczyn. Tymczasem Pan wzywa do nieustannej czujności i do przenikania świadomością Jego obecności wszystkich płaszczyzn naszego życia. Dziś może szczególnie naszego języka. Ale wiemy dobrze, że słowo rodzi się w sercu, a nie w ustach.

Grzechy języka wydają się być łatwe do opanowania, bo domagają się zaledwie czujności i konsekwencji w „gryzieniu się w język”. A jednak mówimy sobie często – no nie podołałem znów, nie dałem rady, nie czuwałem… O ileż łatwiej byłoby, gdybyśmy posiadali cnotę milczenia. One właśnie temu służą – cnoty – pewnej łatwości, niemal automatyzmowi czynienia dobrych rzeczy.  Jednak jedynym sposobem na ich wypracowanie jest częste, świadome powtarzanie dobrych czynności – w tym przypadku akurat powstrzymywanie się od wypowiadania słów i praca nad swoim sercem. Patrząc na współczesny język jako narzędzie krzywdy, myślę sobie, że czas byłby najwyższy, żebyśmy jako chrześcijanie zmieniali oblicze tej ziemi w tym właśnie aspekcie.

Za godzinę moja ponad roczna przygoda z Chrystusowcami dobiegnie kresu. Mam jeszcze kilka zaproszeń od indywidualnych braci, żeby powiedzieć coś przy różnych okazjach w ich parafiach, ale jednak koniec. Zawsze, kiedy kończą się jakieś rekolekcje mam w sobie przykre uczucia – smutku, jakiejś melancholii związanej z pożegnaniami, ale i koniecznością ponownego wyruszenia w drogę. Nigdzie u siebie, nigdzie na stałe. Apostolstwo skumulowane w godzinach spędzonych za kółkiem.

W planach na dziś i na jutro? Posprzątanie mojej domowej stajenki, bo koty kurzu robią prawdziwe wyścigi po każdorazowym otwarciu drzwi. A nie lubimy się raczej… No i ostatnie szlify rekolekcji, które rozpoczynam w niedzielę w Gdyni. To plus. Dziesięć minut od domu, noce we własnym łóżku, poranne modlitwy z braćmi. A zatem chwila oddechu niech przygotuje mnie do nowej walki. O świętość. Moją i słuchaczy…



poniedziałek, 19 lutego 2024

wszędzie plusz...


(Mt 25, 31-46)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”. Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie”. Wówczas zapytają i ci: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?” Wtedy odpowie im: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tego i Mnie nie uczyniliście”. I pójdą ci na wieczną karę, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego". 

 

Mili Moi…
Zawsze mam pewien kłopot z tą Ewangelią, bo jest bardzo wiele osób, które chcą ją czytać w oderwaniu od pozostałego nauczania Jezusa. Trochę tak, jakby wszystko, co powiedział do tej pory miało niewielkie znaczenie, najważniejsze, żeby być dobrym. I właściwie ten sąd ostateczny to taka trochę formalność, bo wystarczy, że podałeś kubek wody najmniejszemu (a przecież w całym życiu zrobiłeś to pewnie wiele razy – albo coś podobnego rzecz jasna), dlatego możesz być pewien zbawienia. Jakby przyjęcie Ewangelii, nawrócenie, wiara, chrzest, życie w jedności z Bogiem, o którym On tak stanowczo się wypowiada, nie miały w zasadzie żadnego znaczenia.

Wierzący „jednej perykopy”, to ci, którzy zapętlili się na wygodnym i jakoś korzystnym Słowie, resztę pozostawiając z boku. Wczoraj po moim niedzielnym kazaniu nawiedziła mnie pani, która orzekła, że „ubiczowałem” dziś słowem obecnych w kościele, a ci ze słabą wiarą już tu nie wrócą. Ona zaś słucha tego i owego w internecie, gruntownie wykształconych księży i ich Bóg jest zupełnie inny od tego, którego ja dziś zaprezentowałem. Bo Bóg powiedział „miłosierdzia chcę, a nie ofiary” (to ta jedna perykopa ulubiona przez panią). Zapytałem czy istnieje piekło? Pani odpowiedziała, że piekło sami sobie tworzymy na ziemi. A ona woli słuchać o Bogu miłosiernym (kategoria lubię-nie lubię). Życzyła mi otwartości na Bożą miłość i poznania Boga miłosiernego. A ja pomyślałem, że moje głoszenie rzeczywiście wyznawców pluszowego chrześcijaństwa może przyprawić o zawał. Nie daj Boże bowiem mówić o jakichkolwiek wymaganiach… Załączam zresztą kazanie u dołu – tylko dla ludzi o mocnych nerwach (może muszę to dodawać zaraz po wejściu na ambonę).

W piątek zakończyłem rekolekcje dla mieszkańców DPSu. Dostałem kilka pięknych, ręcznie wykonanych prezentów, a wśród nich chyba również jakiegoś wirusa, albo co najmniej zatrucie pokarmowe. Powoli z tego wychodzę, ale żołądkowo było mocno nieprzyjemnie. Całe rekolekcje były dla mnie wielkim doświadczeniem pochylania się z miłosierdziem nad najmniejszymi. Kiedyś mawiałem, że franciszkanin to ten, który patrzy na tych, na których już nikt inny nie patrzy. I tak właśnie było w minione dni. Przy czym tych „patrzących” w Weleniu jest sporo – zarówno siostry zakonne jak i świeccy pracownicy. Przed wszystkimi chylę czoła z szacunkiem i uznaniem.

W sobotę, w drodze powrotnej, wygłosiłem jeszcze wielkopostny  dzień skupienia siostrom Nazaretankom w Słupsku, a wczoraj popracowałem nieco w naszej, gdyńskiej parafii. Dziś już piszę z Poznania, gdzie pod wieczór rozpoczynam rekolekcje dla księży Chrystusowców. To już całkiem ostatni akord mojego rocznego kontraktu na głoszenie im Słowa. Cały rok latałem do Bochum, tym razem oni zjeżdżają się w Poznaniu. Powiedziałbym, że to chyba ostatnie spokojne dni tegorocznego Wielkiego Postu, bo potem zaczynam już rekolekcje parafialne. A tam pot będzie płynął po czole… Ale to od niedzieli. Pierwsza idzie w rekolekcyjne zapasy parafia świętego Maksymiliana w Gdyni. Dobrze, że tak blisko domu…









środa, 14 lutego 2024

starość też radość...


(Mt 6, 1-6. 16-18)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni to lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie".

 

Mili Moi…
Podoba mi się tłumaczenie Biblii Pierwszego Kościoła… Zamiast „przybierają wygląd ponury” stoi tam – „zmieniają swoją twarz”. Wszystko po to, żeby było widać… Nie tylko jednak inni mają patrzeć na tę „uposzczoną” twarz, ale może nade wszystko sam zainteresowany, kiedy spojrzał w lustro, mógł poczuć się lepiej. Ileż wówczas dobrych myśli o sobie, o swojej gorliwości, o swoim „dobroludzizmie” – w odróżnieniu od tych wszystkich, których twarz wcale na to nie wskazuje… Że są dobrymi ludźmi…

Staram się być dobrym człowiekiem – zapewniam was, że jest to jedna z bardziej irytujących sentencji, którą słyszę w konfesjonale. Zawsze mam ochotę powiedzieć – to idź się starać gdzie indziej… Zwłaszcza, że zwykle takie wyznania są połączone z kompletną ślepotą na grzech. Ci, którzy starają się być dobrymi ludźmi z zasady nie grzeszą. A jeśli nawet, to tak jak wszyscy (to druga sentencja, która powoduje emocjonalne poruszenie w spowiedniku).

Początek Wielkiego Postu to wezwanie do schowania „dobroludzizmu” do kieszeni i uczciwe spytanie Ojca, który widzi w ukryciu, co On na mój temat myśli… Bo On jest jedynym, który nie da się zwieść moimi gierkami. I dlatego zbliżenie się do Niego i wsłuchanie się w Jego głos jest tak niepokojące…

Poniedziałkowa wizyta w Niepokalanowie zaowocowała sześcioma nowymi audycjami, które udało nam się stworzyć, chyba po raz pierwszy, w jeden dzień. Dzięki temu, kawał wtorku mogłem przeznaczyć na skupienie osobiste u progu Wielkiego Postu, za co jestem Panu wielce wdzięczny, bo w tym czasie nie będzie o to łatwo. A wtorkowym popołudniem dotarłem do dobrych sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, do Wielenia (koniec świata), gdzie mam podjąć zupełnie nowe wyzwanie. Otóż za chwilę rozpoczynam trzydniowe rekolekcje dla mieszkańców Domu Pomocy Społecznej prowadzonego przez siostry. Dzieło o tyle nietypowe, że wielu z trzystu pacjentów leży w swoich łóżkach, więc poza Mszami i nauczaniem w kaplicy czekają mnie wycieczki po oddziałach. Odbieram to jako osobistą łaskę – móc u początku Postu spotkać Chrystusa udręczonego w cielesności – choroby, niedołęstwo, inne ograniczenia… Dlatego dziś mamy dzień dotknięcia frędzli Jego płaszcza… Każdy będzie mógł chwycić się welonu, którym odziany będzie Najświętszy Sakrament pielgrzymujący ze mną po oddziałach. I każdy będzie mógł prosić Jezusa o to, czego mu najbardziej potrzeba… Zawierzam waszej modlitwie moich sędziwych słuchaczy…

No i na koniec pierwszy odcinek rekolekcji wielkopostnych…